ďťż

- Ja cię nauczę strzelać do porządnych ludzi...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
.. Tak mi rozorałeś biodro, że chyba przez tydzień nie będę mógł zacisnąć pasa. Ja ci... John niespodziewanie ożył. Był gotów ponieść śmierć i to w jej najbardziej niepociągającej odmianie, to jednak nie powód, by pozwalać komuś machać pięścią koło swego nosa. - Odsuń się - powiedział obojętnie. Tamten wytrzeszczył oczy. - Co? Ty mi jeszcze... - zamachnął się ramieniem. Uderzyć jednak nie zdążył. John był o wiele szybszy. Pięść jego wylądowała z cudowną precyzją na samym środku podbródka napastnika. Tamten tylko stęknął. Wielkie ciało miękko klapnęło na trawę. W powietrzu mignęła jasna plama karabinowej kolby... Pod czaszką Czarnego Johna nagle rozdzwoniły się wszystkie dzwony świata. Przed oczyma zawirowały w szaleńczym pląsie tysiące ognistych rozprysków. Zapadł w ciemność i ciszę... Mister Spencer pędził na złamanie karku. Przez całą drogę nie przestawał przeklinać na czym świat stoi. Trudno zresztą było mu mieć to za złe. Mister Spencer nie należał do młodzieńców, którym wyrwanie w nocy z łóżka i konieczność odbycia kilkunastomilowej przestrzeni nie robi większej różnicy. A właśnie dochodziła jedenasta czy też inna nieprzyzwoicie późna godzina... gdy ostry dzwonek telefonu przerwał bezpowrotnie kojące objęcia snu. Telefonowano z farmy pana Blythe'a. W pierwszej chwili nie zrozumiał, o co chodzi. Był senny i wściekły. Kazał sobie powtórzyć wszystko od początku. Słowo po słowie. A potem przez dłuższy czas patrzył bezradnie na zamilkła już słuchawkę i na porzucone łóżko. - Diabli nadali - ziewnął tak gwałtownie, że o mało szczęki nie wypadły z zawiasów. Łóżko ciągnęło z powrotem przemożną siłą magnesu. Ledwo zdążył przyłożyć głowę do poduszki, gdy zaczął hałasować ten przeklęty telefon. Człowiek cały dzień tyrpał na koniu... Jeździł aż do Rockford w sprawie sprzedaży bydła. Czterdzieści mil jak obszył. To nie w kij dmuchał, jak na jego wiek. Przybył z powrotem dość późnym wieczorem... A właściwie co ma poradzić, że kogoś zamordowali? Wskrzesi jegomościa, czy jak? Do łóżka nie wrócił. Zwyciężyło poczucie rodzinnych obowiązków. Nie. Nie może zostawić tej biedaczki Kate samej z trupem zamordowanego. Tyle ostatnio przeszła. Jeszcze by się z wrażenia znowu rozchorowała. Wytrząsał więc teraz stare kości, jakby akurat nie było nic innego do roboty po nocy. Do pokoju Kate wszedł w chwili, gdy jakiś podniecony kowboj zdawał relację z przebiegu pogoni. - Gnał jak diabeł!... Przez cały czas odgryzał się kulami, aż warczało w powietrzu. I proszę nie myśleć, że strzelał w powietrze. Narobiłby jatek gdyby nie nasza zręczność. A i tak postrzelił paskudnie Jaysona... - Ciężko? - zapytała Kate. - No... - zawahał się. - Tak sobie. Ale gdyśmy go już osaczyli i Jayson podszedł do niego, to tak go zdzielił w szczękę, że chłop na przeszło kwadrans zapomniał o bożym świecie. Zębasta sztuka. Nie mogliśmy sobie dać z nim rady. Dopiero któryś uspokoił opryszka kolbą. Wie panienka, to jest... Spencer podniósł rozkazująco rękę. - Stop! - przeciął stanowczym głosem opowiadanie. Blada twarz siostrzenicy miała swoistą wymowę. Naprawdę gotowa się rozchorować z tego całego bigosu. - Ani słowa więcej o tych wszystkich okropnościach! Pakuj dziecko swoje łaszki. Zabieram cię do ciotki Pitty. I jakem Spencer, przez cały czas pobytu w naszym domu nie usłyszysz ani słowa z tego rodzaju historii. Musisz odpocząć. To była prawda. Kate potrzebowała odpoczynku. Gdyby jednak pozwolił krasomówczemu kowbojowi wymienić jedno jedyne słowo, losy kilku ludzi potoczyłyby się całkiem odmiennymi drogami. XXI Sędzia Herbert Lee Karol kilku imion Grant miał ambicję robienia z każdej sprawy tasiemcowego procesu. Nie wywierało na nim najmniejszego wrażenia niezadowolenie krewkiego audytorium. Śledztwo to śledztwo, a nie jakieś tam łapu capu. Nawet w tych wypadkach, gdy było to wstępne przesłuchanie, nie darował swym delikwentom ani okruszka skomplikowanej procedury. Gdy dorwał się do sprawy Czarnego Johna, puścił maszynę na całego. Bagatela! Morderstwo z premedytacją i innymi przynależnościami. Nie codziennie przecież zdarza się w tej zapadłej dziurze taka okazja. Chłopcy klęli, opluwając dokładnie podłogę w sali sądowej. Na co te wszystkie ceregiele? Skoro jegomość ma odwagę przyznać się do popełnienia morderstwa? Ale sędzia Grant był głuchy na wszystkie perswazje. - Poprowadzimy sprawę na ostatni guzik. Niech zobaczą gdzie należy, co jesteśmy warci. I ciągnął sprawę jak chory ząb. Zresztą zaraz na wstępie wynikły trudności formalne. Morderca kategorycznie odmówił podania swego nazwiska
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.