ďťż

Jednak ostatnie zdanie paragrafu dawało pewne wyjście...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Odnosząc się do krajów arabskich, twierdziło: Miarą ich delikatności jest rozwaga, z jaką niektórzy wrogowie Kadafiego z regionu, łącznie z prezydentem Sadatem, koncentrują swoje zasoby niepostrzeżenie, aby uderzyć Kadafiego w jego najczulszy punkt - nadmierne rozprzestrzenienie wojsk w Czadzie i niebezpieczeństwo, jakie stwarza to dla niego w kraju. Ostatnie zdanie wydawało się znajome. Jeżeli skoncentrować się tylko na nim, to można by postrzegać ocenę jako pomysłowy dokument, będący dość sprytnym wezwaniem do działania, wskazujący drogę minimalnego ryzyka - tę „delikatność" i „ostrożność" „cichego wykrwawienia" libijskiego pułkownika. Informacja sugerowała, że przygoda czadzka to pięta achillesowa Kadafiego, a dająca się z tego wywnioskować linia postępowania polegająca na pokrzyżowaniu mu planów w Czadzie przemawiała do strategicznego wyczucia Caseya. Casey nie miał zamiaru pozwolić CIA siedzieć z rękami w kieszeniach. Wkrótce, w nowym Departamencie Stanu kierowanym przez Hai-ga i nowej CIA kierowanej przez Caseya, sporządzony został plan tajnego wsparcia dla Habrego. Nazywał się „drugą ścieżką" w odróżnieniu od normalnej „pierwszej ścieżki", czyli standardowej otwartej dyplomacji i pomocy. Według stwierdzenia Haiga, jego celem było „utarcie Kadafiemu nosa" i „zwiększenie napływu sosnowych skrzynek z powrotem do Libii". Casey mocno popierał tę politykę. Czad, Sudan i Egipt były na wschód i południe od Libii i tworzyły ważny mur oporu, który potrzebował umocnienia. Odbyły się zebrania departamentów oraz spotkanie w Białym Domu z prezydentem, umocniły one podstawową zgodność poglądów graczy. Zgoda nie tylko na ponowne uruchomienia tajnego działania, ale także na konieczność zrehabilitowania międzynarodowej reputacji Stanów Zjednoczonych. Wkrótce prezydent podpisał formalny nakaz wywiadowczy, zwany „zatwierdzeniem", wypłacając Habremu kilka milionów dolarów. Pierwsze tajne działanie Caseya było w toku. W pierwszych tygodniach było tak jak się spodziewał - CIA okazała się instytucją, która schowała się do swojej skorupy. Musiał ją wywabić na zewnątrz. Byli tam ludzie, którzy nie mieli zamiaru wychodzić bez przyczyny. Na pewno nie wyszli do Cartera i Staną Turnera. Ale były już pierwsze oznaki śmiałości: ocena Libii była tego przykładem. W celu wyprowadzenia swoich ludzi, Casey będzie musiał wiele zmie- 92 nić. Podejście Turnera polegało na minimalizowaniu ryzyka, a Casey zademonstruje chęć ryzykowania. Możliwe, że aby wyjść z impasu, będzie musiał udowodnić, iż administracja, prezydent i on potrafią wziąć na siebie odpowiedzialność. Generał porucznik sił powietrznych Eugene Tighe zjawił się punktualnie na spotkaniu z nowym DCI o godzinie 11:00 w poniedziałek, 2 lutego 1981 roku. Widział Caseya tylko raz przedtem i to na przyjęciu. Tighe (wymawia się „Taj") nauczył się w ciągu trzydziestu sześciu lat pracy wywiadowczej, że wywiad i polityka idą razem. Tighe -jowialny człowiek w okularach o wyglądzie dziadka, miał rozbrajający żywy uśmiech, który często utrzymywał na długo po tym, jak śmiech już zamilkł — widział, jak administracje, sekretarze obrony i DCI przychodzili i odchodzili, a kształt i ton pracy wywiadowczej zmieniał się. Stwierdził jednak, że prawdziwe kłótnie powstawały wtedy, kiedy nie mieli wystarczającej informacji. Gdy wywiad USA miał dużo rzetelnej informacji, kłótnie zdarzały się rzadko. Tighe był szefem wywiadu wojskowego pod rządami Cartera przez prawie cztery lata i chciał zostać. Wojskowa Agencja Wywiadowcza (DIA) koordynowała informację wywiadowczą uzyskiwaną przez Armię, Marynarkę Wojenną, siły powietrzne i Korpus Piechoty Morskiej (Marine Corps). Tighe miał dostęp do przechwytywanych informacji NSA, zdjęć satelitarnych Krajowego Biura Rekonesansu — supertajnej agencji, która nie figurowała nawet w książce telefonicznej Pentagonu oraz CIA. Był odpowiedzialny za wczesne ostrzeganie o ruchach wojsk sowieckich. CIA zajmowała się rewolucjami, politycznymi przewrotami i zmianami. Oznaczało to, że wyniki jej pracy codziennie były na stole w Białym Domu, bo zawsze gdzieś było gorąco albo był kryzys. Tighe zajmował się wojną. Oznaczało to, że wyniki DIA rzadziej poddawane były testowi, a w przypadku Sowietów być może nigdy nie będą sprawdzone. Miał nadzieję, że nie. Debaty i gry wojenne istniały w kręgach wywiadu, w Białym Domu, Departamencie Stanu, Obrony, w ośrodkach idei, w prasie, ale były abstrakcyjne. Martwiło go to i był zdeterminowany, aby utrzymywać DIA w pogotowiu. Tighe nie był strzelcem. Jego filozofia była prosta: im więcej się wie, tym mniejsze ryzyko wojny. Zadanie polegało na uzyskaniu informacji wywiadowczej, która umożliwi Stanom Zjednoczonym pokojowe działanie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.