ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Ponieważ trop Uty wiódł w tym właśnie kierunku, także i Briksja musiała tam iść, chociaż szybko przebudzona ze stanu uśpienia podejrzliwość nakazywała jej ostrożność wobec wszystkiego, co mogło mieć jakikolwiek związek z Odłogami. Jednak intuicja dziewczyny nic jej o tym miejscu nie mówiła - Briksja nie czuła tu ani nastroju spokoju czy powitania, jaki otaczał niekiedy pozostałości dawnych czasów, ani ostrzegawczych skurczów zapowiadających nadejście zła. Droga prowadziła prosto jak strzelił, zaś tworzące ją bloki były wyraźnie widoczne, mimo że częściowo pokryte ziemią, w którą zapuściła korzenie trawa, a nawet krzaczki, maskując nieco podłoże.
W jasnym świetle dnia Briksja zmierzała ku wzgórzom śmiało, choć nie bez nabytej doświadczeniem rozwagi. Tak samo jak poprzednie wzniesienia, i te porośnięte były trawą - matowozieloną i jakby obumierającą. Stanowiły zaledwie pierwszą przeszkodę na drodze, gdyż dalej piętrzyły się coraz wyżej i wyżej kolejne górki. Gościniec wiódł prosto ku przełęczy.
Po jego obu stronach stały dwa kamienne słupy. Wznosiły się tak wysoko, że sięgały zwieńczeń otaczających wzgórz. Były to czworograniaste bloki o pościeranych narożach, noszące te same znamiona starości, co rzeźby na ścianie urwiska, którym Briksja schodziła na Odłogi. Na wierzchołkach umieszczono figury.
Na prawo, pomimo zniszczeń spowodowanych wiatrem, deszczem i chłodem, można było rozpoznać podobiznę ropuchopodobnej istoty. Wyglądało to na wyraźną pogróżkę, a być może także na bezpośrednie ostrzeżenie. Posągowe stworzenie siedziało bowiem w taki sposób, jakby właśnie gotowało się do skoku ze swojego posterunku, żeby zagrodzić przejście.
Natomiast po drugiej stronie ścieżki został umieszczony kot. Zwrócony był nie ku otwartej przestrzeni, jak ropuchopodobna istota, ale ku przełęczy; za to podobnie jak towarzysz miał oczy zwężone w szparki. Jego skromny sposób siedzenia przypominał pozycję, jaką często przybierała Uta, z koniuszkiem ogona zawiniętym starannie wokół przednich łap. Nie zapowiadał, jak tamta figura, żadnych zagrożeń, a jedynie miał wygląd stworzenia objawiającego niezwykłe czymś zainteresowanie.
Na widok ropuchy Briksja podniosła rękę do piersi i przycisnęła zamknięty już teraz kwiat. Nie zdziwiło jej, że w odpowiedzi poczuła na skórze delikatne ciepło.
Zaraz za słupami droga zwężała się tak, że gdyby Briksja rozłożyła szeroko na boki ramiona, koniuszkami palców obu rąk muskałaby przeciwległe zbocza.
Zauważyła jeszcze coś innego. Choć starała się iść swoim równym marszem, tutaj poruszała się wolniej. Wcale tego nie chciała; cóż z tego, skoro miała dziwne wrażenie, że z każdym krokiem brnie przez niewidzialne, lepkie błoto, próbujące ją przytrzymać. Toteż niebawem posuwanie się naprzód kosztowało ją coraz więcej wysiłku.
Głód, nasycony jedynie chwilowo, znów ją nękał, podobnie jak pragnienie. Cierpiała z powodu posiniaczonych stóp, gdyż zrobione naprędce sandały nie chroniły ich dobrze. Brak wody, jedzenia, ból nóg... Wciąż stopniowo opadała z sił, a jej ciało domagało się zaspokojenia potrzeb.
Jednocześnie, niby podnieta, wracało do Briksji poczucie niezmąconego spokoju i zgodności ze światem, które po raz pierwszy odezwało się w niej rankiem po przebudzeniu pod drzewem. Być może było to ostrzeżenie, że w żadnym razie nie wolno jej ulec żądaniom własnego ciała.
Z zaciętym uporem Briksja szła nieprzerwanie do przodu. Tuż nad nią niebo było bezchmurne. Jednak mocno świecące rano słońce było teraz przysłonięte i od wzgórza ciągnęło chłodem. Dziewczyna dygotała i często oglądała się za siebie. Z każdą chwilą narastało w niej uczucie, że jest śledzona. Może to jakaś pustynna istota podążała jej tropem tuż poza zasięgiem wzroku. Briksja często popatrywała na niebo w obawie, że zobaczy tam czarne skrzydła. Wciąż nasłuchiwała, przekonana, że wcześniej czy później usłyszy szwargot ropuchopodobnych stworów albo nieskładne szemranie, które towarzyszyło jej w drodze przez pagórki.
Z taką uwagą obserwując drogę przed i za sobą, dostrzegła więcej śladów Uty. Zawsze znajdowały się nisko na zboczu po lewej strome.
Jakąż to rolę dawno temu odgrywali na Odłogach pobratymcy Uty? Briksja już kiedyś, od czasu do czasu, widywała przykłady twórczości Dawnego Ludu: groteskowe figurki - niektóre piękne, inne zabawne, lecz w większości szkaradne. Przedstawiały one najczęściej stworzenia nie znane ludziom w Krainie Dolin. Natknęła się wprawdzie na parę podobizn koni, na jednego czy dwa psy gończe (choć o osobliwych cechach, zupełnie nie spotykanych u psów w dolinach), ale nigdy nie widziała kota. Właściwie zawsze uważała, że owe zwierzęta, podobnie jak Dolinianie, to przybysze na tej ziemi niemal całkiem opuszczonej przez Dawny Lud
|
WÄ
tki
|