ďťż

Zrozum coś z tego...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Ściany budynku, w którym mieściła się komenda policji, były bardzo grube, jednak z pewnością słowa Benciego słyszał nie tylko Eliezer, ale też wszyscy przechodnie na ulicy. - Znaleźliście coś w pobliżu miejsca, gdzie zamordowano Aleksandrę? - W samym ogrodzie natrafiliśmy na odciski stóp co najmniej siedemdziesięciu osób. Obok ławeczki było ich trochę mniej. Częściowo stare, częściowo nowe. W większości należące do domowników, oczywiście. Ale nadal sprawdzamy. - A Jackie Danzig? - Nie chciałem go zaniepokoić. Prowadziłem ciche śledztwo. Teraz, kiedy sam rozgłosił, co go łączyło z panią Hornsztyk, mogę działać otwarcie. - Jeśli był tej nocy w ogrodzie, możesz być pewny, że wyrzucił buty. Nie popełnij błędu. On nie jest głupi. - Ja też nie. - Benci, bijesz przesłuchiwanych? - Nie. - Tak myślałam. Przypuszczam, że sprawdzicie jej konto w banku, jej klientów i rodzinę. - Tak. Coś wyraźnie dręczyło Benciego. Jego odpowiedzi stawały się coraz krótsze, aż w końcu zamilkł zupełnie. Lizzi siedziała spokojnie. Tak samo zwykła siedzieć, kiedy osoba, z którą przeprowadzała wywiad, pogrążała się w myślach. Przez kilka minut milczeli oboje, wreszcie Lizzi pierwsza się odezwała: - Znalazłeś odciski stóp Jackiego Danziga koło tej ławeczki? - Lizzi, wywiad skończony. Mam pracę. - To nie wywiad. Przyniosłam ci taśmę do przegrania. - Poinformuję cię, jak będzie coś nowego. - Mój ostrożny naczelny nie zgodził się na publikację tej historii o związku żony sędziego z pianistą żigolakiem. Szef Adulama nie miał takich zahamowań i „Dziennik” sprzedawał się dzisiaj dużo lepiej niż „Czas”. Kto jest temu winien? Lizzi Badihi! Arieli nie przyzna się do tego, że zdecydował nie drukować mojego tekstu. Powie, że w postaci, w jakiej go przyniosłam, nie nadawał się do druku, albo coś w tym rodzaju. Potrzebuję nowych informacji, inaczej Arieli przyśle tu Dorona Cementa. - Dlaczego nie opublikujesz rozmowy, którą przeprowadziłaś w „Niebieskim Pelikanie”? - Po tym, jak cała historia ukazała się w „Dzienniku”? - Z drugiej ręki. - Ty coś wiesz i nie chcesz mi powiedzieć. - Lizzi, jestem zajęty. - Co cię dręczy? - Chcesz, żebym kazał cię stąd wyprowadzić? - Jeśli coś ci opowiem w zamian, powiesz, o co chodzi? - Co ty mi możesz opowiedzieć? - Ty pierwszy, mój drogi. - Co to ma być? Jesteśmy w przedszkolu? Jednocześnie z okrzykiem Benciego rozległo się delikatne pukanie do drzwi. - Wchodzić! - wrzasnął Benci. Lizzi nie dziwiła się już, że Bencijon Koresz nie bił przesłuchiwanych. Mając taki głos, nie musiał tego robić. Przez szparę w drzwiach zajrzał Ilan-Sergio Bahut. Gdy spostrzegł Lizzi, na jego twarzy pojawił się wyraz bezgranicznego zdziwienia. Lizzi uśmiechnęła się, chcąc mu uzmysłowić, że to zwyczajna przyjacielska pogawędka i krzyki Benciego nie świadcząc jakichkolwiek nieporozumieniach. - Potrzebujesz mnie? - zapytał Ilan Benciego. - Będę ci niewymownie wdzięczny, jeśli zabierzesz stąd Lizzi. - Chodź, Lizzi. Nie powinnaś zostawać, skoro jest w takim nastroju. Kiedy Ilan się uśmiechał, w jego policzkach tworzyły się dołeczki. Lizzi nigdy nie rozumiała, jak Georgette mogła porzucić go dla Benciego. Wstała, wzięła dyktafon, włożyła go do torby i poszła za Ilanem, nawet nie żegnając się z Bencim. Pomogła mu w śledztwie i mógłby chociaż podziękować. - Nie zaczynaj sama prowadzić dochodzenia! - krzyknął za nią. - Zbieram materiał do artykułu o kulisach zbrodni. - Z kim się spotkałaś? - Nie twoja sprawa. Nie muszę cię wtajemniczać w moje sprawy. Co mi przyszło z tego, że opowiedziałam ci o Jackiem? - To nie moja wina, że Arieli nie chce drukować twoich artykułów. Lizzi wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Ilan czekał na korytarzu i mrugnął do niej wesoło. Z pokoju Benciego dobiegło wołanie: - Lizzi! Drzwi otworzyły się gwałtownie, lecz ona szła przed siebie, nie zwracając na to uwagi. Korytarzykiem dotarła do holu głównego. - Czy Malka dzisiaj pracuje? - zapytała dyżurnego. - Ma nocny dyżur. Ilan odprowadził ją aż na ulicę. Gdzieś w głębi serca litowała się nad Bencim. Tu, na dworze, jest tyle przestrzeni, nad głową chłodne zimowe niebo, ulica tętni życiem, a on siedzi tam, w małej betonowej celi, i szuka rozwiązania zagadki. W tym momencie więzień betonowej celi pojawił się u szczytu schodów. Koszula wystawała mu ze spodni
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.