ďťż

Nie ma żadnego śladu jakichkolwiek powiązań między mną a tym bydlakiem Forsy them...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Tragarze byli pijani i (co jeszcze pomyślniej sze) wszyscy zostali wyrzuceni z pracy. Oto nowa okazja udowodnienia, że main odwagę moralną! Gdyby mnie pytano, powiem, że o niczym nie wiem. Po chwili stał znowu przed Herkulesem z zaciśniętymi wargami, z łomem i toporem rzeźniczym pod pachą. Rzucił się na skrzynię, która była już bardzo naruszona działaniami Gideona. Wystarczyło kilka trafnych uderzeń i — skrzypiąc rozwarła się. Jeszcze kilka i rozpadła się zasypując Morrisa inajpierw nawałnicą desek, następnie zaś słomy. Teraz dopiero mógł kupiec skórzany w pełni Soce-nić rozmiary czekającej go pracy, a na ten widok ogarnęły go wątpliwości. -Zaiste, nie stał przed ambitniejszym zadaniem de Lesseps ze wszystkimi swoimi robotnikami i końmi, gdy szturmował góry Panamy, niż ów samotny, wątły młodzieniec, który nigdy nie pracował w kamieniołomach, stojący przed opasłym potworem na piedestale. Niemniej byli godnymi siebie przeciwnikami: z jednej strony masa, z drugiej — prawdziwie bohaterski zapał. — Zostaniesz zwalony, ohydny olbrzymie! — głośno zawołał Morris w uniesieniu, mającym w sobie-coś z owej pasji, która rzuciła motłoch paryski na. mury Bastylii. — Zostaniesz zwalony jeszcze dziś wieczór. Nie ma dla ciebie miejsca w moim domu! Zapał naszego obrazoburcy szczególnie podniecał nieprzyzwoity wyraz twarzy statui^ i od twarzy dzieło zniszczenia zostało rozpoczęte. Wstępna przeszkodą była znaczna wysokość półboga,x miał prawie trzy me try bez butów, ale już teraz, w pierwszych potyczkach bitwy, rozum zaczął brać górę nad materią. Dzięki drabinie bibliotecznej obrażony właściciel domu zyskał przewagę i przystąpił do ścinania głowy zamaszystymi uderzeniami topora. W dwie godziny później z tego, co jeszcze niedawno było kempłetnym wizerunkiem gigantycznego węglarza, który jakimś cudem się wybielił, pozostała bezładna kupa członków. Tors czterdziestolatka leżący obok piedestału, lubieżne oblicze łypiące okiem ze schodów kuchennych, nogi, ramiona, ręce, a nawet palce porazrzucane bezładnie po podłodze hallu. Jesz-] cze pół godziny — i gruzy zostały skrupulatnie wymiecione do kuchni, a Morris z uczuciem triumfu rozglądał się po polu bitwy. Tak, teraz mógł zaprzeczyć, jakeby wiedział cokolwiek o statui; w hallu — tyle tylko, że nieco zrujnowanym •— nie było śladu Hertkulesa. Morris doczołgał się do łóżka bez sił. Bolały go plecy i ramiona, dłonie paliły od szorstkich pocałunków łomu, a jeden zraniony palec nieustannie wędrował ku ustom. Sen długo opóźniał swe przybycie do łoża naszego bohatera znajdującego się w opłakanym stanie i z pierwszym przebłyskiem dnia opuścił go ponownie. Jakby w zmowie ze wszystkimi niepowodzeniami zaświtał poranek okrutny. Po ulicach hulał wschodni wiatr; strugi deszczu biły wściekle o szyby, a gdy Morris ubierał się, chłodny przeciąg z kominka żywoj baraszkował wokół jego nóg. Me mógł się oprzeć gorzkiej refleksji: biorąc pocj uwagę, te wszystkie przykrości, które się na mnia zwaliły, pogoda mogłaby przynajmniej być łaskawsza. W domu nie było chleba. Panna Hazeltine bowiem (jak wszystkie kobiety, gdy są same) żywiła się wy-l łączinie ciastkami. Znalazł w końcu jakieś okruchy ciasta i one (wraz ze szklanką kryształowej, jak mówiła poeci, zimnej wody) złożyły się na coś w ro l dzaju porannego posiłku. Po czym nieustraszony zasiadł do swych trudów. Studiowanie podpisów jest zajęciem nadzwyczaj ciekawym. Dla profana każdy podpis jest inny; inaczej podpisuje się człowiek przed posiłkiem, inaczej po posiłku. Inaczej, gdy cierpi na obstrukcję, inaczej zaś, gdy jest w stanie nietrzeźwym; gdy drży o zdrowie swego dziecka lub gdy wrócił właśnie z wygraną na wyścigach; gdy podpisuje się w biurze notariusza lub kładzie swój podpis pod czułym okiem ukochanej. Ale dla eksperta, urzędnika bankowego lub litografa podpisy są wartościami niezmiennymi, równie rozpoznawalnymi jak dla marynarza na wachcie rozpoznawalną jest Gwiazda Polarna. Morris o tym wszystkim wiedział. Teorię pięknej sztuki, do której zastosowania zabierał się właśnie, znał nasz dzielny kupiec skórzany bezbłędnie. Na szczęście jednak fałszowanie podpisów jest sprawa praktyki. Siedział więc Morris otoczony wzorami podpisów swego wuja i dowodami własnej nieudolności, ponure zaś myśli podstępnie odbierały mu otuchę. Od czasu do czasu wicher wył w kominku za plecami, od czasu do czasu szkwai tak mroczny przelatywał przez Błoomsbury, że Morris musiał wstawać i zapalać lampę gazowa; wokół panował chłód i obrzydliwy nieporządek domu nie zamieszkanego — podłogi gołe, na kanapie stosy książek i rachunków okrytych brudnym obrusem, pióra zardzewiałe, papiery pokryte grubą warstwą kurzu, a przecież były to tylko rekwizyty jego niedoli, prawdziwe zaś korzenie jego przygnębienia leżały przed nim na stole w postaci nieudanych fałszerstw. To chyba jest jedna z najdziwniejszych rzeczy, jakie zdarzyło mi się spotkać —'żalił się w myślach. — Wygląda wręcz na to, że praca ta wymaga talentu, którego nie posiadam. Raz jeszcze skrupulatnie przyjrzał się próbkom. Kancelista wyśmiałby je po prostu. No cóż, nie pozostaje nic innego, jak skopiować podpis. Poczekał, aż minął kolejny szkwał i ukazał się prze-. błysk posępnego światła dziennego, po czym podszedł do okna i na widoku całej John Street skopiował podpis wuja Józefa. Nawet przy najlepszej woli trudno byłoby określić osiągnięte wyniki inaczej niż jako1 mierne. Lepiej nie potrafię — powiedział do siebie patrząc żałośnie na swe dzieło. — Tak czy inaczej, on nie żyje. Po czym wystawił czek na kilkaset funtów i ruszył w kierunku Banku Anglo-Patagoń-skiego. Na miejscu, przy okienku, przy którym zwykle za-j łatwiał swe sprawy, starając się zachować możliwie najobojętniejszą postawę, Morris przedłożył sfałszo-: wany czek kasjerowi, dużemu Szkotowi z czerwoną brodą
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.