ďťż

Wyślizgnęliśmy się od Watanabego i pokazałem jej, jak odczytywać przepływ autotaksówek, wybrać niezajętą i wskoczyć na dach...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Przejechaliśmy przez całe miasto, pot chłodził nam skórę. Trzymaj się mocno. Jasne, sama bym o tym nie pomyślała, odkrzyknęła i roześmiała mi się prosto w twarz. Taksówka zatrzymała się po pasażera niedaleko kapitanatu portu. Zleź-liśmy z niej, strasząc szykujących się do wsiadania klientów. Szok przygasł do mamrotań i gniewnych spojrzeń, które wywołały w nas konwul-syjne chichoty. W ochronie portu przy wschodnim rogu doków poduszkowców była dziura - ślepe miejsce wyszarpane rok wcześniej przez jakiegoś paruletniego hakera; sprzedał je Wojownikom Rafy za holopor-no. Przeprowadziłem nas przez szczelinę, prześlizgnęliśmy się do jednej z ramp poduszkowców i ukradliśmy stępkowy tender. Odpychając się kijem i wiosłując cicho, przepłynęliśmy przez zatokę, po czym uruchomiliśmy silnik i krzycząc, popłynęliśmy na szeroki, biały łuk Hiraty. Później, pogrążony w ciszy nurkowania, spojrzałem w górę na oświetloną przez Hoteia, pofalowaną powierzchnię i zobaczyłem nad sobą jej ciało, blade na tle czarnych taśm kamizelki pływowej i antycznego zestawu ze sprzężonym powietrzem. Zagubiła się w chwili, dryfując, może wpatrywała się w potężną ścianę rafy nad nami, a może tylko cieszyła się chłodem morza na skórze. Przez jakąś minutę wisiałem pod nią, podziwiając ten widok i czując, jak twardnieję w wodzie. Wzrokiem wodziłem po liniach jej ud i bioder, skupiając się na podgolonym pionowym pasku włosów pod jej brzuchem i sromie widocznym w chwilach, kiedy poruszała leniwie nogami. Wpatrywałem się w umięśniony brzuch wyłaniający się z dolnego brzegu kamizelki pływowej i oczywiste wypukłości na jej klatce piersiowej. Wtedy coś się stało. Może za dużo konopi, lepiej tego nie robić przed nurkowaniem. Może po prostu jakieś echo z mojego życia domowego. Kątem oka cały czas widziałem rafę. Przez jedną okropną chwilę zdawała się przechylać, przewracając na nas. Erotyzm leniwego dryfu i machnięć nogami zmienił się w świdrujące przekonanie, że dziewczyna jest martwa albo nieprzytomna. W nagłej panice skoczyłem do góry, obiema rękami chwyciłem jąza ramiona i wykręciłem ją w wodzie. Nic jej nie było. Oczy za maską rozszerzyły się z zaskoczenia, dłonie dotknęły mnie W odpowiedzi. Na jej ustach pojawił się uśmiech, wypuściła przez zęby bąbel powietrza. Gesty, pieszczoty. Jej nogi owinęły się wokół mnie. Zdjęła ustnik, gestem kazała mi zrobić to samo i mnie pocałowała. -Tak? Później, w bańce ze sprzętem wydmuchanej przez Wojowników i ustawionej na rafie, leżąc ze mną na zaimprowizowanym posłaniu z zatęchłych zimowych kombinezonów, wydawała się zaskoczona tym, jak delikatnie j ą traktowałem. Nie połamiesz mnie, Tak. Jestem dużą dziewczynką. A jeszcze później znów owinęła mnie nogami i poruszała biodrami, śmiejąc się radośnie. Trzymaj się mocno! Byłem zbyt pochłonięty myślami, by dać jej odpowiedź z dachu au-totaksówki. - Tak, słyszysz mnie? Eva? Ariana? - Kovacs! Zamrugałem. To był głos Brasila. - Tak, przepraszam. Co jest? - Płynie łódź. - Wraz z jego słowami też to usłyszałem, szeleszczący świst małych śrub w wodzie, ostry na tle pomruku malstromu. Sprawdziłem system zbliżeniowy, ale nie znalazłem żadnego śladu grawitacyjnego. Przeszedłem na sonar i znalazłem jąna południowym wschodzie. Sunęła szybko w górę Reach. - Stępkowiec - wymamrotał Brasil. - Myślicie, że powinniśmy się martwić? Trudno mi było uwierzyć, że rodzina Harlana stosowałaby do patroli stępkowe łodzie. Mimo wszystko... - Wyłączmy silniki - powiedziała za mnie Sierra Tres. - Przejdźmy na zwis. Nie warto ryzykować. - Tak, racja. - Niechętnie namacałem kontrolki pływalności i wyłączyłem wspomaganie grawitacyjne. Poczułem, że zaczynam opadać, ściągany przez masę sprzętu. Wcisnąłem klawisz awaryjnego dryfu. Bez trudu określiłem chwilę, w której napełniły się komory balastowe w kamizelce dryfowej
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.