ďťż

Z różnych powodów Steve zawsze usiłował wyprawić jak najdalej rodzinę ofiary...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Po pierwsze, po nawiązaniu kontaktu zdesperowany krewny odczuwał nieodmiennie nieodpartą chęć podzielenia się wiadomością z jednym tylko przyjacielem (co było regułą) i w ciągu dwudziestu czterech godzin sprawa stawała się tajemnicą publiczną. Po drugie, nigdy nie wiadomo, co takiemu może strzelić do głowy. Może odmówić współpracy z policją albo zgodzić się współpracować, by potem zmienić zdanie nikogo nie informując, udaremniając starannie przygotowane plany i zasadzki. - Nigdzie się nie ruszę - krzyknęła Judy. - Mam prawo być tutaj, nie zostawię córki. Pan natomiast nie ma prawa zmuszać mnie do wyjazdu. Chcę wiedzieć, co się dzieje, i nalegam, by panowie informowali mnie o wszystkim. - Twarda baba - mruknął Steve, gdy wsiadali do samochodu. - Będziemy ją o wszystkim informować? - zapytał Oscar. Steve popatrzył na obozujących pod hotelem fotografów. - Ma się rozumieć, że nie. To szaleństwo. Jest w takim stanie, że może w każdej chwili wpaść w histerię, nie możemy ryzykować. Będziemy jej mówili jak najmniej. rół godziny później Judy i Poganka siedziały w saloniku hotelowego apartamentu sącząc wodę z lodem. Judy kończyła właśnie opowiadać przyjaciółce o konferencji z przedstawicielami Omnium i firmy ubezpieczeniowej. 294 Shirley Conran - Nie mogę znieść tej bierności. Czekanie doprowadza mnie do szału - stwierdziła. - Wiesz, dostałam dzisiaj list od Kate wysłany z Londynu - powiedziała Poganka, chcąc zająć czymś przyjaciółkę. - Kupiła maszynę do pisania, Remingtona z tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego drugiego roku, zapłaciła siedemset dolarów, następne pięćdziesiąt kosztowała ją taśma w sklepie ze starociami. Pisze, że wielkie mocarstwa - Chiny, Rosja i Stany - zaangażowały się w wojnę w Chittagong i że nie jest to, jakby się z pozoru wydawało, tylko lokalna rozgrywka. Twierdzi, że zanosi się na kosztowną, bezsensowną wojnę nie do wygrania, jak w Wietnamie. - Jeszcze jakieś dobre wieści? Poganka obracała w ręku pomięte, niebieskie kartki. - Przesłuchiwali ją przez dwie godziny. Boi się, że wyrzucą ją z Bangladeszu. Poza tym wszystko w porządku, czuje się szczęśliwa, jak zawsze, kiedy wpada w tarapaty. Judy nic nie odpowiedziała. Zamilkły obydwie. W ciszy rozpraszanej tylko szumem z ulicy i monotonnym pluskiem wody rozległo się nagle pukanie. Judy poderwała się i skoczyła do drzwi. W progu stał boy hotelowy z bukietem róż, identycznym jak ten, w którym porywacze ukryli swój pierwszy list. Chwyciła kwiaty i chcąc dostać się do umieszczonej między różami koperty, nerwowo rozerwała celofan. - Bogu dzięki! Wreszcie się odezwali. Poganka patrzyła jej przez ramię, jak rozrywa małą kopertę i wyciąga krzykliwy, firmowy bilecik kwiaciarni. Judy z jękiem rzuciła bilecik, jakby parzył ją w palce, padła na fotel i zaczęła płakać. Poganka podniosła różowo-żółty kartonik. Pod drukowanymi życzeniami dojrzała kilka linijek wystukanych na maszynie. Proszę umieścić milion banknotów dziesięciodolarowych w walizce. Jutro o szóstej wieczorem na promie „Guzelhisar" kursującym między brzegami Bosforu odbierze ja^ człowiek z czerwoną przepaską na ramieniu. Dalsze instrukcje nadejdą. Nikomu ani słowa. Jeśli Pani nie posłucha, Liii zostanie uduszona jedwabnym sznurem. KORONKA II 295 Była już prawie północ. Abdullah jeszcze pracował w zielonym gabinecie. Kiedy do pokoju wpadła zadyszana Poganka, z uśmiechem wskazał na gazetę. - Zobacz, co piszą w „Tribune". Na pierwszej stronie widniała krótka notka o śmierci senatora Ruskingtona. Ciało znaleziono w waszyngtońskim mieszkaniu pewnej francuskiej cali girl. - Liii jest teraz czysta, a problemy finansowe Judy rozwiązane. Poganka łapała oddech po biegu przez długie korytarze. - To cudowna wiadomość, kochanie. To znaczy, chciałam powiedzieć, że przykro mi z powodu jego śmierci, ale stary łajdak sam prosił się o kłopoty. - Czemu jesteś taka zadyszana? Coś się stało? - Chciałam, żebyś to zobaczył - Poganka wyciągnęła ku niemu dłoń ze świstkiem papieru. - Judy dostała wiadomość od porywaczy. To kopia. Abdullah przeczytał notkę. - Ciągle nie umiem powiedzieć, czy to sprytni naciągacze, czy szaleńcy. Brzmi to jak groźby kierowane pod adresem jakiegoś osiemnastowiecznego króla. Kiedy z Topkapi chciano się pozbyć królewskiej konkubiny, duszono ją jedwabnym sznurem. Zwyczajne hurysy wsadzano do worka obciążonego kamieniami i topiono w Bosforze. Był król, który w ten sposób wyprawił na tamten świat dwieście osiemdziesiąt nałożnic. Jeszcze po latach nurkowie znajdowali te koszmarne ładunki kołyszące się na dnie niczym w takt piekielnej muzyki. - Wiem, kochanie, już mi o tym opowiadałeś. Dawno, dawno temu. Co myślisz o reszcie tego listu? - Policja powinna zrobić zasadzkę na promie i na obydwu przystaniach. Często bywa jednak tak, że pierwsze spotkanie z bandytami nie dochodzi do skutku. Sprawdzają tylko, jak zareaguje adresat i policja. A jednak to ostatnie zdanie brzmi dziwnie. Dlaczego nie napisali po prostu, że zabiją Liii? - Nie mogę o tym myśleć. - Poganka zalała się łzami. - Moje kochanie, już późno, obydwoje jesteśmy zmęczeni. Kładźmy się spać, a rano zobaczymy, jakie wnioski potrafią z tego listu wyciągnąć moi ludzie. Rozdział siedemnasty 5 września 1979 x ogankanie mogła usnąć. Kręciła się niespokojnie w łóżku, wreszcie o trzeciej nad ranem postanowiła wyjść do ogrodu. Niczym nie ryzykowała; teren ambasady, zabezpieczony systemem alarmowym, był dodatkowo strzeżony przez wartowników. Wiedziała, że ktoś obserwuje jej wędrówkę wśród krzewów rozmarynu ku okrągłemu basenowi, w którym mieszkała rodzina żółwi wodnych. Człowiek nie mógł marzyć o samotności tam, gdzie zatrzymywał się Abdullah. Przy drzwiach jego sypialni czuwali ochroniarze, w korytarzach zawsze był ktoś ze służby. Siadając na kamieniu obok sadzawki, przepłoszyła szarego kota; zwierzę umknęło z prychaniem i skryło się w ciemnościach. Coś nie dawało jej spokoju, coś, czego nie mogła sobie przypomnieć, a co tkwiło w pamięci, niczym list pozostawiony bez odpowiedzi. Nagle poderwała się, o mało nie wpadając przy okazji do wody
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.