ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Była sceptyczna, niczemu się nie dziwiła. Jej pogląd na świat i ludzi kształtowały chyba dwa uczucia: strachu i wstrętu, które na stałe ulokowały się w jej świadomości w czasach okupacji. Dlatego też sama nie usiłowała na nic wpływać: niech świat ze wszystkimi swoimi okropnościami idzie sobie jak chce własną drogą. Była świetną, obowiązkową pracownicą, Wasilewski cenił ją bardzo.
W biurach Belwederu zatrudnionych było kilkanaście młodych i pięknych pań, widocznie chodziło również o to, aby nasza instytucja była dobrze reprezentowana. Panie tu pracujące odnosiły się do mnie z szacunkiem, skwapliwie tytułowały mnie panem dyrektorem i zdawały się zabiegać o moje względy służbowe. Gdy wypadały jakieś święta państwowe, przynosiły kwiaty, laurki. Stale starała się być obecna w takiej delegacji młoda i bardzo rozważna panna z kancelarii ogólnej. Przy okazji składania życzeń powiedziała kiedyś do mnie: Nie mogę życzyć panu dyrektorowi nic więcej. Już bliżej pana prezydenta pan dyrektor nie mógłby być. Mógłbym odrzekłem ale tak blisko nie chciałbym.
Wydział prawny w Belwederze był chyba najbardziej rozbudowany. Kierował nim Bolesław Walawski, pan mniej więcej w wieku Wasilewskiego i moim, to jest około czterdziestki. Pochodził z Wilna, tam ukończył uniwersytet, ale w ówczesnym środowisku akademickim zostawił po sobie niezbyt dobre wspomnienia. Pełniąc jakąś funkcję w Bratniaku czy może w administracji uniwersytetu, gnębił ponoć młodzież postępową. W wykonywaniu swoich funkcji był podobno despotą, intrygantem. Taką właśnie opinię wystawił mu Pu-trament w swojej ,,Rzeczywistości", opisując stosunki wileńskie w środowiskach akademickich z czasu procesu komunizującej grupy literatów. Ponoć Putrament poświęcił Walawskiemu sporo miejsca w powieści, dając soczystą charakterystykę jego sylwetki, z typowymi dla siebie przesądzeniami, wyolbrzymieniami, a zarazem niedomówieniami.
Czytelnik" przygotowywał już do druku książkę pt. ,,Rzeczywistość". Pan Kasiński (zaczynający swoją pracę redaktorską w tym wydawnictwie, gdzie z czasem awansował aż na stanowisko preze-
35
są) chwalił do mnie maszynopis książki. W tym czasie Putrament przybył do Belwederu na rozmowę z Bierutem (ja wyjechałem wtedy z grupą dziennikarzy na kilkanaście dni do Szwecji). Spotkał w Belwederze Walawskiego i popadł w zdumienie i w złość. Czynił Bierutowi 'wymówki o Walawskiego i obiecywał, że postać ta w jego książce będzie jeszcze bardziej soczysta. Ale Bierut z niewiadomych powodów (zdaje się, że Walawskiego zaprotegował do Belwederu Jędrychowski) począł bronić Walawskiego. Oświadczył Pu-tramentowi, iż Walawski pozostanie na stałe w Belwederze i będzie tu pracował. Nie tylko nie chciał słyszeć o jego dymisji (jednego z najlepszych pracowników), ale zażądał, by ,,Czytelnik" przesłał mu do przejrzenia maszynopis powieści. Kazał potem Putramentowi usunąć z książki wszystko to, co dotyczyło osoby Walawskiego. Putrament upierał się, buntował, groził, iż porzuci wszystkie swoje stanowiska (był właśnie posłem w Szwajcarii, pełnił funkcję w partii), że zajmie się wyłącznie pracą literacką. Po wielu dyskusjach, różnych interwencjach, Putrament ostatecznie poprawił maszynopis, a Bolesław Walawski pozostał na swoim stanowisku.
Walawski był mężczyzną o bardzo ujmującej powierzchowności, budzącej respekt i szacunek. Więcej niż średniego wzrostu, szczupły, zręczny, zgrabny, ciemnowłosy, zawsze gładko uczesany. Jego pociągła twarz, o męskim, sugestywnym wyrazie dobrze usposabiała kobiety i przekonywała do niego mężczyzn. Zawsze nosił świetny, elegancki garnitur i zawsze był niezwykle naturalny.
W pierwszym okresie pobytu w Belwederze był raczej na dalszym planie. Ustępliwy, ostrożny, z zasady z nikim nie wchodził choćby w najmniejszy konflikt. Niekiedy pogrążał się w zadumę, wówczas twarz jego stawała się inna, oschła. Dopiero później odkryłem jego ogromne upodobanie do pięknych kobiet.
Walawski zaglądał czasami do nas, na górę, do sekretariatu. Górska witała go chętnie, rozmawiał z nią bardzo grzecznie, ale swobodnie; mieli zresztą ze sobą jakieś tajemnice, które woleli omawiać sam na sam wtedy oboje spoglądali niespokojnie ku mnie tak, że w rezultacie wychodziłem z pokoju i zostawiałem ich samych.
Zastępcą Walawskiego był nieco starszy od niego Kleinerman. Był prawnikiem, już przed wojną wybijającym się adwokatem. Wysoki, tęgi, zwalisty. Jego duże pełne oblicze wyrażało powagę. Ruchy też zdawały się być dostosowane do należytych interpretacji prawnych. Wszystkich interesantów (również i mnie, gdy zgłasza-
38
łem się do niego z jakąś sprawą) starał się załatwiać zgodnie z obowiązującymi normami prawnymi.
Kleinerman nie zdradzał się głośno ze swoimi poglądami politycznymi, ale w koleżeńskich rozmowach poza gabinetem ujawniał sporo różnych wątpliwości i sceptycyzmu wobec ówczesnej rzeczywistości. Były to idealistyczne i estetyzujące rozterki, jakie wpoiło w niego bardzo bogate żydowskie środowisko mieszczańskie, z którego się wywodził.
Obaj byliśmy wychowani w dość dużym liberalizmie Polski bur-żuazyjnej i ulegaliśmy zwyczajowi mówienia głośno i swobodnie tego, co się myślało. Wypowiadaliśmy swoje poglądy nie tylko otwarcie, ale i z pasją. Szczególną śmiałość wykazywali ludzie niezależni materialnie, jak na przykład kiedyś Kleinerman. Dyskusje dawały okazję do wymiany sądów i każdy był ciekaw, co naprawdę myśli ktoś inny. W ten sposób i jakby z różnych stron badało się skomplikowane zjawiska polityczne, społeczne, ekonomiczne. Na tej drodze właśnie dochodziło się do jakichś wypośrodkowanych, wyważonych sądów. I w szczerej rozmowie z Kleinermanem obaj odwoływaliśmy się do tych zwyczajów.
Bierut był zadowolony z Kleinermana jako pracownika, tym bardziej, że odznaczał się on dyscypliną myślenia, absolutną ścisłością dedukcji, z zupełnym pomijaniem wszelkich względów, na przykład kurtuazyjnych. Nie wahał się prostować mylnych poglądów Bieruta, czynił to ze swobodną prawniczą otwartością, która oznaczała, iż chodzi o problem, a nie o czyjąś miłość własną. Zresztą umiał postępować delikatnie i taktownie, rozmawiał z Bierutem w taki sposób jak to mogłem niekiedy usłyszeć iż nade wszystko ważna była rozumna solidarność intelektualistów, umiejących docenić wzajemne słuszne sądy. A Bierut miał szacunek dla sprawnego myślenia, chętnie przyznawał rację Kleinermanowi w różnych dyskusjach, starał się także od niego czegoś nauczyć. Opracowane przez Kleinermana akta prawne były wzorem ścisłości i logiki. W codziennej swojej pracy Kleinerman był rzetelny, solidny i swoje obowiązki wypełniał doskonale. Starał się być bez zarzutu dla samej idei pracy, a do wszelkich pochwał nie przywiązywał wagi
|
WÄ
tki
|