ďťż

Zniknęły zrakowaciałe odcienie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Stary paznokieć spadł na podłogę, a ciało natychmiast, na oczach Tibora, zaczęło pokrywać się nową, różową skorupą. - I cóż, mój bohaterski synu, który przyszedłeś mnie zabić? - Faethor wstał powoli i wyciągnął rękę w kierunku bezkrwistej twarzy Wołocha. - Mógłbyś i to zabić? Tibor odwrócił twarz, odchylił głowę, cofnął się, próbując nawet wcisnąć się w skałę, byle tylko uniknąć wymierzonego weń palca. Ale gospodarz zamku jedynie się roześmiał. - Co? Myślisz, że mógłbym..? Ależ nie, nie ciebie, mój synu. Tak, mógłbym, bądź pewien! I na zawsze pozostałbyś mym sługą. Ale to byłby zaledwie drugi poziom wampirów, niegodny ciebie. Nie, dla ciebie zachowałem najwyższy zaszczyt. Otrzymasz moje jajo! Tibor próbował znaleźć odpowiedz, ale gardłu jego zabrakło wilgoci, było suche jak pustynia. Faethor zaśmiał się znowu i cofnął swą straszliwą dłoń. Odwrócił się, żeby podejść do krępego Wołocha, skulonego na kamiennych płytach, oddychającego chrapliwie, z twarzą wtuloną w zakurzony kąt - On jest w tym drugim stadium - wyjaśnił dręczyciel Tibora. -Zabrałem mu coś i dałem w zamian coś innego. Ciało z mego ciała jest w nim teraz, leczy go i przemienia. Jego rany i połamane kości zrosną się. Będzie żył tak długo, jak zapragnę. Na zawsze jednak pozostanie mym niewolnikiem, będzie wypełniał mą wolę, posłuszny każdemu rozkazowi. Widzisz, on jest wampirem, ale nie ma umysłu wampira. Umysł pochodzi z jaja, a on nie wyrósł z nasienia, jest po prostu... szczepem. Kiedy się zbudzi, co wkrótce nastąpi, pojmiesz to. - Pojmę? - Tibor odzyskał wreszcie choć ślad głosu. - Jak mógłbym to pojąć? Dlaczego powinienem to pojąć? Wiem tylko, że jesteś potworem! Arwos nie żyje, a mimo to... tak z nim postąpiłeś! Dlaczego? Żyć w nim mogą teraz jedynie robaki. - Nie - potrząsnął głową Ferenczy. - Jego ciało jest jak żyzna gleba albo szczodre morze. Pomyśl o rozgwiazdach. - Wytworzysz nowego... nowego siebie? W nim? - ledwie wymamrotał Tibor. - On zostanie pochłonięty - odpowiedział. - Nowego mnie? Nie. Ja posiadam umysł. Tamten będzie go pozbawiony. Arwos nie może zostać nosicielem, gdyż jego mózg jest martwy, nie widzisz? Cygan jest pożywieniem, niczym więcej. Tamten, kiedy dorośnie, nie będzie podobny do mnie. Taki jedynie... jak to, co widziałeś. - Wyciągnął blady, świeżo ukształtowany palec. - A co z tym drugim? - Tibor skinął głową w kierunku człowieka pochrapującego w kącie, czy też tego, co po nim pozostało. - Kiedy go zabierałem, żył - powiedział Faethor. - Jego umysł był aktywny. To, co mu dałem, rośnie teraz w jego ciele i w jego umyśle. Owszem, umarł, ale tylko po to, by otworzyć sobie drogę do życia wampira, które nie jest życiem, ale półżyciem. -Obłęd!-jęknął Tibor. - A tego czeka inny los. - Ferenczy zniknął w cieniu, po drugiej stronie celi, gdzie nie w pełni sięgało światło. Z ciemności sterczały nogi i ramię drugiego wołoskiego wojownika. Faethor wyciągnął go na środek lochu. - Ten będzie pokarmem dla nich obu. Aż ów bezmyślny skryje się w ziemi, a ten drugi zacznie tobie służyć. - Służyć mi? - Zdumiał się Tibor. - Tutaj? - Nie dociera do ciebie nic z tego, co mówię? - Mroczny gospodarz skrzywił się. - Przeszło dwieście lat sam dbałem o siebie, chroniłem swe włości, wciąż sam i samotny w świecie, który się rozrastał, zmieniał, napełniał nowymi cudami. Zrobiłem to dla mego nasienia, gotowego teraz, by przekazać je dalej, tobie. Pozostaniesz tutaj, podtrzymując przy życiu ten zamek, te ziemie i "legendę" o Ferenczym. Ja zstąpię między ludzi i pohulam! Czekają mnie tam wojny do wygrania, zaszczyty do zdobycia, tworzy się historia. Tak, czekają też kobiety do wzięcia! - Zaszczyty? - Tibor odzyskał coś z dawnej odwagi. - Wątpliwe. Jak na stwora "samego i samotnego", dość dużo jednak zdajesz się wiedzieć o tym, co zachodzi w świecie. Faethor obdarzył go najstraszliwszym ze swoich uśmiechów. - To kolejny sekret wampirów - zachichotał ohydnie, gardłowo. -Jeden z kilku. Innym jest usidlenie, którego skutki dostrzegłeś u starego Arwosa. Jego umysł tak był związany z moim, że mogliśmy ze sobą rozmawiać nawet z wielkiej odległości. Kolejny to sztuka nekromancji. Nekromancja - Tibor słyszał już o tym. Wschodni barbarzyńcy mieli wśród siebie czarnoksiężników, otwierających brzuchy zmarłym, by z dymiących trzewi odczytywać sekrety ich żywotów. - Tak - potwierdził Ferenczy, widząc błysk w oku Tibora. - Nekromancja. Wkrótce poznasz jej tajemnicę. Pozwoliła mi utwierdzić się w przekonaniu, że słusznie wybrałem ciebie na naczynie dla przyszłego wampira. Któż bowiem mógłby lepiej znać ciebie i twe czyny, twe siły i słabości, podróże i przygody niż były towarzysz? - Pochylił się i lekko przewrócił chudego Wołocha na plecy. Tibor zobaczył, co spotkało jego druha. Nie padł on ofiarą wilczej sfory, gdyż ciało jego nie zostało wyżarte. Tułów miał rozdarty od podbrzusza po gardziel, wszystkie jelita i organy wisiały luźno, zwłaszcza serce, uczepione na jednym nerwie, dosłownie wydarte. Miecz Tibora niejeden raz równie skutecznie patroszył ludzi i na wojowniku widok taki nie robił żadnego wrażenia. Ale jeżeli miał wierzyć Ferenczemu, ten człowiek nie żył już, gdy się nad nim pastwiono, a owa potworna rana nie była dziełem miecza. Tibor drżąc odwrócił wzrok od zmasakrowanego trupa i wbrew swej woli popatrzył na dłonie Faethora. Paznokcie ostre były niczym noże. Co gorsza (Tiborowi kręciło się w głowie, był bliski omdlenia), zęby bojara przywodziły na myśl dłuta. - Dlaczego? - zapytał szeptem Wołoch. - Powiedziałem ci, dlaczego - zirytował się gospodarz. - Chciałem wiedzieć o tobie wszystko. Za życia był twym przyjacielem. Istniałeś w jego krwi, płucach i sercu. Po śmierci też służył ci lojalnie. Z trudem wydarłem jego sekrety. Zobacz, jak luźne są jego wnętrzności. Ha! Natrudziłem się, by poznać prawdę. Tibor utracił władzę w nogach i zawisł na łańcuchach niczym ukrzyżowany. - Jeśli mam umrzeć, zabij mnie od razu - wydusił z siebie. - Skończ z tym. Faethor podpłynął bliżej, zatrzymując się na odległości ramienia. - Pierwszy poziom bytu, najwyższe stadium wampira, nie wymaga śmierci. Możesz myśleć, że umierasz, kiedy nasienie zapuszcza w twój mózg korzonki, wnikające na oślep w rdzeń kręgowy, ale to nie jest śmierć. A później... - wzruszył ramionami. - Przekształcenie może odbywać się mozolnie albo z szybkością błyskawicy. Tego nie sposób przewidzieć. Jedno jest pewne - ono nastąpi. Krew Tibora po raz ostatni zawrzała w żyłach. Mógł jeszcze umrzeć z godnością. - Skoro nie chcesz obdarzyć mnie porządną śmiercią, przyjmę ją od siebie! Zaciskając zęby, szarpnął się w kajdanach tak zawzięcie, że z przegubów popłynęła krew. Walczył dalej, by pogłębić rany. Powstrzymał go dopiero przeciągły syk Ferenczego, sprawiający, że Tibor zrezygnował z dzieła straszliwej samozagłady i spojrzał... w czeluść, w niezgłębioną otchłań. Ohydna twarz zrobiła się jeszcze potworniejsza, niemal skręcała się w udręce łaknienia
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.