ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nędzarz nie może się podzielić tym, co mu zbywa, ani odmówić komuś części swych
zapasów.
Nędzarz sam ma niewiele. Daje, i nigdy nie odmawia, z tego co mu jest niezbędne
i czego jakże
często sam okrutnie potrzebuje. Kość rzucona psu to nie dobrodziejstwo.
Prawdziwym
miłosierdziem jest kość, którą dzielisz się z psem, gdy jesteś tak samo jak on
głodny.
Dobrze pamiętam jeden dom, z którego przepędzono mnie owego wieczoru. Okna
jadalni
wychodziły na taras. Przez te okna zobaczyłem mężczyznę zajadającego pasztet w
cieście, wielki
pasztet w cieście. Stanąłem w otwartych drzwiach. Mężczyzna w czasie rozmowy ze
mną bez
przerwy jadł. Dobrze mu się wiodło, a powodzenie nauczyło go niechętnie
spozierać na bliźnich,
z którymi los gorzej się obszedł. Prośbę o coś do zjedzenia facet z miejsca
uciął.
A pracować nie łaska? prychnął.
Cóż to miało do rzeczy? Ani słowem nie wspomniałem o pracy. Tematem rozmowy,
jaką z
nim nawiązałem, było: jeść. Istotnie, nie miałem zamiaru pracować. Chciałem
tylko złapać
wieczorem transkontynentalny idący na zachód.
Nie wziąłbyś się do roboty, gdyby się trafiła okazja? przypierał mnie do
muru.
Zerknąłem na dobrotliwą twarz żony faceta i zrozumiałem, że gdyby nie obecność
tego
cerbera, już bym podjadał pasztet. Na razie cerber dalej go wtrajał.
Zrozumiałem, że muszę
gościa ugłaskać, jeśli chcę, by mnie dopuścił do spółki. Lekko tedy sobie
westchnąłem i
przyjąłem jego religię pracy.
Jasne, że chcę pracować zalałem.
Bujda! parsknął.
Może pan to sprawdzić odparłem brnąc dalej.
Pięknie powiada tamten. Przyjdź jutro rano na róg ulicy takiej i takiej
(zapomniałem, gdzie to miało być). Tam gdzie stoi spalony dom, wiesz? Dam ci
pracę.
Będziesz ładował cegły.
Dobrze, łaskawy panie. Przyjdę.
Chrząknął i znów wziął się do pasztetu. Czekałem. Po kilku minutach podniósł
wzrok znad
talerza, z miną, która miała oznaczać: Myślałem, żeś już poszedł i zapytał:
Hę?
Cze
czekam na kawałek chleba odparłem grzecznie.
A nie mówiłem, że ci się nie chce pracować? huknął na mnie.
Miał, oczywiście rację. Ale aby dojść do tego wniosku, musiał czytać w moich
myślach, bo
logika wskazywała na co innego. Atoli żebrak stojący u drzwi winien być pokorny,
przystałem
więc na jego logikę, tak jak przedtem przyjąłem jego religię.
Widzi pan, jestem głodny powiedziałem z niezmienną uprzejmością. A jutro
rano
będę jeszcze głodniejszy. Proszę pomyśleć, jak mi się będzie chciało jeść, gdy
przyjdzie przez
cały dzień rzucać cegły, a nic nie włożę do ust. Otóż, gdyby mi pan teraz dał
coś przekąsić, to
bym jutro miał krzepę do tych cegieł.
Poważnie zastanowił się nad moją prośbą, nie przestając jeść, podczas gdy jego
żona
najwyraźniej miała ochotę wstawić się za mną. Ale zmilczała.
Powiem ci, co zrobimy odezwał się pan domu między jednym kęsem a drugim.
Przyjdziesz jutro do pracy, a w południe dam ci zaliczkę i będziesz miał na
obiad. W ten sposób
zobaczymy, czy masz poważne zamiary, czy nie.
A tymczasem
zacząłem, ale mi przerwał.
Gdybym ci teraz dał jeść, nigdy więcej bym cię nie ujrzał. O, znamy takich.
Popatrz na
mnie. Nic nikomu nie jestem winien. Nigdy nie upadłem tak nisko, żeby prosić
kogo o kawałek
chleba. Zawsze sam zarabiałem na siebie. Bieda w tym, żeś jest próżniak i
ladaco. Masz to
wypisane na gębie. A ja pracowałem i byłem uczciwy. Tylko dzięki samemu sobie
wyszedłem na
ludzi. Ty też możesz dojść do tego uczciwością i pracą.
Pańską uczciwością? zapytałem.
Niestety, promyk humoru nigdy nie przebił mroków zapracowanej duszyczki tego
człowieka.
Tak, moją odrzekł.
I każdy może dojść?
Tak, każdy. Powiedział to z głębokim przekonaniem.
Jeśli jednak my wszyscy upodobnimy się do pana, kto będzie ładował pańskie
cegły,
pozwoli pan, że się o to zapytam?
Przysięgam, że w oczach jego żony błysnęła iskierka wesołości. Ale pan domu
przeraził się
czy jednak trwogą zdjęła go perspektywa strasznych reform społecznych, przez
które nie mógłby
znaleźć amatora do noszenia cegieł, czy też winna była moja bezczelność, nigdy
już się nie
dowiem.
Nie będę tu rzucał grochem o ścianę! ryknął. Wynocha, ty niewdzięczny
smarkaczu!
Szurgnąłem nogami na znak, że już idę, i zapytałem:
To nie dostanę nic do jedzenia?
Zerwał się na równe nogi. Chłop był barczysty. Czułem się nieswojo w tych obcych
mi
stronach, ścigany przez prawo. Dałem nogę. Ale czemu niewdzięczny? pytałem
sam siebie,
trzasnąwszy furtką. Cóż, u licha ciężkiego, mi dał, żebym miał być mu
wdzięczny? Obejrzałem
się. Jeszcze go było widać przez okno. Wrócił do pasztetu.
Po ostatniej wizycie całkiem upadłem na duchu. Minąłem wiele domów, do żadnego
nie
ośmieliłem się zapukać. Wszystkie były pod jeden strychulec i wygląd ich nic
dobrego nie
wróżył. Kiedy minąłem pół tuzina przecznic, otrząsnąłem się z przygnębienia i
wziąłem się w
garść. Całe to żebranie o chleb było grą, jeśli więc karta mi nie szła, można
było przetasować
talię i rozdać karty na nowo. Postanowiłem zahaczyć najbliższy dom. Robiło się
już ciemno,
gdym obszedł dom i stanął przed kuchennym wejściem.
Zapukałem cichutko. W drzwiach stanęła kobieta w kwiecie wieku. Ledwiem ujrzał
jej
poczciwą twarz, spłynęło na mnie natchnienie już znałem historyjkę, jaką jej
opowiem.
Trzeba bowiem wiedzieć,. że od zdolności opowiedzenia dobrej bajki zależy
powodzenie
żebraka. Musi on z miejsca, bez chwili zwłoki, rozgryźć swą ofiarę i
opowiedzieć bajdę ściśle
dostosowaną do jej indywidualności i temperamentu. I właśnie tutaj powstaje
największa
trudność: w momencie rozgryzania trzeba już zacząć opowieść. Nie ma ani chwili
do namysłu.
Niczym w blasku błyskawicy trzeba ujrzeć charakter ofiary i wymyślić opowiastkę,
która by
pasowała do niej jak ulał. Dobry tramp musi być artystą. Tworzy spontanicznie,
na poczekaniu, i
to nie na temat wybrany ze skarbca swej wyobraźni, lecz musi wysnuć wątek, jaki
odczytał z
twarzy osoby, która otwarła drzwi, mężczyzny, kobiety lub dziecka, osoby
delikatnej lub
opryskliwej, szczodrej lub sknery, poczciwej lub nieżyczliwej. Żyda lub goja,
czarnego albo
białego, mającego uprzedzenia rasowe albo brata wszystkich ludzi prowincjała
albo obywatela
świata, itd. itd. Nieraz przychodziło mi na myśl, że właśnie zaprawie z okresu
włóczęgi w
znacznej mierze zawdzięczam powodzenie jako nowelista. Aby zdobyć kawałek chleba
i
utrzymać się przy życiu, zmuszony byłem opowiadać historie tchnące prawdą
|
WÄ
tki
|