ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Gdy dowiedzą się, jakie kłopoty im sprawiacie, zmiażdżą was bez wysiłku.
- Setki planet to tylko teoria. Praktycznie każda z nich istnieje sama dla siebie i nie jest problemem opanowywać je po kolei. A im bardziej rozszerza się nasze imperium, im więcej światów składa nam hołd, tym bardziej proces nabiera szybkości.
- Istnieje czynnik, który ograniczy wasze podboje - wpadłem mu w słowo. - Wiem, na czym polega sekret waszych sukcesów. Dokonujecie inwazji na plenety, które i tak już przegrały.
- Absolutna prawda - zgodził się ze mną.
- Znajdujecie planetę, która dojrzała już do tego, by ją zająć, gdyż wśród jej ludności znajduje się aktywna grupa malkontentów. Wasi ludzie zaopatrują ich we wszystko, czego trzeba: pieniądze, broń, narzędzia propagandy. I w końcu robią przewrót, a wy napotykacie znikomy opór podczas samej inwazji. Wasi agenci dbają o to, by siły zbrojne poddały się po kilku strzałach. Inwazja jest wygrana, zanim jeszcze się rozpocznie. Nic dziwnego, że wasi żołnierze uważają się za niezwyciężonych.
- Jest pan dobrym obserwatorem. Pańska analiza godna jest mistrza. To jest właśnie ta metoda.
- No to was mam.
- Raczej my pana. Co z tego, że pan wie? Nie zamelduje pan o tym nikomu, a jest pan jedynym spoza naszego kręgu, który ma na ten temat jakiekolwiek pojęcie.
- Nie mogę panu obiecać, że nie zamelduję!
- Pan nie, ale my możemy to zrobić w pana imieniu. Raport został przechwycony, a następnego nie będzie. I spokojnie minie jeszcze sporo czasu. A wówczas dojdziemy już do drugiego etapu naszego planu. Będziemy dysponowali wystarczającą liczbą sprzymierzeńców z podbitych planet, by przystąpić do otwartej wojny. Tacy ludzie nazywają się najemnicy. Ich straty będą ogromne, lecz my będziemy mieli dość baz, by stanowiły niewyczerpane źródło rezerwy. I tak, w efekcie, zawsze będziemy zwyciężać. Interesujący obrazek, prawda?
- Nigdy wam się to nie uda! Kraj wstał zza biurka.
- No cóż, pożyjemy - zobaczymy. Nadszedł czas, aby zacząć pańską indoktrynację!
14
Zabrano mnie do celi - nagiego pokoju bez okna, który za całe wyposażenie miał wiadro i również niedawno zainstalowany hak, do którego zostałem dohaczony przez strażnika.
- Szansa, że umrę z głodu jest niewielka - poinformowałem strażnika. - Z całą pewnością najpierw umrę z pragnienia.
Nie raczył nawet mi odpowiedzieć, ale przyniósł butelkę wody i standardową rację polową. Nie był to najlepszy posiłek w moim życiu.
Gdy zająłem się przeżuwaniem, coś ścisnęło mnie w środku. Kraj mówił rozsądnie i prawie mnie przekonał. Zerknąłem na swoje nadgarstki. Przekonał mnie. Tylko dlaczego tak bardzo mu na tym zależało? Ponieważ, to oczywiste, nie byłem w tej grze jedynie pionkiem, który mógł przeważyć szalę, i to na którąkolwiek stronę. Póki co planecie Cliaand powodzi się w najazdach, lecz Korpus mógł zaktywizować działalność powstańczą, dając im w ten sposób zajęcie na planetach już podbitych, co uniemożliwiłoby dalszą ekspansję aż do czasu decydującego spotkania. Moje umiejętności i wiedza mogły przyczynić się do neutralizacji tego zagrożenia i dać czas Cliaandowi. Czas potrzebny na przejście do drugiej fazy operacji.
A to oznaczało, że szarzy popełnili błąd. Powinni mnie zabić lub poddać klasycznym torturom, wówczas pomógłbym im. Ze dwa razy. Zapomnieli o prostym fakcie, że jak długo będę żył, tak długo stanowić będę najbardziej morderczą broń wymierzoną przeciwko nim - a już na pewno po tym, co mi zrobili. Teraz nie było szans na współpracę.
To był trick. To musiał być trick i ja musiałem w to wierzyć, jeśli wszystko miało zachować sens. Opieprzyłem się zdrowo - słuchaj, DiGriz, wiesz wystarczająco dużo o rzeczywistości, aby wiedzieć, jak się nią manipuluje. Sam zawsze robisz to dla własnego dobra, a teraz ktoś wyciął taki numer tobie. Odcięte nadgarstki, z których tryskała krew! - spokój, do tego wrócimy za chwilę.
Najpierw fakty. Medycyna, choć wspaniała, nie da sobie rady z taką operacją w tak krótkim czasie. No dobrze, ale skąd niby ten krótki czas? Gdzieś, na jakimś poziomie podświadomości wiedziałem, że między amputacją a powrotem świadomości minęło ledwie parę chwil - nie dni, najwyżej godziny. Każdy ma taki zegar, który nigdy się nie zatrzymuje. Właśnie teraz usiłował mnie poinformować, że od chwili, gdy się tu znalazłem, upłynęło naprawdę niewiele czasu. Ale jakie miałem dowody? Że powinien być zarost albo dłuższe włosy? A kto bronił im ostrzyc mnie i ogolić?
Paznokcie? Zawsze krótko je przycinam, a krótko przycięte paznokcie zawsze wyglądają tak samo. Zaraz, zaraz... coś mi świta... w czasie ładowania... złamałem paznokieć na małym palcu lewej ręki... jak rąbnąłem w ten głupi taster... nie patrz jeszcze..
|
WÄ
tki
|