ďťż

W jego oczach nie było drwiny...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Obrócił się na pięcie i wyszedł na zewnątrz. Angel stał trzydzieści stóp od drzwi, z mieczem w dłoni. - Zasady jak na arenie? - Jak chcesz. - Jesteś pewny, Angel? Nie musimy walczyć. Przecież wiesz, że przegrasz. - Nie gadaj, chłopcze, tylko pokaż, co umiesz! Senta dobył szabli i ruszył. Waylander wyszedł spomiędzy drzew i zobaczył krążących wokół siebie szermierzy. - Hej, Angelu! - zawołał. Dwaj wojownicy znieruchomieli, patrząc na niego, gdy schodził po zboczu, a krępy Nadir za nim. Z opisu podanego przez Ralisa Waylander domyślił się, że nieznajomy to Senta. - Zostaw go mnie! - powiedział Angel, gdy gospodarz podszedł bliżej. - Nikomu nie pozwalam walczyć za mnie - odparł Waylander, nie odrywając oczu od Senty. Dostrzegł jego wyniosłą pozę i pełen wyższości uśmiech. Nie było w nim lęku, tylko pewność siebie, granicząca z arogancją. Waylander podszedł bliżej. Nadal nie dobywał broni i dostrzegł, że Senta zerknął na pochwę z mieczem. - Polujesz na mnie? - zapytał Waylander, podchodząc jeszcze bliżej. Dzieliło ich już tylko kilka kroków. - Płaci mi Gildia - odparł Senta, cofając się o krok. Waylander szedł dalej. Senta napiął mięśnie, gdyż przeciwnik stanął tuż przed nim. - Reguły takie, jak na arenie? - zapytał zabójca. Waylander uśmiechnął się. Nagle uderzył głową, trafiając jasnowłosego zabójcę w nos. Senta zatoczył się. Waylander zrobił krok i łokciem uderzył go w szczękę. Jego przeciwnik runął na ziemię i miecz wypadł mu z ręki. Waylander chwycił go za długie, jasne włosy i szarpnięciem poderwał na kolana. - Ja się nie pojedynkuję - rzekł, wyjmując zza pasa ostry jak brzytwa nóż. - Nie zabijaj go! - krzyknął Angel. - Jak chcesz - odparł Waylander, wypuszczając półprzytomnego szermierza. Senta osunął się na ziemię. Waylander wepchnął nóż do pochwy i poszedł do chaty. - Witaj, ojcze - powiedziała Miriel, rzucając mu się w ramiona. Objął ją i uścisnął, wtulając twarz w jej włosy. - Musimy stąd odejść - szepnął drżącym głosem. - Ruszamy na północ. - Co się stało? - zapytała. Potrząsnął głową. - Porozmawiamy o tym później. Przygotuj dwa pakunki - jedzenie na trzy dni, zimową odzież. Wiesz, co będzie potrzebne. - Kiwnęła głową i spojrzała mu przez ramię. Obejrzał się i zobaczył stojącego w progu Nadira. - Spotkaliśmy się w górach. To jest Belash. - Przecież on... - Tak było. Jednak Morak zdradził go. Zostawił go na śmierć. - Waylander machnięciem ręki zaprosił go do środka. - To moja córka, Miriel. Twarz Belasha nie zmieniła wyrazu, tylko jego oczy przywarły do broni, którą nosiła dziewczyna. Nadir nic nie powiedział, pomaszerował do kuchni, gdzie chwycił kawał chleba i sera. - Ufasz mu? - szepnęła Miriel. - Oczywiście, że nie. Ale przyda nam się tam, dokąd pójdziemy. - W Gothirze? - Tak. - Dlaczego zmieniłeś zdanie? - Tam jest człowiek, którego muszę znaleźć. A teraz przygotuj pakunki. Ruszyła, by to zrobić, ale jeszcze obejrzała się na niego. - Dlaczego oszczędziłeś Sentę? Wzruszył ramionami. - Prosił o to Angel. - To żaden powód. - Równie dobry jak każdy. Miriel odeszła. Waylander podszedł do wygasłego kominka i usiadł w szerokim, skórzanym fotelu. Wszedł Angel, podtrzymując Sentę. Krew leciała młodzieńcowi z nosa, oczy miał podpuchnięte i przymknięte. Angel posadził go na ławie przy stole. Senta osunął się, plamiąc krwią blat. Angel znalazł ścierkę i podał mu, a on przycisnął ją do nosa. Angel podszedł do Waylandera i szepnął: - Dlaczego Belash wciąż jest wśród żywych? - Kaprys - odparł Waylander. - Takie kaprysy mogą cię zabić. To nie są ludzie, ale dzikusy spłodzone przez demony. Uważam, że popełniasz błąd. - Zdarzało mi się to już nieraz. Czas pokaże. - Stanął obok Senty. - Połóż się na ławie - rozkazał. - W ten sposób krwotok szybciej ustanie. - Dzięki za troskę - wymamrotał ochryple szermierz. Waylander usiadł przy nim. - Dam ci radę. Nie wyzywaj mnie ponownie. Senta upuścił zakrwawioną szmatę i głośno wciągnął nosem powietrze. - Dałeś mi dobrą lekcję - powiedział z wymuszonym uśmiechem. - Nie zapomnę jej. Waylander wstał i opuścił chatę. Angel poszedł za nim. - Nie zapytałeś, dlaczego chcę pozostawić go przy życiu. - Nie obchodzi mnie to - odrzekł Waylander, klękając i klepiąc po karku psa, który wyciągnął się w cieniu. Pies warknął i wygiął kark. Waylander podrapał go po pysku. - To nieważne, Angelu. - Dla mnie tak. Jestem twoim dłużnikiem. - Jakie postępy robi Miriel? - Coraz większe. I nie chcę twoich dziesięciu tysięcy. Waylander wzruszył ramionami. - Weź je. Nie zubożeję. - Nie o to chodzi, do licha! - Czemu się złościsz? - Dokąd pójdziecie? - Na północ. - Mogę iść z wami? - Dlaczego? - zapytał Waylander, szczerze zdziwiony. - Nie mam dokąd pójść. I nadal muszę szkolić Miriel. Waylander skinął głową i milczał przez dłuższą chwilę. - Czy między wami coś zaszło, kiedy mnie nie było? Angel poczerwieniał. - Nic! Bogowie, człowieku, moje buty są starsze od niej! - Mogłaby trafić gorzej, Angelu. Muszę znaleźć jej męża. - Nie będziesz długo szukał. To wspaniała dziewczyna i pewnie chciałbyś wiedzieć, że jest równie bezpieczna jak jej siostra. - Jej siostra nie żyje - rzekł Waylander, usiłując zachować spokój, głosem ledwie głośniejszym od szeptu. Znów ujrzał twarz Krylli i poczuł wzbierającą w nim wściekłość. - Dlatego na mnie polują - ciągnął. - Zabił ją syn Karnaka. Lord Protektor opłacił zabójców, ponieważ obawia się, że zapoluję na jego chłopaka. - Litościwi bogowie! Nie wiedziałem, że chodziło o Kryllę - powiedział Angel. - Odbył się proces, ale nawet nie padło imię ofiary. Bodalena skazano na rok wygnania. - Rzeczywiście, surowa kara. - Chyba nie będziesz go ścigał? Waylander odetchnął głęboko, opanowując gniew
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.