ďťż

- Aha, więc tak wygląda Conte...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Inaczej go sobie wyobrażałam. A obok niego... - Jeszcze bardziej zniżyła głos. - To musi być ta kobieta, o której mówił Scipio. Kim oni mogą być? Czyżby na wyspie ciągle mieszkali ja- cyś potomkowie Vallaressów? Mosca, Prosper i Scipio patrzyli w kierunku wyspy z taką sa- mą ciekawością jak Ida. Tylko Riccio siedział z ponurą miną przy torbie z pieniędzmi, gapiąc się na szerokie plecy Giaco, jakby to mogło zmniejszyć nieco jego strach. - Tam jest kładka - szepnął Scipio - i kamienne schody, któ- re prowadzą od brzegu do bramy w murze. - Ktoś siedzi na tym murze. - Przerażony Mosca złapał Pro- spera za ramię. - Tam są dwie białe postacie! - To posągi - uspokoiła go Ida. - Kamienne anioły. Tak, teraz otwierają bramę. Ojej, te psy są naprawdę wielkie. Chłopcy mogli je dostrzec nawet bez lornetki: ogromne białe dogi, wielkie jak cielaki. Nagle, jakby coś zwietrzyły, skierowały 202 pyski w stronę ich motorówki i zaczęły ujadać, tak głośno i z ta- ką wściekłością, że nawet Ida drgnęła i wypuściła z rąk lornetkę, prosper chciał ją chwycić, ale wyśliznęła mu się z palców i z głoś- nym chlupotem wylądowała w wodzie. Ten odgłos przeciął ciszę niczym strzał. Struchlały Riccio zatkał sobie uszy dłońmi, jak gdyby mógł w ten sposób cofnąć wszystko to, co się zdarzyło, a pozostali z przerażeniem skulili się w łodzi. Tylko Giaco ani drgnął - wciąż nieporuszenie stał za sterem. - Usłyszeli nas, signora! - powiedział spokojnie. - Patrzą w naszą stronę! - No właśnie! - wyszeptał Scipio, wyglądając za burtę. - Co za przeklęty pech! - Strasznie mi przykro! - szepnęła Ida. - O, mój Boże! Scho- wajcie głowy, ty też, Giaco! Ta kobieta ma chyba strzelbę! - Jeszcze i to! - Mosca westchnął i naciągnął sobie kurtkę na głowę. - Ciebie i tak nie zobaczą! - lamentował Riccio, kuląc się na dnie łodzi obok torby z pieniędzmi. - Ale my wszyscy świecimy w ciemności jak księżyce! Mówiłem, że to głupi pomysł! Mówi- łem, żeby zawrócić! - Zamknij się! - warknął Scipio. Dogi na wyspie szczekały coraz bardziej zajadle. Do ich szcze- kania dołączył kobiecy głos, donośny i zły, a potem nagle - huk- nęło. Kiedy padł strzał, Prosper schylił głowę i pociągnął ze sobą Scipia. Riccio zaczął szlochać. - Giaco! - Głos Idy zabrzmiał rozkazująco. - Zawracaj! Na- tychmiast! Giaco bez słowa zapuścił silnik. - A co z karuzelą? - Scipio chciał się podnieść, jednak Pro- sper go przytrzymał. - Karuzela nie przywraca życia zmarłym! - krzyknęła Ida. - Dodaj gazu, Giaco! A ty, Królu Złodziei, głowa w dół! 203 Ryk silnika wwiercał im się w uszy, a woda pryskała na wszyst- kie strony, kiedy Giaco zostawiał za sobą Isola Segreta. Wyspa stawała się coraz mniejsza, aż całkiem pochłonęła ją noc. Ida i chłopcy siedzieli ściśnięci, a na ich twarzach malowało się rozczarowanie, ale też strach i ulga, że udało im się wyjść z te- go cało. - Było gorąco! - powiedziała Ida, naciągając na uszy szal, któ- ry zsunął jej się podczas ucieczki. - Przykro mi, że namówiłam was na takie szaleństwo. Giaco! - krzyknęła gniewnie. - Dlacze- go mnie przed tym nie powstrzymałeś? - Przecież nie dałoby się, signora! - odparł Giaco, nawet się nie odwracając. - Ach, teraz i tak wszystko jedno - odezwał się Mosca. - Naj- ważniejsze, że mamy kasę. - Właśnie! - mruknął Riccio, chociaż ciągle jeszcze wydawał się przerażony. Scipio z ponurą miną spoglądał na ślad, jaki motorówka po- zostawiała za sobą na wodzie. - Daj spokój - powiedział Prosper, trącając go. - Ja też chęt- nie zobaczyłbym karuzelę. - Ona tam jest - westchnął Scipio, spoglądając na niego. - Nie mam co do tego cienia wątpliwości. - Niech ci będzie - wtrącił się Riccio. - Ale teraz powinniśmy przeliczyć pieniądze. Ani Scipio, ani Prosper nie zaoferowali pomocy, więc Riccio i Mosca sami zabrali się do pracy. Obok nich siedziała zamyślona Ida, paląc jednego papierosa za drugim i wyrzucając niedopałki za burtę. Kiedy na horyzoncie pojawiły się pierwsze światła miasta, Riccio i Mosca wciąż jeszcze liczyli pieniądze. Dopiero kiedy Gia- co wpłynął do Sacca delia Misericordia, zamknęli torbę. - Chyba się zgadza - powiedział Mosca. - Mniej więcej. Czło- wiek się ciągle myli przy liczeniu banknotów. Ida skinęła głową i z niepokojem spojrzała na torbę. 204 I - Macie ją gdzie schować? To naprawdę sporo pieniędzy. Mosca zerknął niepewnie w stronę Scipia. Ten wzruszył tylko ramionami. - Schowajcie je tam, gdzie zwykle chowamy pieniądze od Bar- barossy. Tam będą bezpieczne. - W porządku. - Ida westchnęła. - No to wysadzę was teraz przy waszej łodzi. Na pewno macie jakieś ciepłe miejsce do spania. Prosper, pozdrów ode mnie małego i dziewczynkę. Ja..
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.