ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Mówca-Chińczyk wyszedł za bramę i, zobaczywszy konia, stojącego w polu,
skierował się
ku niemu. Ledwie minął róg, za którym czaił się jeździec na białym koniu, gdy
ten zjawił się
nagle, porwał Chińczyka na siodło i nawpół zduszonemu zawiązał usta czerwoną
chustką.
Poczem bez zbytniego pośpiechu zabrał chińskiego konia i powoli oddalił się w
stronę gór.
Kto to mógł być? spytałem zdumiony swego przyjaciela.
Jestem przekonany odparł bez namysłu że był to Tuszegun-Lama!
Późno w nocy dowiedzieliśmy się, że napróżno kuli oczekiwali powrotu
mówcyagitatora.
W chwili, gdy niecierpliwość zgromadzonych doszła do punktu kulminacyjnego, z
poza płotu rzucono do nogan-choszuna głowę mówcy. Z tego zgromadzenia nie
powróciło
też ośmiu gaminów, których widziano idących do koszar. W kilka dni potem
znaleziono ich
trupy, starannie złożone w dołach, gdzie zwykle przechowywano na zimę ziemniaki.
Wszystkie te wypadki ostatecznie nastraszyły tłuszczę, owe szumowiny
wspaniałych,
mądrych Chin, z chęcią pozbywających się najgorszych warstw zdemoralizowanego
proletariatu.
Nie chcieliśmy jednak pozostawić bez protestu tego wiecu, który odbył się pod
auspicjami
pana gubernatora, zbyt blisko zaprzyjaźnionego z ajentami bolszewickimi.
Pojechałem do
niego wraz z innym Polakiem, p. St. Błońskim, przedstawicielem dużej firmy
amerykańskiej.
Zwróciliśmy uwagę młodemu administratorowi na niestosowność jego sympatji dla
bolszewików i na bezprawia w jego zarządzeniach. Wan-Dzao-Dziuń i Fu-Siań byli
bardzo
zmieszani z powodu informacyj, jakie posiadaliśmy o ich rokowaniach z ajentami
sowieckimi
i o udziale w opracowaniu planu pogromu. Zapewnili nas solennie, że są pewni
posłuszeństwa
konwoju, który nie dopuści do walki ulicznej. Nie wątpiliśmy, że konwój, złożony
ze 100
regularnych żołnierzy, pod dowództwem poważnego i fachowego oficera, nie weźmie
udziału
w pogromie, lecz czyżby ci żołnierze mogli stawiać opór 300 gammom, 3000
kuli i 1000
uzbrojonych robotników i subjektów firm chińskich?!
Nazajutrz po tej rozmowie otrzymaliśmy wiadomość, że rosyjscy partyzanci biali
zdobyli
Wan-Kure i Dzain-Szabi, że pułkownik Kazagrandi połączył się z baronem Ungernem
i że
wszystkie linje komunikacyjne pomiędzy Mongolją Zachodnią i Urgą, a zatem i z
Chinami, są
już w ręku barona i Mongołów.
Wtedy dowódca partyzantów uliasutajskich, pułkownik Michajłow, urzędowo objął
komendanturę nad miastem, aresztował ajentów bolszewickich, szybko przeprowadził
śledztwo, i sąd skazał ich na śmierć, jak również zabójców Bobrowych Kanina i
Puzikową.
To wystąpienie Rosjan oburzyło władze chińskie. Atmosfera znowu zaczęła się
zgęszczać,
gdyż Mongołowie podtrzymali Rosjan. Lada chwila oczekiwaliśmy otwartej walki,
której
wyniki były dla mnie bardzo mgliste, gdyż absolutnie nie wierzyłem w dyscyplinę
oddziału
rosyjskiego i w taktowność ich dowódcy. Wtedy wraz z p. Błońskim,
przedstawicielem firmy
amerykańskiej, poradziliśmy księciu Czułtunowi, by zaproponował zwołanie
konferencji
mongolsko-chińskiej dla załatwienia sporu bez przelewu krwi drogą rokowań
pokojowych.
Na tę propozycję zgodziły się władze zarówno mongolskie, jak też i chińskie. W
ciągu paru
dni zjechali się choszunni książęta Mongolji Zachodniej, i w Jamyniu rozpoczęły
się
rokowania. Ze strony Mongołów najczynniejszy udział w nich brali książę Czuł-
tun-Bejle, ks.
Lama Dżap-Gun i ks. Nawanceren, a ze strony Chińczyków Wan-Dzao-Dziuń, Pu-Siań
i
paru urzędników z komisarjatu chińskiego. Ja i p. Błoński byliśmy zaproszeni w
roli
doradców, lecz faktycznie byłem zmuszony kierować konferencją, gdyż co chwila
wynikały
spory, kłótnie, wzajemne wymówki i pogróżki, po których niektórzy z
przedstawicieli
Mongołów, jak np. Lama Dżap-Gun, grozili nożami i chcieli opuścić Uliasutaj, aby
z bronią
w ręku walczyć z zaborcami. Bolszewicy dowiedziawszy się o zaproszeniu mnie i p.
Błońskiego, użyli wszelkich środków, aby wprowadzić do składu konferencji
jednego ze
swych przedstawicieli, kolonistę Burdukowa. Potrafiliśmy jednak przekonać go, że
podjęcie
się przez niego tej misji skończy się albo kulą, albo stryczkiem. Znikł więc i
wkrótce ulotnił
się zupełnie z Uliasutaju, co nie przeszkodziło mu jednak posłać o mnie
wyczerpującego
raportu sowieckim władzom pogranicznym; miało to wkrótce pewne skutki, co
prawda, z
zakończeniem zupełnie nieoczekiwanem.
Dopiero po kilku dniach udało mi się wraz z p. Błońskim przekonać Wan-Dzao-
Dziunia,
że rząd pekiński uprawia w Mongolji politykę, niezgodną z traktatami, uznanemi
przez Chiny,
i że dla dobrych stosunków sąsiedzkich pomiędzy obydwoma narodami, Mongołowie
powinni z honorami przepuścić gubernatora, jego urzędników i konwój przez
Mongolję na
południe do granicy Chin, zapewniając im nietykalność i opiekę. Chińczycy zaś
mają
dobrowolnie rozpuścić gaminów i kuli, rozbroić ich, oraz oddać władzę w ręce
starego
saita księcia Czułtuna. Komisarjat chiński zaczął natychmiast po podpisaniu
traktatu
uliasutajskiego przygotowywać się do opuszczenia miasta i nazajutrz miał
odjechać. Przed
odjazdem gubernator chiński wydał mi list polecający do wszystkich władz
chińskich, który
bardzo dopomógł mi później do otrzymania pozwolenia na przejście granicy
chińskiej.
Naraz gruchnęła wieść, że cały rządowy chiński tabun koni i wielbłądów
ciężarowych
nocą został skradziony i popędzony w niewiadomym kierunku. Jednocześnie
Mongołowie
donieśli, że w pobliżu niektórych urtonów (stacyj pocztowych) wykryto ciała
zamordowanych gońców, wysłanych przez Wan-Dzao-Dziunia do Urgi.
Zdumienie powszechne było bezgraniczne. Lecz wyjaśnienie nastąpiło bardzo
szybko. Mój
przyjaciel Dżełyb-Dzamsrap-Hutuhtu pchnął z klasztoru Narabanczi do ks. Czułtuna
gońca z
doniesieniem, że jakiś nieznany oddział rosyjski, pod dowództwem pułkownika
kozackiego,
Domożyrowa, podszedł do klasztoru Narabanczi i żąda żywności, jurt, koni i
srebra; nadto ten
sam oddział, w którym znajduje się książę Bałdon-Hun, słynny zdobywca Kobdo,
zamierza
przeprowadzić mobilizację Mongołów w chanacie Jassaktu, nie mając nato
upoważnienia od
rządu mongolskiego i działając na mocy ustnego rozkazu barona Ungern von
Sternberga.
Hutuhtu prosił o pomoc, gdyż obawiał się zrabowania klasztoru przez Mongołów
Bałdon-
Huna i kozaków Domożyrowa.
Pułkownik kozacki Domożyrow, przysłał rozkaz do rosyjskiego komendanta
Uliasutaju,
aby wyrżnąć chińską załogę, zrabować bank chiński i zaaresztować chińskich
urzędników,
których zamierzał sądzić osobiście. Z wielkim trudem udało się mnie i saitowi
przekonać
komendanta, pułk
|
WÄ
tki
|