ďťż

Przedsiębiorstwa wypłacały niewolnicze stawki świeżo przyjętym robotnikom, dopóki rząd nie ustanowił płacy minimalnej...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ci, co wzdychają za “dawnymi, dobrymi czasami", mówią: “I co z tego? Przecież dawali im prace! A zresztą kto tu ryzykuje? Pracownik? Nie! Ten, kto inwestuje, właściciel bierze na siebie całe ryzyko! Dlatego jemu należą się największe dochody!" Ktokolwiek uważa, że zatrudniani robotnicy winni być traktowani z szacunkiem przez pracodawców, nazywany jest komunista. Ktokolwiek uważa, że nie wolno nikomu odmawiać dachu nad głową ze względu na kolor skóry, nazywany jest socjalista. Ktokolwiek uważa, że kobiety powinny mieć takie same możliwości pracy czy awansu, nazywany jest radykalnym feminista. A gdy rząd, za pośrednictwem wybranych przez obywateli przedstawicieli, usiłuje rozwiązać problemy, których rozwiązania stanowczo odmawiają elity, taki rząd stosuje ucisk! (Jest to, nawiasem mówiąc, określenie tych, którzy sami z siebie nie chcą pomagać innym. Ci, którzy korzystają z pomocy rządu, są odmiennego zdania.) Najbardziej rzuca się to w oczy w lecznictwie. W 1992 roku prezydent USA i jego małżonka uznali, że to nie w porządku, aby miliony obywateli pozbawione były dostępu do profilaktycznej opieki zdrowotnej. Stanowisko to wywołało istną burzę nie tylko w samym społeczeństwie, podzieliło również środowisko lekarskie oraz firmy ubezpieczeniowe. Tak naprawdę nie chodzi o to, czyja propozycja jest lepsza: projekt administracji rządowej czy plan przedstawiony przez prywatnych przedsiębiorców. Naczelną kwestią pozostaje: Dlaczego prywatni przedsiębiorcy nie wystąpili z rozwiązaniem wcześniej? Odpowiem Ci: Ponieważ nie musieli. Nikt się nie skarżył. A prywatni przedsiębiorcy kierowali się zyskiem. Zyskiem. W związku z tym, chcę powiedzieć jedno: Możemy złorzeczyć i użalać się ile chcemy. Oczywista prawda jest jednak taka, że rząd zapewnia rozwiązania tam, gdzie sektor prywatny nie kiwnie palcem. Można się sprzeczać, że rząd postępuje wbrew woli narodu, ale tak długo, jak obywatele sprawują kontrolę nad rządem – co można powiedzieć o Stanach Zjednoczonych – rząd będzie dalej starał się rozwiązywać społeczne problemy, ponieważ większość nie ma ani władzy, ani majątku, dlatego droga prawna zabiega o to, czego dobrowolnie potężni i bogaci nigdy by im nie dali. Tylko w tych krajach, gdzie naród nie ma wpływu na rząd, na nierówności patrzy się obojętnie. Powstaje pytanie, kiedy rząd rządzi za dużo, a kiedy za mało? Jak można osiągnąć równowagę? Fffjuuu! Ale ci się zebrało! Tak długo do tej pory jeszcze nie przemawiałeś, ani w tej ani w poprzedniej książce. Cóż, w tej książce mieliśmy zająć się problemami światowymi, na większą skalę. Sądzę, że poruszyłem jeden z ważniejszych. Niezły z ciebie mówca, tak. Głowiły się nad tym najtęższe umysły, począwszy od Jeffersona do Marksa i Toynbee'go. Dobrze – a jakie jest Twoje rozwiązanie? Musimy się cofnąć; musimy zrobić sobie mała powtórkę. Proszę bardzo. Przyda mi się posłuchać tego raz jeszcze. Wobec tego, na wstępie oświadczę, że nie ma żadnego “rozwiązania". A to dlatego, że nie widzę w tym żadnego problemu. Po prostu jest to, co jest, nie mam w tej mierze osobistych preferencji. Opisuje tylko, co da się zauważyć, co każdy jasno może zobaczyć. W porządku, nie masz rozwiązań i nie masz preferencji. Czy możesz podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami? Świat nie wypracował jeszcze systemu rządów, który rozwiązałby wszystko – chociaż rząd Stanów Zjednoczonych jest ze wszystkich dotychczasowych tego najbliższy. Kłopot jednak w tym, że dobro i człowieczeństwo to pojęcia moralne, a nie polityczne. Rząd to ludzka próba uprawomocnienia dobra i człowieczeństwa. Ale dobro zrodzić się może tylko w jednym miejscu, mianowicie w ludzkim sercu. Podobnie wyobrażenie człowieczeństwa powstać może tylko w jednym miejscu, mianowicie w ludzkim umyśle. Naprawdę miłości można doświadczyć tylko w duszy. Gdyż ludzka dusza jest miłością. Nie da się zarządzić moralności przy pomocy ustaw. Nie można ustanowić prawa, mówiącego “miłujcie się wzajemnie". Wszystko to już przerobiliśmy, kręcimy się w kółko. Mimo to ta dyskusja jest owocna
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.