ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Dobrze powiedziałem. Ma pan pod ręką odpowiedniego człowieka, komandorze. Przy pierwszym spotkaniu mówiłem panu, iż moja specjalność to badanie kondycji fizycznej człowieka, zwłaszcza w warunkach ekstremalnych zmian ciśnienia podczas ewakuacji z łodzi podwodnych. Wiele razy brałem udział w symulowanych ucieczkach z podwodnych okrętów, komandorze. Zdobyłem niezły zasób wiedzy o zmianach ciśnienia, wiem, jak sobie z nimi radzić i jak sam na nie reaguję.
Jak pan reaguje, doktorze?
Wysoka tolerancja. Nie przejmuję się nimi zbytnio.
Co więc pan ma na myśli?
Przecież pan świetnie wie odparłem niecierpliwie. Trzeba wyborować dziurę w tylnej grodzi, wkręcić tam przewód doprowadzający sprężone powietrze pod dużym ciśnieniem, otworzyć drzwi, wpuścić kogoś do wąskiego pomieszczenia między grodziami i wtłaczać powietrze, aż ciśnienie będzie takie samo jak w torpedowni. Wtedy otwieramy zasuwy przedniej grodzi. Przy wyrównanym ciśnieniu drzwi otwiera się jednym palcem; wówczas trzeba wejść, zamknąć klapę numer cztery i wyjść. To pan miał na myśli, prawda?
Mniej więcej przyznał. Tyle, że to nie dla pana. Każdy członek załogi okrętu robił symulowane ucieczki. Wszyscy znają efekty zmian ciśnienia. A większość jest od pana młodsza.
Jak pan woli odrzekłem. Lecz wiek nie ma tu nic do rzeczy. Kiedy wysyłaliście pierwszego Amerykanina na orbitę okołoziemską, nie wybraliście przecież nastolatka. A jeśli chodzi o symulowane ucieczki, to czym innym jest wolne wypływanie na powierzchnię z głębokości trzydziestu metrów, a czymś zupełnie innym wejście do metalowego pudła i czekanie, aż ciśnienie powoli wzrośnie. Praca w warunkach takiego ciśnienia, a następnie oczekiwanie na powolną dekompresję. Widziałem młodych mężczyzn, silnych, dobrze zbudowanych, w znakomitej kondycji załamujących się kompletnie w podobnych warunkach. Niemal wariowali próbując się wydostać. Kombinacja czynników natury fizjologicznej i psychologicznej jest sprawą kluczową.
Myślę, że ze wszystkich ludzi, których znam mówił Swanson powoli pan najbardziej kocha przeciwności, jak mówią Anglicy. Ale o jednym pan zapomniał. Co powie admirał głównodowodzący atlantycką flotą podwodną, kiedy się dowie, że puściłem cywila zamiast któregoś z własnych ludzi?
Jeżeli pan mnie nie puści, już ja wiem, co on panu powie. Powie tak: Musimy zdegradować komandora Swansona do stopnia podporucznika, ponieważ mając na pokładzie eksperta, powodowany niezdrową ambicją odmówił skorzystania z jego pomocy. Naraził tym samym życie swojej załogi i bezpieczeństwo okrętu.
Swanson uśmiechnął się blado, ale po napięciu, jakie niedawno przeżyliśmy, nadal w sytuacji bardzo trudnej, kiedy w dodatku jego oficer torpedowy leżał martwy parę metrów dalej, trudno było spodziewać się po nim wybuchu wesołości. Spojrzał na Hansena.
Co ty na to, John?
Widywałem osobników bardziej niekompetentnych niż doktor Carpenter odrzekł Hansen. Poza tym jest tak samo nerwowy i tak samo łatwo wpada w panikę jak worek portlandzkiego cementu.
Ma kwalifikacje, których nikt nie śmiałby wymagać od przeciętnego lekarza zgodził się Swanson. Z przyjemnością akceptuję pańską ofertę. Jeden z moich ludzi pójdzie z panem. W ten sposób uczynimy zadość wymogom zdrowego rozsądku i ambicji.
Nie było to przyjemne, ale też nieszczególnie okropne. Odbyło się dokładnie tak, jak należało przewidywać. Swanson ostrożnie podprowadził Delfina do góry, aż rufa znalazła się w odległości metra czy dwóch od pokrywy lodu; zmniejszyło to ciśnienie w torpedowni do minimum, lecz wówczas dziób zanurzony był na głębokość około trzydziestu metrów.
W drzwiach tylnej grodzi przeciwkolizyjnej wywiercono otwór i umocowano tam przewód w postaci zbrojonego węża. Ubrani w skafandry z pianki i wyposażeni w aparaty tlenowe weszliśmy do środka z młodym torpedystą nazwiskiem Murphy i stanęliśmy pomiędzy dwiema grodziami. Sprężone powietrze syczało wypełniając niewielką przestrzeń. Powoli rosło ciśnienie: do dwóch, trzech, czterech atmosfer. Czułem ucisk w płucach i w uszach, ból oczu, lekki zawrót głowy spowodowany szokiem tlenowym wskutek wdychania czystego tlenu w warunkach znacznego wzrostu ciśnienia. Lecz byłem przyzwyczajony; wiedziałem, że nie umrę od tego. Zastanawiałem się, czy młody Murphy też wie. Nadszedł moment, kiedy kombinacja efektów psychicznych i fizycznych stawała się nie do zniesienia dla większości ludzi, ale jeżeli nawet Murphy się bał, wpadał w panikę albo cierpiał katusze, potrafił dobrze to ukryć. Swanson na pewno wybrał najlepszego, żeby zaś być najlepszym w takim towarzystwie, Murphy musiał istotnie mieć nie lada klasę.
Odblokowaliśmy zasuwy na drzwiach przedniej grodzi i odchyliliśmy je ostrożnie, by ciśnienie zaczęło się wyrównywać. Woda w torpedowni była z pół metra wyżej niż próg i po otwarciu drzwi wpadła pieniąc się biało do pomieszczenia między przegrodami, a sprężone powietrze z sykiem uleciało, by wyrównać malejące ciśnienie w torpedowni. Z dziesięć sekund musieliśmy trzymać się kurczowo, żeby nie puścić drzwi i nie stracić równowagi, kiedy woda z powietrzem walczyły i przepychały się w bulgocącej kipieli, osiągając swój naturalny poziom. Otworzyliśmy szeroko gródź
|
WÄ
tki
|