ďťż

Gdy zebrani zdali sobie sprawę, co się dzieje, w sali zapadła cisza...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Webber wstał i skrzyżował ręce na piersiach. Był wysokim człowiekiem, lekko otyłym, ale potężnie zbudowanym; oczy miał czarne, głęboko osadzone. Uśmiechnął się do Fennera. Błysnęło złoto. Zęby po obu stronach siekaczy miał wytopione z tego cennego metalu. – A niby czemu, do diabła, miałbym to zrobić? – zapytał. Fenner odciągnął kurki pistoletu. – Bo inaczej będziesz martwy. – Czy to uczciwe? – zagrzmiał Webber. – Co takiego zrobiłem? Prowadzę dom gry. Nikogo nie zabiłem, chyba, że w uczciwej walce. – Jesteś złodziejem i łajdakiem – wtrącił Josiah Broome, wysuwając się do przodu – dlatego zamykamy twoją szulernię. – Kto śmie mówić, że jestem złodziejem? Niech wystąpi – krzyknął Webber. Fenner machnął, by Broome się cofnął, ale ten parł do przodu. – Ludzie, którzy u ciebie wygrali, nie żyją. Wypierasz się odpowiedzialności? – Czy to moja wina, meneer? Ten, kto wygrywa dużo monet, przyciąga uwagę wielu innych, pechowych, graczy. Fenner rozejrzał się. Tłum cofnął się, wokół nich stali ludzie Webbera. Brisley pocił się obficie, a dwaj inni z jego grupy niespokojnie przestępowali z nogi na nogę. Pistolet Fennera znieruchomiał na wysokości piersi Webbera. – Albo pójdziesz z nami, meneer, albo narazisz się na konsekwencje. – Zastrzelisz mnie? Zamordujesz mnie, meneer? A jakim to prawem? – On... on ma rację, Alain – szepnął Broome. – Nie przyszliśmy tutaj, by zabijać. Ale niech to będzie dla ciebie nauczką, Webber! Nie ścierpimy dalszej przemocy. – Trzęsę się od stóp do głów, kuchciku. Teraz wszyscy odłóżcie broń, bo moi ludzie rozwalą was na kawałeczki. – Pistolet Bristleya zagrzechotał na podłodze, inne podążyły jego śladem... z wyjątkiem broni Alaina Fennera. Młody człowiek spojrzał w oczy Webbera i obaj zrozumieli. Ale Fenner nie był zabójcą. Odbezpieczył pistolet i wrzucił go głęboko do pochwy na biodrze, a w tej samej chwili Webber strzelił mu dwa razy w pierś. Młody człowiek sięgnął po broń i opadł na kolana. Trzeci strzał w mostek rzucił go na podłogę. – Emily... – wyszeptał. Krew rzuciła mu się z ust, ciało zadrgało konwulsyjnie. – Zabierzcie stąd tego durnia – rozkazał Webber. – Gramy dalej. Bristley z pomocą innych wyciągnął Fennera na ulicę. Gdy przechodzili obok „Wytchnienia Podróżnych”, Shannow siedział na werandzie. Przytłoczony wielkim smutkiem, wstał i podszedł do grupy. – Po prostu go zastrzelił – powiedział Broome. – Alain chował pistolet, a Webber po prostu go zastrzelił. Shannow pochylił się i dotknął szyi Fennera. – Nie żyje. Połóżcie go. – Nie na ulicy – zaprotestował Broome. – Połóżcie go! – wybuchnął Shannow. – I czekajcie. – Okrył zwłoki płaszczem, potem pomaszerował szybko do szulerni. Wszedł prosto do pokoju, w którym Webber pił i żartował ze swymi ludźmi. Wyciągnął pistolet, odciągnął kurki i przycisnął go do ust Webera. – Otwieraj gębę! – zawołał. Webber zamrugał i zobaczył wściekłość płonącą w oczach Shannowa. Otworzył usta i lufa wsunęła się między zęby. – Wstawaj! Webber poderwał się na nogi. Shannow wyprowadził go na ulicę. Nie musiał się oglądać, aby wiedzieć, że wszyscy obecni idą za nimi. Wieści rozeszły się po innych przybytkach i zebrał się tłum. Webber cofał się, niemal dławiony lufą pistoletu. Nadal był uzbrojony, lecz trzymał ręce z daleka od broni. Shannow zatrzymał się przy zwłokach Alaina Fennera i obrócił się lekko, aby popatrzeć na tłum. – Ten młody człowiek zaryzykował życiem dla wielu z was. I teraz leży martwy, jego żona została wdową, a synowie stracili ojca. Dlaczego? Ponieważ brakuje wam odwagi. Ponieważ pozwalacie, by taki pasożyt żerował wśród was bezkarnie. Ten człowiek zginął z powodu grzechu, jaki się tutaj rozplenił. – Omiótł wzrokiem zebranych. – A jak mówi Księga, grzech karany jest śmiercią! Pociągnął za spust. Mózg Webbera wyrwał się z czaszki, ciało osunęło się na ziemię, z poczerniałych ust buchnął ciemny obłoczek dymu. Zapadło grobowe milczenie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.