ďťż

Wpięła w uszy wiszące, srebrne kolczyki...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Nie nałożyła na twarz żadnego makijażu, ale przyozdobiła palce tanimi pierścionkami. Na czubku głowy związała włosy w koński ogon. Emilie Richards 83 Był piękny, wiosenny dzień. Postanowiła rozpocząć poszukiwania od małego spożywczego sklepiku. O jego właścicielu, starym panie Majorsie, było powszechnie wia- domo, że ma gołębie serce. Dzieciom ulicy nigdy nie prawił kazań i o nic ich nie pytał. Sprzedawał im czerstwe pączki i mleko po koszcie własnym, mimo że ceny, jakich żądał od innych klientów sklepu, były dość wyśrubowane. Krista zagadała do niego dopiero po zjedzeniu pączka i wypiciu szklanki mleka. - Zrobiło się bardzo ciepło. Prawie jak w lecie. - O tej porze roku zawsze czuje się tutaj lato. - Nie jestem stąd. - To można rozpoznać, kochana, po sposobie, w jaki mówisz. - Przyjechałam do Nowego Orleanu, żeby zabawić się... akurat były ostatki... i zapomniałam wyjechać. - Nie ty jedna. - Zjawiłam się tutaj z innymi dziewczynami. - Krista zaczęła grzebać w batonikach, udając, że coś sobie wybiera. - Ale gdzieś znikły i nie mogę ich odnalez´ć. Właściciel sklepiku obserwował w milczeniu każdy ruch młodej klientki. Pewnie spodziewał się, że zaraz coś zwędzi. Podniosła w górę snickersa. - Wezmę ten batonik. - W poszukiwaniu drobnych wsunęła dłoń do sfatygowanej skórzanej torebki. - Rozglądałam się, ale gdzieś się zapodziały. Dziewczyny, nie pieniądze. Pan Majors uśmiechnął się i wziął zapłatę. - Przychodzi tu mnóstwo dzieciaków. Wszystkie wyglądają podobnie. Zresztą patrzę im na ręce, a nie na twarze. - Spojrzał na Kristę z ukosa. - Chociaż ciebie już kiedyś widziałem. Była zadowolona, że ją pamiętał. Może także zapamiętał Rosie? 84 UCIEKINIERKA - Byłam tutaj z dziewczyną, którą chciałabym odnalez´ć. - Dzieciaki przychodzą i odchodzą - oświadczył sentencjonalnie. - Ta dziewczyna ma na imię Rosie. - Nikogo nie pytam o imię. - Jest niższa niż ja. Jesteśmy do siebie podobne. Też blondynka. Ma włosy ciemniejsze niż moje, bardziej złote. I niebieskawozielone oczy. - Krista położyła na ladzie paczkę gumy do żucia i znów sięgnęła do torebki. - Coś mi się zdaje, że chyba mam przy sobie jej fotografię. Krista wyjęła zdjęcie, które sama zrobiła polaroidem podczas jednego z ostatnich weekendów spędzonych wspólnie z Rosie. Ukazywało roześmianą nastolatkę w dżinsach i czerwonym swetrze na tle trawy i drzew. - Czy pan ją kiedyś widział? Właściciel sklepu nachylił się nad kontuarem i przymrużył oczy. - Nie mam pojęcia - odparł. - Wygląda, kochana, jak inne dziewczyny. Krista z trudem ukryła rozczarowanie. - Szkoda. Sądzę, że kiedyś się znajdzie. Wzięła fotografię i wsunęła do portfela, a potem odwróciła się, z zamiarem opuszczenia sklepu. - Zapomniałaś, kochana, zabrać gumę. Krista włożyła gumę do torebki. - Mówiłaś, że dziewczyna ma na imię Rosie? - Tak. Rosie. - Co mam powiedzieć, jeśli ją zobaczę? Że kto jej szuka? Krista popatrzyła na pana Majorsa. Obawiała się powiedzieć mu prawdę. Mógłby niechcący wystraszyć Rosie. - Och, niech się pan nie przejmuje. Mnie też jest trudno znalez´ć. Liczę na to, że sama ją odszukam. Chwilę póz´niej ruszyła w dalszą drogę. Słońce grzało Emilie Richards 85 mocno, a w jego promieniach powstawało nowe życie. Na balkonach i murach otaczających oryginalne dziedzińce pojawiły się kwiaty. Sklepikarze pootwierali drzwi na ulicę, zapraszając klientów do środka. Krista szła wolnym krokiem wytyczoną trasą. Wstąpiła do „ Café du Monde”, gdzie kupiła beignets i kawę z mlekiem. Usiadła przy stoliku stojącym na zewnątrz, twarzą do Jackson Square, licząc na to, że ujrzy kogoś znajomego. W pewnej chwili wydawało się jej, że widzi Tate, ale zanim mogła przyjrzeć się jej bliżej, dziewczyna znikła. Podczas spaceru do Moonwalk i szybkiego powrotu przez pobliski Jax Brewery, dawny browar przekształcony na ciąg eleganckich sklepów, Krista nie spotkała nikogo znajomego. Doszła do Bourbon Street
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.