ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
To zabrzmiało obiecująco. Jedną ręką trzymając słuchawkę, drugą McDowell sięgnął po resztkę bourbona.
- Czego chcesz?
- Agentka Gray i pułkownik Thorn są w Waszyngtonie - oznajmił spokojnie Wolf.
- Co takiego? - Butelka potoczyła się pod biurko. - Niemożliwe!
- Możliwe. Thorn i Gray są nader... przedsiębiorczy. Nazbyt przedsiębiorczy, żeby pozostawić ich w spokoju.
- Z tym nie ma sprawy- pośpiesznie zapewnił McDowell. - Kazałem wydać nakaz aresztowania. Przekażę tylko wiadomość, że ukrywają się gdzieś w okolicy, a...
- Nie - przerwał mu Wolf. - Potrzebne jest definitywne rozwiązanie. McDowell poczuł mróz na plecach. Odchrząknął.
- Rozumiem.
- Znakomicie. Proszę słuchać teraz uważnie. Pana rola jest prosta,
ale tym razem musi się obyć bez jakichkolwiek omyłek...
McDowell słuchał uważnie, marząc zarazem o kolejnym drinku. Dobre samopoczucie, które miał przez cały dzień, gdzieś nagle zniknęło.
? Madison Inn", nieopodal Woodley Park
Zmierzchało.
Peter Thorn leżał na łóżku z rękami pod głową. Helen stała milcząca przy oknie. Obserwowała, czy nie zobaczy na ulicy czegoś, co sugerowałoby, że zostali wyśledzeni przez agentów FBI lub tajemniczych przeciwników. Pokój rozjaśniało jedynie żółtawe światło ulicznych latarń.
Peter od kilku dni zmagał się z myślą dotyczącą pułapki, jaką zastawiono na nich w Wilhelmshaven. Po raz setny przypominał sobie chwila po chwili wydarzenia, nie mogąc zrozumieć, jakim cudem napastnicy tak szybko ich zidentyfikowali. Człowiek, który przedstawił się jako
Steinhof, natychmiast zwrócił się do nich i to w pierwszym barze, który odwiedzili.
To nie mógł być przypadek.
A jeśli nie zakładać tego, co wydawało się zupełnie niemożliwe - że ich wrogowie byli dostatecznie liczni, aby obstawić całe nabrzeże w Wil-helmshaven - to Steinhof i jego banda musieli ich zidentyfikować już wcześniej. Kiedy? W kapitanacie portu?
Przypomniał sobie wnętrze. Nie. Nikogo nie było w zasięgu słuchu, kiedy wypytywali o Baltischer Wanderera". Czyżby Niemka, która udzielała im informacji, Geist, Geiss czy jakoś podobnie? Nie, zupełnie mu to nie pasowało do jej wizerunku. Nie wyglądała na kogoś, kto trudni się nielegalnymi zajęciami.
Steinhof mógł pójść ich śladem, gdy wyszli z kapitanatu czy inspektoratu celnego, ale już wtedy musiał wiedzieć, jak wyglądają, a także: kiedy mniej więcej zjawią się w Wilhelmshaven.
Ale to musiało oznaczać...
- Peter, mamy towarzystwo - odezwała się od okna Helen. Wystarczyła sekunda, by znalazł się koło niej.
- Pod drugą latarnią po tej stronie.
Zobaczył ciemnego czterodrzwiowego Buicka, który właśnie hamował przy krawężniku.
- Cholera jasna.
Otworzyły się przednie drzwiczki pasażerskie i wysiadł z nich Sam Farrell. Thorn gwizdnął z cicha.
- Przez chwilę już myślałem...
- Nie tak szybko. Zobacz, kto go przywiózł. Za kierownicą siedział Lany McDowell. Peter spojrzał na Helen.
- Znikamy?
- Bez sensu. Za nimi jechał drugi samochód, a poza tym McDowell
może być durniem, ale z pewnością wcześniej obstawił swoimi ludźmi
całą okolicę.
Thorn pokiwał głową. Farrell i McDowell szli w kierunku drzwi wejściowych do hotelu. Nie było gdzie uciekać.
Nie upłynęła minuta, a usłyszeli stukanie do drzwi.
- Agentko Gray, pułkowniku Thorn! Tutaj zastępca dyrektora McDo
well.
Peter zapalił światło, otworzył drzwi i cofnął się o krok. Pierwszy wszedł Sam Farrell, rozkładając bezradnie ręce.
- Przepraszam, ale czekał na mnie pod drzwiami i...
- Nie ma pan potrzeby za cokolwiek ich przepraszać, generale -odezwał się McDowell i przepchnął się obok Farrella, aby stanąć naprzeciw Petera i Helen. - Powinni uważać się za wielkich szczęściarzy, że
-
mnie widzą. Równie dobrze jako pierwszy mógłby się pojawić oddział SWAT z rozkazem strzelania bez ostrzeżenia. Helen spojrzała na niego z pogardą.
- Jeśli zjawił się pan tutaj, żeby nas aresztować, niech pan robi swoje, a nie mówi o szczęściu.
- Nie, pani Gray. Nie chcę was aresztować, więc może odrobinę zmieniłaby pani ton głosu - powiedział McDowell.
Thorn wpatrywał się w niego zmrużonymi oczyma.
- Co pan sobie znowu ukartował? - spytał podejrzliwie.
- Nic sobie nie ukartowałem, żeby użyć pańskiego określenia, pułkowniku. - McDowell obejrzał się na Farrella. - Niech pan zechce zamknąć drzwi, panie generale. Musimy chwilę porozmawiać. - A potem znowu popatrzył na Petera i Helen. - Wszystko jest dość proste. Cokolwiek sobie myślicie, ja i dyrektor nie spędziliśmy ostatnich dni bezczynnie. Przeciwnie, dołożyliśmy wszystkich starań, żeby wpaść na trop owych nielegalnych dostaw, o których donieśliście.
- To dlaczego zaniechano śledztwa w Galveston? - spytała Helen.
- Trzeba myśleć strategicznie, agentko Gray - powiedział wyrozumiale McDowell. - Ma pani różne talenty, ale nie potrafi pani ogarnąć szerszego obrazu. - Gestem ręki powstrzymał niecierpliwą reakcję Thor-na. - Proszę poczekać. Operacja Galveston zakończyła się fiaskiem, raport nie pozostawiał co do tego żadnych złudzeń. Miejsce zostało uprzątnięte tak starannie, że nie znaleźlibyśmy nawet pyłka na poparcie naszych podejrzeń, z drugiej jednak strony nasza akcja spowodowała zastanawiającą reakcję ze strony kierownictwa Caraco. My zaś nie przestawaliśmy obserwować najważniejszych urzędników i kilku amerykańskich odnóg firmy.
- I wykryliście coś podejrzanego?
- Tak i nie - odparł McDowell. - Wiemy z całą pewnością, że coś dzieje się w Chantilly; teren należący do Caraco jest pod stałą obserwacją.
- A więc nakaz aresztowania nas... - powiedziała Helen i zawiesiła głos.
- Był fortelem - dokończył za nią zastępca dyrektora. - Musieliśmy wydostać was jak najszybciej z Niemiec i mieliśmy nadzieję, że to będzie sposób najskuteczniejszy. - Wzruszył ramionami. - Nie doceniliśmy, jak widać, waszej pomysłowości. Waszej i generała Farrella.
- Czego teraz pan od nas oczekuje? - powiedział Thorn, który nie mógł pokonać nieufności do zwierzchnika Helen. Wszystko, co mówił, brzmiało aż za dobrze. Czy aby to właśnie nie było fortelem? Przedstawienie pod tytułem: Wszystkie grzechy wybaczone" odegrane tylko po to, aby delikatnie wywabić ich z kryjówki?
- Dyrektor chce, żebyście zobaczyli, czy rozpoznacie kogoś z tych, którzy są teraz w Chantilly. Kilka godzin temu pojawiło się tam parę
-
osób; jak się wydaje przybyły z Europy. Któraś z nich może uczestniczyła w napaści na was w Wilhelmshaven?
Thorn zobaczył, że Helen oddycha z ulgą. W końcu udało jej się nakłonić swoich przełożonych do działania.
Nagle uderzyła go jedna myśl.
Wilhelmshaven.
Znienacka wszystkie fragmenty w jednym ułamku sekundy ułożyły się w całość. McDowell wiedział, że jadą do Wilhelmshaven. Wiedział, po co tam jadą. I miał dostęp do ich fotografii, tych, które potem przesłał niemieckiej policji
|
WÄ
tki
|