ďťż

Nie wystarczało mu, że doprowadza ludzi do smiechu, próbował jeszcze dać im radosć...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Radosć jest darem od Boga. Czyż nie odkrył tego wyrzekajac się siebie — robiac, co popadło, jak to kiedys okreslił? August poczuł, że wreszcie do czegos dochodzi. Jego prawdziwa tragedia, zaczynał to rozumieć, kryla się w tym, że nie umiał przekazać innym swego przeswiadczenia o istnieniu innego swiata, swiata leżacego poza ludzka ignorancja i słaboscia, poza smiechem i łzami. Własnie ta bariera czyniła go na zawsze klownem, klownem Pana Boga, bo zaiste nie było nikogo na swiecie, komu mógłby wyłuszczyć swój dylemat. I nagle olsniła go mysl -- jakież to było proste! — że być nikim czy kimkolwiek, czy każdym, nie przeszkadza mu być samym soba. Gdyby był rzeczywiscie klownem, powinien być nim na wskros, od chwili gdy rano wstawał, aż do chwili gdy zamykał oczy do snu. Powinien być klownem 0 każdej porze, za wynagrodzeniem lub też z czystej radosci życia. Tak niezachwianie przekonany był o madrosci tej idei, że zapragnał zaczać od razu — bez charakteryzacji, bez kostiumu, nawet bez akompaniamentu piskliwych starych skrzypiec. Chciai być tak całkowicie samym soba, żeby widniała jedynie gorejaca w nim teraz jak ogień prawda. Jeszcze raz zamknał oczy, aby pograżyć się w ciemnosć. Trwa) tak (fiugo, oddychajac cicho 1 spokojnie na dnie własnego bytu. Gdy w końcu otworzył oczy, ujrzał swiat, z którego zdjęta została zasłona. Był to swiat, który zawsze istniał w jego sercu, zawsze gotów do ujawnienia się, ale który ożywa dopiero wtedy, gdy człowiek zaczyna żyć z nim w jednym rytmie. August był tak głęboko wzruszony, że nie wierzył własnym oczom. Przetarł je grzbietem dłoni, tylko po to, aby spostrzec, że wciaż jeszcze sa wilgotne od łez radosci, które wylał nic o tym nie wiedzac. Wyprostowany jak struna, siedział wpatrzony prosto przed siebie, wysilajac się, aby przyzwyczaić wzrok do tej wizji. Z głębi jego istoty płynał nieustanny szept dziękczynienia. Podniósł się z ławki w chwili, gdy słońce skapało ziemię w ostatnich złotych blaskach, W żyłach tętniła mu energia i pragnienie. Odrodzony, zrobił kilka kroków naprzód w magiczny swiat jasnosci. Instynktownie, jak ptak rozwija skrzydła, rozłożył ramiona we wszystko obejmujacym uscisku. Ziemia zapadała w letarg pograżona w głębokim fiolecie, który poprzedza zmrok. August zatoczył się z ekstazy jak pijany. —• Nareszcie! Nareszcie! — wykrzyknał lub zdawało mu się, że krzyknał, bo w rzeczywistosci krzyk jego był tylko słabym echem rozkołysanej w nim ogromnej radosci. Jakis człowiek szedł ku niemu. Mężczyzna w mundurze, uzbrojony w pałkę. Augustowi wydał się on aniołem wybawienia. Własnie miał rzucić się w ramiona swego zbawcy, gdy chmura ciemnosci zwaliła go z nóg jak uderzenie młota. Bez jednego dzwięku osunał się u stóp policjanta. Nadbiegli dwaj przechodnie, którzy byli swiadkami tej sceny. Przyklękli i przewrócili Augusta na wznak. Ku ich zdziwieniu, usmiechał się. Był to szeroki, seraficki usmiech, kipiacy pęcherzykami i tętniacy strumykami krwi. Oczy szeroko rozwarte wpatrywały się z niewiarygodna pogoda w cienki sierp księżyca, który własnie pojawił się na niebie. EPILOG Z wszystkich opowiadań, które napisałem, to jest może najbardziej niezwykłe. Zostało napisane specjalnie dla Fernanda Legera jako tekst do serii czterdziestu rysunków przedstawiajacych klownów i cyrki.l Minęły całe miesiace po przyjęciu zaproszenia Legera do napisania tego tekstu, zanim zdołałem choćby tylko zabrać się do niego. Mimo że dano mi całkowita swobodę, czułem się skrępowany. Nigdy jeszcze nie pisałem opowiadania niejako na zamówienie. W mózgu moim niemal obsesyjnie kłębiły się nazwiska Rouault, Miro, Chagall, Max Jacob, Seu-rat. Omal nie żałowałem, że nie poproszono mnie o rysunki zamiast o tekst. Kiedys namalowałem kilka akwarel klownów, z których jedna nazwałem Cyrk Medrano. Mówiono mi, że przynajmniej jeden 1 Leger zmuszony był odrzucić mój tekst jako nieodpowiedni i sam napisał pózniej tekst do swego uroczego albumu pt
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.