ďťż

Nigdy nie sądziłem, że mogą być tak kłopotliwe...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zawsze były pogodne i dobre, rozsądne i wesołe. A teraz... Prawie ich nie poznaję, gdy przychodzę do domu. Narzekania, jęki, kłótnie, ponury nastrój. Nie mogę się doczekać powrotu do pracy. A kiedy był już w biurze, to biura też nie mógł znieść. Może Daphne miała rację. Może znowu powinni pojechać na wakacje. — Nie pozwól, aby całe życie stało się takie. — Powiedziała to z uśmiechem pełnym zrozumienia. — Za to też płacisz pewną cenę. Daj jej szansę. Jeśli wróci, to świetnie. Jeśli nie, zmień swoje życie. Twoje prawdziwe życie, nie to gówno. Nie można żyć namiastką życia. Mówię to na podstawie własnego doświadczenia. — Czy dlatego nigdy nie wyszłaś za mąż, Daphne? — Po tym wszystkim, co sobie powiedzieli, nie było nietaktem pytanie jej o to. — Mniej więcej. To i trochę innych powikłań. Przyrzekłam sobie, że coś osiągnę w zawodzie przed trzydziestką, a potem też byłam zajęta, robiłam różne rzeczy, a potem znów uciekłam w pracę. A potem... to długa historia, ale dość powiedzieć, że to coś dla mnie. Kocham to, mam o czym myśleć. Pewnie dla większości ludzi nie byłoby to życie. Ty masz dzieci, lecz potrzebujesz czegoś więcej. One pewnego dnia odejdą, a po północy biuro nie jest dobrym kompanem... Wszyscy wiedzieli, że Daphne często zostaje w pracy do dziesiątej. Dlatego miała najlepsze projekty. Była świetna i ciężko pracowała. — Mądra kobieta z ciebie. — Uśmiechnął się i zerknął na zegarek. — No jak, spróbujemy przyjrzeć się twoim pomysłom? Dochodziła piąta, myślał o powrocie do domu, ale było na to trochę za wcześnie. — Dlaczego nie pojedziesz choć raz wcześniej do domu? Na pewno to dobrze zrobi i tobie, i twoim dzieciom. Zabierz je gdzieś na kolację. Ten pomysł zaskoczył go. Nie przyszło mu nic takiego do głowy, tak desperacko trzymał się utartych przyzwyczajeń. 83 — Dzięki. To wspaniała myśl. Nie będziesz miała mi za złe, jeśli obejrzymy twoje projekty jutro? — Nie bądź niemądry. Jutro będę miała więcej do pokazania. — Wstała, podeszła do drzwi i zerknęła przez ramię. — Trzymaj się, stary. Pamiętaj, burza może znieść wszystko w jednej chwili, ale nie trwa wiecznie. — Obiecujesz? Podniosła dwa palce. — Słowo harcerza. Wyszła, a on wykręcił numer do domu. Odebrała Agnes. — Cześć, Aggie. — Nie czuł się tak dobrze już od dawna. — Nie zawracaj sobie głowy szykowaniem kolacji na dzisiaj. Pomyślałem sobie, że przyjadę do domu i zabiorę gdzieś dzieci. Bardzo podobał mu się pomysł Daphne; była naprawdę piekielnie mądrą kobietą... — Ach tak. — W głosie Aggie dało się słyszeć zaskoczenie. — Czy coś się stało? — Rzeczywistość znowu go miała uderzyć. Już nic nie było łatwe. Nawet pójście z dziećmi na kolację. — Melissa jest na próbie, Benjamin ma trening koszykówki, a Sam leży w łóżku z gorączką. — Chryste Panie! Przepraszam... dobrze... nic się nie stało. Pójdziemy kiedy indziej. — Spytał z lękiem: — Co z Samem? — To nic takiego. Przeziębienie i trochę grypy. Wczoraj podejrzewałam, że coś się zaczyna. A dzisiaj zadzwonili ze szkoły i prosili, żebym go odebrała, prawie zaraz po tym, jak go odwiozłam. Ale do niego nie zadzwoniła. Jego dziecko było chore, a on nic nie wiedział. Biedny Sam. — Gdzie on jest? — W pańskim łóżku, panie Watson. Nie chciał położyć się w swoim i wydawało mi się, że pan nie będzie przeciwny. — W porządku. Chore dziecko w jego łóżku. To było takie inne od tego, co się w tym łóżku kiedyś działo, lecz się skończyło. Z ponurą miną odłożył słuchawkę w chwili, gdy Daphne raz jeszcze stanęła w drzwiach. — Och, coś mi się zdaje, że były jakieś złe nowiny. Pies? — Ollie roześmiał się. Rozśmieszyła go, trochę jak ulubiona młodsza siostra. — Nie, pies jeszcze nie. To Sam. Ma gorączkę. Reszta wyszła. Skreślam kolację. — I wtedy przyszedł mu do głowy pomysł. — Słuchaj, a może pójdziesz ze mną na kolację w niedzielę? Weźmiemy ze sobą dzieciaki. 84 — Jesteś pewny, że im się to spodoba? — Absolutnie. Będą zachwycone. Pójdziemy do takiej małej włoskiej restauracji, którą uwielbiają. Mają tam świetne frutti di marę i fantastyczne ciasto. Co ty na to? — Brzmi nieźle
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.