ďťż

Yolanda stwierdziła: — O ile się nie mylę, wibracje pochodzą właśnie stąd...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Pozostawiając Forthreda, by przytrzymał zwierzęta, Eudoryk i Yolanda podeszli do drzwi. Eudoryk zapukał, po czym usunął się na bok, pozwalając mówić Yolandzie. Drzwi otworzyła im kobieta i zapytała: — Witajcie! Czego chcecie? Eudoryk miał wrażenie, że wszystkie czarownice są albo młode i piękne, jak Yolanda, albo zasuszone i stare jak Svanhalla z Hasselbourn. Ale ta była inna: niczym krzepka, wiejska gospodyni w średnim wieku, pulchna i rumiana, o jasnych włosach, lekko przyprószonych siwizną. Musiała, pomyślał Eudoryk, być ładną dziewczyną i ciągle jeszcze wyglądała atrakcyjnie. Kobieta wymieniła z Yolandą długą serię pozdrowień i informacji w nieznanym języku. W końcu Yolanda powiedziała: — Eudoryku, to jest Riguntha z Carnutis, miejscowa uzdrowicielka i jasnowidzka. Pani Riguntho, przedstawiam mego męża, sir Eudoryka z Arduen i jego sługę, Forthreda. Wyjaśniłam już pani naszą prośbę. — Wejdźcie — odparła Riguntha radośnie. — Mam kilka leków na wasze ukąszenia i mogę was przenocować przez kilka dni. Mogę was także nakarmić, jeśli mężczyźni pójdą do wsi po dodatkowe zaopatrzenie. Wejdźcie. Po godzinie Eudoryk i Yolanda siedzieli wygodnie w saloniku wiedźmy, podczas gdy Riguntha przykładała maść na ich rany, mówiąc przy tym cały czas: — …kiedy otworzyliście drzwi, pomyślałam sobie, że jesteście bajkowymi gigantami z pęcherzy, tak byliście spuchnięci. Niech mnie diabli, jeśli wasza opuchlizna już nie zaczęła tęchnąć, ale wątpię czy będziecie w stanie już jutro pojechać dalej. A teraz pomogę się wam ubrać. — Widzę, księżniczko, że nosisz bieliznę z tych modnych lnianych tkanin. Kiedy już ją zużyjesz, będziesz mogła ją sprzedać wytwórcom tego nowego, podobnego do pergaminu produktu, zwanego papierem. Co do ciebie, sir Eudoryku, to jak to jest, że nie jesteś odziany w to samo? Wszyscy szlachetnie urodzeni Frankonianie używają obecnie lnu, podczas gdy ty nadal nic nie nosisz pod tą ostrą wełnianą odzieżą. — Obawiam się — rzekł Eudoryk — że w tej kwestii Frankonianie wyprzedzili nas, mieszkańców cesarstwa. Muszę spróbować tej nowości, gdy już będziemy w Letitii. — Tak, tak. To samo jest z nami, wieśniakami. Jesteśmy zbyt ubodzy, by móc sobie na to pozwolić. To mi przypomniało o czasach, gdy jeszcze żył mój mąż. Pewnego dnia poszedł złowić rybę na kolację… Eudoryk słuchał uprzejmie, choć stwierdził, że ta opowieść stanowczo mało go interesuje i że musiałby się bardzo koncentrować, by zrozumieć wiejski dialekt Rigunthy. Kiedy jej anegdotyczna opowieść dobiegła końca, zapytał: — Proszę mi powiedzieć, pani Riguntho, jak to jest! Jako dziecko słyszałem, że dla praktykowania sztuk magicznych należy się wyrzec przyjemności i bólu związanego z kontaktami intymnymi z drugą płcią. W domu znam jedną wybitną adeptkę tej sztuki, Svanhallę z Hasselbourn. Wiem, że całe życie spędziła w celibacie, czego dowodem była jej pomoc przy łapaniu jednorożca. Ale w oczywisty sposób nie odnosi się to do was, moje panie. Wyjaśnij, proszę, czemu. Riguntha zachichotała nerwowo. — Sprytny młodzik! Wiedz, Eudoryku, że to jest kwestia stopnia wtajemniczenia. Gdybyśmy chciały dotrzeć do samego szczytu w naszym zawodzie, takiego, jaki byłby potrzebny do czarów umożliwiających latanie na miotle, czy rzucanie śmiertelnej choroby na naszych wrogów lub życie przez sto lat, takie samoograniczenie byłoby konieczne. — Ale ja nie jestem aż tak ambitna. Zupełnie mnie uszczęśliwia osiąganie pewnych, umiarkowanych sukcesów, takich jak przewidywanie burzy i leczenie chorób u ludzi i zwierząt, czy ostrzeganie ludzi przed bandami rozbójników lub poborcami podatkowymi księcia Sigiberta. Nie ma zresztą wielkiej różnicy między jednymi a drugimi. Jeśli biskupi triunitariańscy przekonają księcia, żeby wyjął spod prawa wszystkich pracowników w księstwie z wyjątkiem tych, którzy dla niego pracują, biedni mieszkańcy Carnutis stracą nawet tę niewielką pomoc, jaką jestem w stanie im służyć. Wypij jeszcze trochę piwa! Uśmiechnęła się czarująco do Eudoryka. — A teraz, mój dobry panie, opowiedz mi trochę o cesarstwie i o swoich przygodach, jakie tam przeżyłeś. — Eudoryk zauważył, że zaczęła się do niego zwracać w sposób bardziej poufały. — Bo o ile znam się na tym, doświadczyłeś ich tyle, co trzech mężczyzn w twym wieku. Tu, w Carnutis, dociera do nas niewiele wiadomości ze świata, poza tym, czego potrafię się dowiedzieć dzięki mym sztuczkom. Dlatego ciekawam każdego twego słowa! Mile połechtany, przez następną godzinę Eudoryk opowiadał o swej podróży do Pathenii, o polowaniu na pąjęczycę Frakę i o ujęciu jednorożca. Kiedy Riguntha wyniosła talerze do zlewu, Eudoryk puścił porozumiewawczo oczko do Forthreda, mrucząc: — Wody! Sługa pośpiesznie wybiegł, nabrał za pomocą kołowrotka pełne wiadro ze studni i przyniósł. Eudoryk wziął ścierkę, by wycierać naczynia. Yolanda siedziała naburmuszona. W końcu powiedziała: — Riguntho, mogę… czy pozwolisz, że ci pomogę? — To miło, że pytasz, księżniczko. Ale powiedz mi, jak często do tej pory zmywałaś lub wycierałaś naczynia? — Ja… jeszcze nigdy. Nie nauczono mnie tego robić. Ale jeśli Eudoryk, pasowany na rycerza, może wykonywać taką pracę fizyczną… — Obawiam się zatem, że twa pomoc, niezależnie od dobrych intencji, spowodowałaby więcej szkody niż pożytku. To moje jedyne naczynia, więc gdyby się stłukły, moi następni goście musieliby jeść na drewnianych talerzach. Ale nie bój się, będę miała dla ciebie inne zajęcia, jeśli tylko zechcesz się ich podjąć. Eudoryk stłumił uśmiech. Był zadowolony słysząc jak jego arogancka, o konserwatywnych poglądach klasowych księżniczka oferuje pomocną rękę w wykonywaniu czynności przystojących ludziom prostym. Może, pomyślał, rokuje jeszcze jakieś nadzieje
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.