ďťż

Kiedy go sobie zaaplikowała? - Według mojej najlepszej oceny, godzinę, góra dwie przed śmiercią...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Mniej więcej w tym samym czasie przyjęła też pięćdziesiąt miligramów otrzeźwiacza. - No proszę, a to ciekawostka. Na znak, że się z nią zgadza, stuknął butelką piwa w jej butelkę. - Co najmniej godzinę przed tym, jak łyknęła pigułki, które ją zabiły. A jeśli zostały kupione na czarnym rynku, nabywca musiał mieć niezłe dojście. To nie były leki uspakajające, klony ani prochy domowej roboty. A najlepsze to, że zostały rozpuszczone w winie. - Czyli dziewczyna zabezpieczyła się przed ciążą i chorobami wenerycznymi, wzięła coś na otrzeźwienie, posprzątała mieszkanie, ubrała się seksownie, umalowała się i uczesała. Potem wrzuciła do wina prochy i popełniła samobójstwo. - Eve pociągnęła duży łyk piwa. - A mówiłeś, że nie masz dla mnie nic tak interesującego, jak ten hamburger. - Nie skosztowałaś go jeszcze. - Wszystko w swoim czasie. Jak zatem będzie brzmiało oficjalne orzeczenie naczelnego lekarza sądowego Nowego Jorku? - Morderstwo upozorowane na samobójstwo. Dziewczyna nie łyknęła tych prochów z własnej woli. - Otóż to. - A zatem od tej chwili sprawa Chloe McCoy znajduje się w jej rękach. - Do zakupu groźnych dla życia leków wymagana jest recepta, którą dostaje się po długich testach i konsultacjach. Jeśli nie zdobyła pigułek w ten sposób, a nie zdobyła, i nie pochodziły z czarnego rynku, to czy twoim zdaniem źródłem tego rodzaju środków, działających tak silnie, mogła być tajna organizacja rządowa? - Nie powiedziałbym „nie”. - Ja też nie. - Zamyśliła się na kilka minut. - Chciałabym, żebyś coś sprawdził. Kiedy skończyła rozmawiać z Morrisem, podeszła do grilla. - Mam kolejne rewelacje - powiedziała do Feeneya i ani się obejrzała, a już trzymała w ręku talerz. - Spokojnie. Teraz mięso. Od zapachu hamburgera ślina napłynęła jej do ust. - Całą masę rewelacji, Feeney. Lekarz sądowy orzekł, że McCoy została zamordowana, a ja załatwiłam na Jamajce, żeby Peabody i McNab mogli przywieźć tu dowody. Mira mówi, że... - No, dalej. - Roarke podniósł hamburgera z talerza do ust Eve. - Ugryź kawałek. Wiem, że tego chcesz. - Nie pora na beztroski piknik. - Potraktuj to jako połączenie kolacji rodzinnej ze służbową. - Musisz coś zjeść, Dallas - wtrącił Feeney. - Ta wołowina jest pierwsza klasa. Szkoda byłoby ją wyrzucić. - Dobrze już, dobrze. - Ugryzła kęs. - Mira mówi, że... no dobrze, to rzeczywiście jest pyszne i nie widzę powodu, by nie opowiedzieć wam wszystkiego przy jedzeniu. - Poczekaj, przełączę tylko grill na automatyczne opiekanie i obaj będziemy cię mogli wysłuchać. Podeszła do stołu i siadając, wzięła hamburgera w obie ręce. Kiedy ugryzła następny kęs, Roarke wrzucił jej na talerz jakieś upieczone warzywa. - Dla równowagi - wyjaśnił. - Niech ci będzie. - Skoro chciał udawać, że wszystko między nimi jest super, mogła się dostosować. Miała tyle rzeczy na głowie, że szkoda jej było czasu na dziwne małżeńskie gierki. - No dobra, oto jak moim zdaniem to się odbyło, i ludzie z wydziału elektronicznego będą musieli pogrzebać w łączach McCoy, żeby to potwierdzić. Zabójca skontaktował się z nią. Była tak szczęśliwa i podniecona, że wzięła otrzeźwiacz, by zwalczyć skutki wina wypitego z sąsiadką. Użyła środka antykoncepcyjnego. Odpicowała mieszkanie i siebie. - Tak postępuje ktoś, kto spodziewa się udanej randki, a nie dziewczyna myśląca o samobójstwie. - Feeney pokręcił głową. - Sypiała z Blairem Bisselem, a Bissel nie żyje. Myślisz, że miała kogoś na boku? - Być może. Bardziej prawdopodobne jest, że ten, kto do niej zadzwonił, wprowadził ją w błąd. Mógł powiedzieć na przykład, że ma wiadomości o Bisselu, że cała ta historia to pomyłka, mistyfikacja, a może element jakiejś tajnej operacji. Że przyprowadzi do niej Bissela, by ukryła go do czasu, aż sprawa przycichnie. Albo wmówił jej, że sam jest Bisselem. - To byłaby nie lada sztuczka. - Nie dla jego brata. Jest do niego podobny, a mógł to jeszcze podkreślić odpowiednią charakteryzacją. Całe życie zazdrościł skurczysynowi sukcesów, a teraz miał okazję zaliczyć laskę na jego konto. Feeney wbił wzrok w piwo, które przyniósł do stolika. - To byłoby dobre. Cholernie dobre. Musiał się jednak wcześniej z nią porozumieć, skoro zdążyła się przygotować
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.