ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Potwierdził i dodał:
- To samo przydarzyło się w kilku innych hrabstwach, Kornwalii, Wiltshire, Hereford. W
ten prosty sposób Stefan i Matylda nakłaniają baronów, żeby walczyli zamiast nich -zauważył
cynicznie. - Nagroda w postaci angielskiego hrabstwa to łakomy kąsek, gdyż w zamian za
utrzymywanie porządku hrabiemu przysługuje jedna trzecia wszystkich dochodów z kró-
lewskich podatków.
- Tak więc wy i Burgundczyk będziecie trykać się łbami jak barany w rui, podczas gdy
ludność Shropshire cierpi od
WRÓG I KOCHANEK 115
niekończących się walk. - Nawet nie starała się ukryć pogardy. Najświętsza Mario, świat
byłby lepszy, gdyby to kobiety rządziły. - Nie wątpię, że wy dwaj będziecie ze sobą walczyć,
dopóki jeden z was nie zginie. Szkoda, że prości ludzie nie mają nic do powiedzenia na temat
tego, kto będzie nimi rządził.
Nie wybuchnął gniewem, tylko westchnął, spoglądając na ruiny warowni.
- Podobno większość hrabstwa ma nadzieję, że to ja wygram, i to szybko. Przed wojną
domową Guy przewodził tylko bandzie rzezimieszków, ale szybko się zorientował, jakie
korzyści mogą płynąć z faktu, że jako jeden z niewielu rycerzy na zachodzie opowie się po
stronie króla. Istotnie, Stefan hojnie go wynagrodził. Później Guy przymusił do małżeństwa
dziedziczkę sporej fortuny, co sprawiło, że stał się władcą dużej części Shropshire i
rozległych dóbr w Normandii. Jest teraz jednym z najpotężniejszych baronów w Anglii, lecz
w głębi swego czarnego serca pozostał nadal zbójem.
- A czy wy jesteście o wiele lepszym człowiekiem od Guya z Burgundii? - zapytała
zgryźliwie.
Wzruszył ramionami.
- Na moich ziemiach utrzymuję porządek i nie palę siedzib, wyrzynając w pień
wszystkich, którzy próbują uciekać.
Chwilę trwało, zanim Meriel zrozumiała, co wynika z jego słów. Żachnęła się i
odrywając wzrok od ruin, spojrzała na nieruchomą twarz hrabiego.
- To właśnie uczynił tu Burgundczyk?
Długo trwała cisza, zanim lord Adrian odpowiedział:
- Zaatakował przed świtem w dzień Bożego Narodzenia. Cała moja rodzina, z wyjątkiem
przyrodniego brata Ryszarda, była w środku. - Głos mu nie drżał, ale nie mógł skryć żalu. -
Guy zadbał' o to, aby nikt, mężczyzna kobieta ani dziecko, normańki lord czy angielski
służący, nie umknął rzezi.
Czuła ból tragedii sprzed lat.
- Jak to się stało, że wy przeżyliście?
116 MARY JO PUTNEY
- Byłem w opactwie Fontevaile, przygotowywałem się do wstąpienia do zakonu.
- Wy mieliście być mnichem?! - wykrzyknęła.
- Rozumiem, że może ci się to wydawać dziwne - odparł, uśmiechając się blado.
Zawrócił konia i ruszył przed siebie.
Meriel, jadąc za nim, myślała, że słowa lorda Adriana wiele wyjaśniały: to, że umiał
czytać, jego bibliotekę, skromny strój, a może nawet dziwną dwoistość charakteru.
Świadomość, że on również doświadczył klasztornego życia, dawała Meriel zaskakujące
poczucie więzi duchowej z hrabią. Czy on też czuł się tam uwięziony?
- Żywot mnicha jest pełen ograniczeń - zagaiła, kiedy ruiny zniknęły w oddali. - Czy
cieszyliście się, opuszczając opactwo?
- Tylko na pozór pełen ograniczeń. W granicach wytyczonych przez modły i księgi
można odkryć świat większy od tego, który nas otacza. Jeśli zaś chodzi o to, czy byłem
zadowolony, że opuszczam klasztor, to częściowo tak, a częściowo nie. - Skinął dłonią
przepraszająco. - Nie potrafię udzielić ci lepszej odpowiedzi.
Wyglądało na to, że klasztorny żywot bardziej odpowiadał jemu niż jej, bo ona nie
żałowała, że opuściła klasztor.
- Jakaś część waszej osoby żałowała, a część nie?
- To, co we mnie dobre, żałowało. - Uśmiechnął się gorzko. - Niewątpliwie zasłużyłem
na kilka dodatkowych dziesięcioleci w czyśćcu, gdyż świat poza opactwem oferuje znacznie
więcej pokus, a ja nie jestem w stanie oprzeć się im wszystkim. To, że tu jesteś, jest żywym
dowodem, że opieranie się pokusom nie idzie mi za dobrze.
- Tak więc dla dobra waszej duszy powinniście mnie uwolnić - powiedziała swobodnym
tonem, w którym jednak wyczuwało się napięcie.
Jego żartobliwy nastrój prysł, a szare oczy patrzyły ze śmiertelną powagą.
- Nigdy.
Boże drogi, czemu ona? Zmrożona tym spojrzeniem, Meriel
WRÓG I KOCHANEK
117
odwróciła wzrok. Nie rozmawiali ze sobą więcej, skupiając uwagę na przeprawie przez
strumień.
Po kilku minutach, zupełnie pomijając ostatnio poruszony temat, hrabia zapytał:
- Jesteś głodna?
- Troszeczkę - przyznała. - W czasie obiadu nie miałam ochoty na jedzenie.
Poszperał w małej sakwie zwisającej z jego siodła, wyciągnął z niej coś i rzucił
dziewczynie. - Łap. Meriel była tak zaskoczona, że ledwie złapała.
- Jabłko! - wykrzyknęła radośnie i wgryzła się w owoc. Po przeżuciu kęsa spytała ze
zdziwieniem: - Jest świeże, najwyraźniej nie z zeszłorocznych zbiorów, ale czyż jeszcze nie
za wcześnie na jabłka?
- To jest z Francji. - Zabrał się za swoje jabłko.
Pod wrażeniem tych słów Meriel przestała jeść i spoglądała na owoc z podziwem.
- Mój Boże, nie wiem, czy powinnam je jeść. To jabłko zwiedziło więcej świata niż ja.
Hrabia roześmiał się. Nigdy przedtem Meriel nie widziała, jak się śmieje. Radość
sprawiła, że jego twarz, uprzednio chłodna i piękna, stała się nieodparcie pociągająca. Meriel
śmiała się wraz z nim, dopóki nie zdała sobie sprawy, do czego on zmierza. Wtedy szybko
przeszła jej ochota do śmiechu. Skoro zwykłe zaproszenie do łoża nie przyniosło efektu, lord
Adrian próbował ją oczarować, aby mu uległa. Pewnie pomyślał, że po kilku godzinach
pogaduszek, otrzymaniu kilku prezentów, gorliwie rozłoży przed nim nogi.
Meriel gwałtownie zatopiła zęby w jabłku, odgryzając duży kęs
|
WÄ
tki
|