ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
..
- Niezupełnie, bo wszystko jest bardzo dziwne.
- I przykre, niestety... Mam zbyt skąpe wiadomości od Twardoszowej. Szczerze mówiąc, nie wiem, w jakim celu pani przyszła do Budapesztu. Czy pani jest Niemką?
- Nie - zaprzeczyła żywo.
- Ale paszport...
- Paszport mam niemiecki... Ale niech pan mnie posłucha. Jestem Polką. Urodziłam się w Wiedniu, ale moi rodzice byli Polakami i wychowałam się w Polsce. Po śmierci ojca matka moja wyszła powtórnie za mąż za Austriaka, który ma do tej pory przedstawicielstwo wiedeńskiej firmy w Warszawie. Moi koledzy szkolni wciągnęli mnie do konspiracji i poradzili, żebym przyjęła nazwisko ojczyma i obywatelstwo Trzeciej Rzeszy. Czy pan mnie dobrze zrozumiał?
- Tak - powiedział w zamyśleniu Obertyński. - Ale dlaczego, mając paszport niemiecki, zdecydowała się pani iść przez zieloną granicę?
- Ale pan niecierpliwy - powiedziała nieco przekornie. - W Warszawie pracowałam w biurze podróży "Mitteleuropa Reise Büro". Miałam kontakty z dyrekcją kolei. Przenosiłam ważne wiadomości o transportach wojskowych. Niestety, ostatnio wyczułam, że mnie podejrzewają. Po prostu zaczął mi się grunt palić pod nogami. Moi przełożeni z konspiracji postanowili, że dłużej nie mogę zostać w Warszawie.
- Rozumiem - uśmiechnął się Obertyński - stąd kontakt z panem Hausnerem.
- Muszę przyznać, że zebraliście o moim pobycie dokładne wiadomości.
Obertyński rozłożył szeroko ręce.
- Co robić? To nasz obowiązek.
- Tak... - rzuciła cierpko - ale nie wiedzieliście, że przyniosłam dla was niezwykle ważne materiały dotyczące rozkładów jazdy pociągów wojskowych w Gubernatorstwie i na wschodzie.
- Gdzie je pani ma? - zapytał z zawodową dociekliwością.
- Niech się pan nie obawia. Po przyjeździe do Budapesztu dobrze je ukryłam. Otrzyma pan je jeszcze dzisiaj.
Obertyński zaczął krążyć wokół pnia posuwistym krokiem.
- Co za pech! - uderzył pięścią w rozwartą dłoń. - Co za fatalny pech! Jedno niepowodzenie na granicy, a mielibyście okropne komplikacje...
- Komplikacje? - zdziwiła się Krystyna.
- Obojętne, jak to nazwiemy. Jednym słowem, tragiczny splot wydarzeń. A wszystko zaczęło się wtedy na granicy węgiersko-słowackiej. Pani wie, że Władek...
- Tak - przerwała mu szybko i nagle jej głos stał się matowy, wezbrany żalem. - Jestem pewna, że Władek poświęcił się dla mnie. To było tak nieoczekiwane. Pan sobie nie wyobraża. Noc... zupełnie ciemno i nagle strzały. Władek ściągnął na siebie pościg. Zgubiliśmy się. Nie wiedziałam, co robić. Całą noc przeleżałam w lesie, a rano spotkałam węgierskiego gajowego. Dałam mu pierścionek. Jakiś przyzwoity człowiek. Odprowadził mnie na stację, kupił bilet. No i w ten sposób znalazłam się w Budapeszcie...
Obertyński pokręcił z podziwem głową.
- Trzeba przyznać, że zachowała się pani bardzo przytomnie. Pierwsze kroki skierowała pani oczywiście do Hausnera.
- Nie miałam innego wyjścia. Z Hausnerem spotykałam się często w Warszawie. On załatwiał u nas rozmaite sprawy.
- Czy nie obawia się pani, że on może...
- O nie... - przerwała mu stanowczo - pan nawet nie domyśla się, że właśnie on niejednokrotnie wam pomagał.
- Hausner? - zdziwił się Obertyński.
- Właśnie Hausner. Otrzymaliście od niego bardzo ważne wiadomości za pośrednictwem doktora Bako.
Obertyński trzepnął się dłonią w udo.
- Proszę! To dopiero niespodzianka!
- Mam nadzieję, że pan o tym natychmiast zapomni. I teraz już nie zdziwi się pan, że za pośrednictwem doktora Bako szukałam z wami kontaktu.
- O, widzi pani - podjął z werwą - jeszcze jeden fatalny zbieg okoliczności. W tym czasie Bako zostaje aresztowany. Czy pani dziwi się, że wiązaliśmy ten fakt z przybyciem pani do Budapesztu?
Krystyna wzruszyła ramionami.
- Po tym, co tutaj przeżyłam, niczemu się nie dziwię.
- Ale pani wie, że doktor Bako został już zwolniony.
- Dziękuję za informację - powiedziała cierpko. - Wiedziałam wcześniej od panów.
Obertyński zapalał nowego papierosa. Chwilę zwijał go w palcach.
- To dziwne - powiedział w zamyśleniu. - Nie wiem, jak to nazwać: seria pechowych zdarzeń, splotów okoliczności, niepowodzeń... W każdym razie trafiła pani na czas, kiedy wszystko zwraca się przeciwko nam, a tym samym zwracało się przeciwko pani.
- Czy to tylko splot okoliczności? - zapytała z naciskiem.
- Nie wiem, ale proszę uważnie słuchać. Pani z Władkiem wpada na patrol na granicy, aresztują Bako, przerywa się łączność z Warszawą, a do tego ostatnia wiadomość: aresztowali naszych łudzi w Bukareszcie.
Krystyna spojrzała uważniej.
- W tej sprawie mam dla pana niezwykle ważną wiadomość. Człowiek, za pośrednictwem którego utrzymujecie łączność z Istambułem, pracuje dla niemieckiego wywiadu.
- Dargen! - zawołał zdumiony Obertyński.
- Właśnie on.
- Skąd pani wie?
- Z bardzo dobrego i pewnego źródła. Ale wybaczy pan, nie mogę tego powiedzieć.
- Rozumiem... rozumiem... - Nagle pomyślał że to od Hausnera albo za jego pośrednictwem Krystyna zdobyła tę informację. - Dargen - powtórzył zaciskając mocno zęby. - Tego się nie spodziewałem. Oczekujemy go w tych dniach w Budapeszcie...
- Właśnie dlatego - wtrąciła Krystyna - tak bardzo zależało mi na skontaktowaniu się z wami.
- Teraz już wszystko rozumiem - powtórzył i nagle pogodniej spojrzał na Krystynę. - Tym razem, mam nadzieję, nie popełnimy żadnej pomyłki.
CZĘŚĆ CZWARTA
OSTATNIA TURA
1
"To już koniec - pomyślał, kiedy na moment uchwycił oskarżające spojrzenie człowieka, który go przesłuchiwał. - To już na pewno koniec. Szkoda tylko, że tak nędznie przyjdzie mi umrzeć".
- Jak się nazywasz? - Usłyszał jego niski, napięty głos.
- Andrzej Bukowy.
Na wargach przesłuchującego zawisł na chwilę ledwo dostrzegalny uśmieszek.
- Kłamiesz. My o Jędrku Bukowym słyszeliśmy dużo dobrych rzeczy. A ty napadasz, rabujesz...
- Bukowy był kurierem - odezwał się niski, krępy mężczyzna w połatanym kożuchu. - Bukowy by tego nie zrobił.
- Ja jestem Bukowy! - krzyknął prawie, lecz wiedział, że oni go nie słuchają.
- Gdzie masz dokumenty? - Dowódca oddziału wysunął rękę. Jego dłoń z wierzchu była osypana ciemnym zarostem, a pory skóry granatowe. Typowa dłoń kolejarza. I miał na sobie kolejarski płaszcz, niemieckie saperki, wpuszczone w nie sukienne spodnie, a na głowie wełnianą kominiarkę.
- Niemcy mnie złapali i odebrali wszystkie dokumenty.
Ten w połatanym kożuchu zaśmiał się sucho
|
WÄ
tki
|