ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Goci biegli już,
w kierunku lasu, ale zanim osiągnęli jego skraj, dosięgły ich
oszczepy legionistów. Polegli wszyscy...
W jakiś czas potem do Tyberiusza, oczekującego wciąż na wy-
nik pościgu, zbliżył się Marek Rufinus, prowadząc z sobą kilku
legionistów. Gdy podeszli do wodza, przyklęknął i zapytał, czy
pozwolono mu będzie ,,ukazać plon polowania na rozbójników".
Kiedy Tyberiusz przyzwolił, legioniści cisnęli do stóp wodza pięć
głów wojowników północnego plemienia. Była tam również gło-
wa tego, który rzucił pierwszą włócznię...
Poznaję cię... powiedział wówczas Tyberiusz. Tyś
S7
jest Marek Ruf mus, którego legatLukan Probatus ściągnął tu
aż z Syrakuz. A ten obok ciebie... tak to chyba Simos z Arrabo-
ny, sprowadzony aż znad Dunaju. Nie zapomnę waszych imion.
Właściwie cały incydent zakończył się pomyślnie i można by-
ło wyciągnąć z niego wnioski optymistyczne, ale Tyberiusz, choć
człowiek rozważny i dzielny na placu boju, duszę miał mrocz-
ną i bał się złych mocy. Nic dziwnego, że wieczorem zawezwał
do swojego namiotu kapłana Diodorusa i lekarza Krinasa z Ro-
dos, stawiając ich z miejsca w sytuacji jednoznacznej i zmusza-
jąc do przytaknięcia jego przeczuciom.
Nie wiem jeszcze, co powiedziały wam ptaki, chmury i dy-
my kadzidlane, ale przyznacie, że włócznia barbarzyńcy, która
wbiła się w ziemię o stopę przede mną, nie wróży nic dobrego!
Zgadłem?
Oczywiście, ze zgadł, choć zarówno lekarz, jak i kapłan odwo-
łali się jeszcze do pomocy bogów, licząc na to, że wieści z Ger-
manii rzymskiej, na jakie czekał wódz wyprawy, będą miały
ostateczne znaczenie dla podjęcia decyzji.
W tym czasie Marek Rufinus opowiadał zdarzenie z Gotami
Lukanowi Probatusowi, nieobecnemu wówczas w orszaku wodza.
Dziwił się przy tym, że wódz wyprawy zapamiętał nie tylko je-
go imię, ale nawet imię centuriona z Arrabony. Przecież Tybe-
riusz zjawił się w bazie rzymskiej tuż przed wyruszeniem w rejs,
a z dowódcami galer spotkał się przelotnie, wszystkie polecenia
przekazując za pośrednictwem legata. Natomiast z Simosem chy-
ba w ogóle nie miał okazji widzieć się osobiście.
Pokazałem mu Simosa, kiedy staliśmy na pierwszym po-
stoju, u brzegów jednej z wysp wyjaśnił Probatus. Wska-
załem go palcem i powiedziałem: A tego centuriona ściągnąłem
na wyprawę wprost z fortecy nad rzeką Danubius. To Simos
z Arrabony". Nie przypuszczałem, że wódz zapamięta jego imię.
Tyberiusz, przyznaję, często zdumiewa mnie. Nie dziwię się
wówczas, że boski August upatruje w nim swego następcę, ko-
goś, kto po jego śmierci zdolny będzie poprowadzić dalej ten
wielki okręt, który nazywamy państwem" zakończył metafo-
rą Horacego.
Rufinus nie podjął dialogu, dyskutowanie o nadzwyczajnych
cechach .wodzów i władców niosło z sobą zawsze pewne niebez-
58
pieczeństwo. a cóż dopiero jeśli dyskutować chcieli o kimś tak
skrytym i kontrowersyjnym jak Tyberiusz. Cóż znaczyć mogła
jego niezwykła pamięć wobec tych myśli i namiętności skrywa-
nych pod nieruchomą, brzydką twarzą, którą upiększyć mieli
dopiero w przyszłości artyści, rzeźbiący mu pomniki.
Jeżeli rzeczywiście będę następcą Augusta, z tak nieograni-
czoną wfładzą jak on myślał Tyberiusz także każę moim
podobiznom nadać wyraz boskiej sprawiedliwości i mądrości.
A gdy się zmęczę rządzeniem państwem, uciekać będę do jakier
goś zacisza, najchętniej na pełną słońca i spokoju wyspę Capri,
gdzie czynić będę to, na co przyjdzie mi ochota, bez oglądania
się na ideały wyrażane przez myślicieli i poetów, tak samo za-
kłamane, jak marmurowe podobizny mojego przybranego ojca..."
Tyberiusz był leworęczny, ale silny. Skóra jego miała jasny
odcień i nie ciemniała nawet pod wpływem, słońca. Policzki po-
krywały mu krosty i dzioby po krostach. Spojrzenie miał prze-
nikliwe, oczy duże, głęboko osadzone i, jak mówiła plotka, wi-
dział nimi w nocy, choć bał się nocy, wiatru i piorunów. W czar
się burzy, za radą kapłanów, kładł na głowę wieniec laurowy,
który miał chronić go od uderzenia pioruna, ale w czasie bitwy
chętnie do rąk brał miecz
|
WÄ
tki
|