ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Przez tyle lat taksowałem majątki, że moje wprawne oko od pierwszego wejrzenia zdolne było ocenić prawdziwą wartość tego pięknego obiektu. Czułem, że zdołałbym nie tylko wygospodarzyć procenty, ale i spłatę. Położenie Kacka było idealne, czegóż nie można byłoby tam wyprodukować i sprzedać.
Sprawa ciągnęła się kilka miesięcy, Brauchwitchowie dokładali wszelkich starań, aby mnie utrzymać przy zamiarze kupna. Wreszcie rząd polski po zajęciu Pomorza nabył ten majątek, zmusiwszy Brauchwitchów do przymusowej sprzedaży. Następnie Mały Kack został odsprzedany na ulgowych warunkach, w formie, której nie chcę dosłownie określić, senatorowi Gdańska, bogatemu hurtownikowi Jewelowskiemu, za ewentualne przysługi, które w Senacie gdańskim miał czynić dla rządu Rzeczypospolitej.
Sprawa niedoszłego kupna rozeszła się po Gdańsku i okolicach. Miejscowe ziemiaństwo z hrabiostwem Kaiser-lingami nie mogło mi darować, że z powodu mojej odmowy majątek dostał się do rąk żydowskich. Mieli do mnie pretensje i von Brauchwitchowie, a rotmistrz używał swoich niepospolitych zdolności telepatycznych, by ich majątek mnie przypadł. Najbardziej bodaj oburzony był profesor Noe. Przy każdym spotkaniu, czy to w Gdańsku, czy później w Warszawie, dokąd często przyjeżdżał, nie omieszkał mi powtarzać: - Aber mein łieber Baron, pan to zrobił wierutne głupstwo, nie kupując Kacka.
Niestety, wiedziałem, że kupno Małego Kacka wywoła zaraz w Sejmie nagonkę na moją osobę i będzie to woda na młyn Daszyńskiego i jemu podobnych.
100
Nie kupiłem majątku, by nie posądzano mnie o brudne ręce". W tym samym czasie oburzała mnie absolutna bezkarność nadużyć przez demagogów chłopstwa, lewicy i wzrastająca zależność państwa od tych wszystkich nuworyszów, którzy na równi ze mną przyszli do państwa polskiego ubodzy, a zdążyli kosztem Polski i kosztem wszystkich obywateli w kilka krótkich lat wyrosnąć na potentatów finansowych. Utwierdziłem się w tym czasie w przekonaniu, że szerzenie socjalizmu jest bardzo opłacalnym zajęciem i doskonałą odskocznią do prowadzenia prywatnych interesów.
Różnica krwi
Minister skarbu Bieliński, zainteresowany zakupem przeze mnie nieruchomości w Gdańsku, prosił Minkiewi-cza, bym w czasie bytności w Warszawie stawił się osobiście u niego. Wezwany akurat przez premiera, postanowiłem złożyć Bielińskiemu wizytę.
Uprzedzony do wszystkiego, co pachniało Galicją", szedłem na to spotkanie z niechęcią.
Nad wyraz przyjemnie zaskoczyła mnie miła rozmowa z ministrem Bielińskim. Okazał się nie tylko człowiekiem niepowszednim i bardzo sympatycznym, ale również świetnym finansistą, doskonale orientującym się w sytuacji w kraju.
- Patrzę z niepokojem - rzekł Bieliński - na tę orgię szastania pieniędzmi, na te wszystkie niepotrzebne wydatki reprezentacyjne, które nikomu nie zaimponują. Miałem w ręku wasze sprawozdanie. Jesteście najtańszym zespołem, który ma tyle na głowie. Rad jestem, że widzę w panu człowieka, który prowadzi tę placówkę tak oszczędnie, i stawiam panów za przykład innym.
- Dziękuję za uznanie - odparłem. - Jedną z przyczyn, że dobrałem taki zespół moich współpracowników jest to, że pochodzimy wszyscy z starych rodzin ziemiańskich i nie musimy się dowartościowywać na koszt państwa zbędną reprezentacją. Natomiast jako byli właściciele ziemscy zdajemy sobie szczególnie sprawę, jak ważnym jest oszczędne gospodarowanie. - Minister uśmiechnął się do mnie ze zrozumieniem.
102
- - Wracając do zakupów: doceniam pańską samodzielność. Rozumiem, że w pańskich warunkach nie można się
0 wszystko pytać i radzić Warszawy. Zresztą ma pan pełnomocnictwa Prezydium Rady Ministrów. Dobrze, że bierze pan wszystko na swoją odpowiedzialność, niech pan tylko tak siebie obwaruje, aby się do pana później nie przyczepiano. Wer viel fragt, viel Antwort kriegt (Kto dużo pyta, otrzymuje dużo odpowiedzi) - powiedział z wiedeńskim akcentem na pożegnanie.
Paderewski, jak zwykle, przyjął mnie bardzo serdecznie
1 poza kolejką, ku wielkiemu niezadowoleniu oczekujących osób. Szczególnie jakiś siwy pan o gęstej czuprynie głośno wyrażał swoje niezadowolenie.
Premier rozpytywał mnie o sytuację w Gdańsku, a na końcu przekazał mi prośbę wiceministra spraw zagrani-czych Skrzyńskiego, bym spotkał się z pułkownikem brytyjskim, który chciałby dowiedzie się z wiarogodnych źródeł i od naocznych świadków o okrucieństwach bolszewickich w Rosji.
U wyjścia z gabinetu minąłem się z owym siwym, niezadowolonym panem. Sekretarz powiadomił mnie, że jest to poseł na Sejm, pan Ignacy Daszyński, który chciałby się ze mną zobaczyć, i prosił, abym poczekał na niego, aż wyjdzie z gabinetu premiera. Mając czas ograniczony i brak jakiejkolwiek ochoty do spotkania z Daszyńskim oznajmiłem sekretarzowi, że gotów jestem poczekać najwyżej jakiś kwadrans, bo tyle mam jeszcze spraw do załatwienia przed wyjazdem do Gdańska.
Zabierałem się już do wyjścia, gdy w drzwiach ukazał się Daszyński, który podszedł do mnie. - To pan jest tym delegatem w Gdańsku, który zabawia się kupowaniem nieruchomości - rzekł nieprzyjaznym tonem
|
WÄ
tki
|