ďťż

Zaczęto o nim myśleć dość dawno, za czasów tak zwanej powodzi alkoholowej, wprowadzono jednak dopiero kilkanaście lat temu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Szliśmy, trzymając się za ręce, co niespodziewanie sprawiało mi dużą przyjemność. — PPN nadawany jest centralnie przez stacjonarne sputniki — mówiła, a ja pod pretekstem przysłuchiwania się obserwowa łem jej delikatny, czysty profil — tak, że każdy może PPN od bierać na kieszonkowym przyrządzie. Możesz wybrać sobie taki rodzaj muzyki i obrazu, jaki iń akurat dogadza. W zależności od tego, co wybierzesz, po kilku minutach odbioru jesteś wesoły lub poważny, czujesz przypływ energii albo, przeciwnie, chce ci się spać. Osobiście korzystam z tego zawsze przed zabawą: iii 160 wprowadzam się w pogodny nastrój i potem już przez cały czas czuję się doskonale. Może coś ci nastawić? — zaproponowała, wyj- mując z torebki malutkie, płaskie pudełeczko. Od razu przypomniałem sobie o mojej misji. A może to właśnie w tym pudełeczku tkwi tajemnica? — Nastaw mi szczęście — powiedziałem szybko, starając się nadać głosowi możliwie naturalne brzmienie. Spojrzała zdziwiona. Wyjaśniłem: — Słyszałem, że podobno istnieje na Ziemi takie uczucie, ale wcale go sobie nie wyobrażam. Na Wenus czegoś takiego nie prze żywamy. Roześmiała się. — Tak, to uczucie bardzo przyjemne, ale PPN nie potrafi go wytworzyć. Postanowiłem grać w otwarte karty. — A jak je uzyskujecie? — zapytałem. — Na drodze chemicz nej? Czy może macie jakieś centralne źródło szczęścia i ładujecie się okresowo? — Szczęście powstaje w nas samych — odrzekła zamyślona. — To znaczy, że programujecie je łącznie z programem roz woju organizmu? — podsunąłem odpowiedź, która wydawała się być rozwiązaniem zagadki. — Nie, w każdym razie nie słyszałam o tym — odparła zasko czona. Nie wiedziała, czy też nie chciała powiedzieć? I — czy szczęście było programowane? Znowu więc nie uzyskałem niczego, a tymczasem pobyt mój miał się ku końcowi. Trzeba było jeszcze odbyć kilka oficjalnych wizyt i załatwić formalności wyjazdowe. — Dziś jest nasz pożegnalny spacer, Aniu — powiedziałem pewnego dnia w Parku Przyrody — za trzy dni odlot. Nie odezwała się. — Niezmiernie się cieszę, że dobry przypadek pozwolił mi cię poznać. Pobyt na Ziemi nie byłby w dziesiątej części ani tak cie kawy, ani tak przyjemny, gdyby nie twoje towarzystwo. Czułem, że nie potrafię wypowiedzieć tego wszystkiego, co chciałbym jej powiedzieć. Te grzeczne i okrągłe zdania były jak gdyby wymawiane nie przeze mnie, lecz przez innego człowieka. 11 Posianie z Piątej Planety 161 Odczuwałem — co zdarzyło mi się po raz pierwszy w życiu — jakąś mieszaninę żalu, gniewu i przeczucia ogromnej pustki, nie- uchronnie mnie oczekującej. Spowodowała to zapewne długa bądź co bądź przerwa w naświetlaniach, a może odmienny od wenu- sjańskiego ziemski klimat. — Chciałabym urodzić się Wenusjanką — powiedziała nie spodziewanie. — Wydaje mi się, że mimo wszystko wasze ziemskie życie jest ciekawsze i bardziej wartościowe — zaoponowałem. — Chciałabym urodzić się Wenusjanką, aby nie przeżywać tego wszystkiego, co trzeba przeżywać na Ziemi. U was jest jednak znaczniej prościej... Co miała na myśli? Skąd wziął się w jej słowach ton goryczy? Czyżby?... Było to zupełnie nieprawdopodobne, ale przyniosło mi ogromną ulgę przypuszczenie, że mogło jej zależeć na mojej oso- bie, że mogła obawiać się braku mojego towarzystwa. I wtedy ogarnął mnie stan, którego nigdy dotychczas nie odczuwałem. Do tego stanu przyczyniła się zapewne ziemska przyroda; zauwa- żyłem nagle, że słońce świeci bardzo jaskrawo, a zieleń drzew i błękit nieba są niezmiernie wyraziste. Pachniały kwiaty i łąki. Śpiewały ptaki. Wszystko to znałem doskonale z czuciowców; jednakże nawet w nienagannych pod względem technicznym czuciowcach zero- neuronowych nie czułem się tak lekko, radośnie, wesoło; pragną- łem z całych sił, aby ta chwila trwała całą wieczność, aby nie skoń- czyła się nigdy. „Co się ze mną dzieje? — zastanawiałem się. — Skąd ten niezwykły, nie znany mi nastrój?" Coś błysnęło. To słońce odbiło się o szyby okien wysokiego, smukłego wieżowca hotelu turystycznego. Odchyliłem się nieco i zauważyłem zabłąkaną pszczołę, która krążyła wokół głowy dziewczyny. Oczy jej bardziej niż kiedykolwiek odbijały błękit nieba. Błysnęła w oddali rakieta komunikacji międzykontynen- talnej. Z pobliskiego gaju dochodziły głosy bawiących się dzieci... Taka więc jesteś... Taka jesteś, najpiękniejsza ze wszystkich swoich siostrzyc, naj starsza dla nas i jednocześnie wiecznie młoda, pełna prostoty w swych tajemnicach, kolebko agwiHzacji
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.