ďťż

W 1913 roku w Wiedniu był Trocki...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Siedział w mieszkaniu syna bakijskiego bogacza, Skobielewa (wówczas wiernego ucznia Trockiego, później przeciwnika i ministra w Rzą- dzie Tymaczasowym). Trocki pisze: Nagle d rzwi otwarły się bez pukania i na progu pojawiła się dziwna postać: bardzo chudy mężczyzna, niskiego wzrostu, o smagłoszarej twarzy, z dziobami po ospie. W jego spojrzeniu nie było cienia życzliwości. Nieznajomy wydal z siebie gardłowy dźwięk, który można było uznać za powitanie, w milczeniu nalał sobie szklankę herbaty i wyszedł bez słowa. - To Dżugaszwili, z Kaukazu - wyjaśnił Skobielew. - Wszedł teraz do KC bolszewików i chyba zaczyna u nich odgrywać jakąś rolę. Wrażenie zrobił niejasne, ale i nietuzinkowe (...) wrogość a priori i posępna koncentracja. Tak wreszcie dostrzegł go Trocki. Wspaniały Gruzin ze stali A Koba ze szklanką herbaty wrócił do przerwanej pracy. Była to praca teoretyczna. Lenin zaprosił Gruzina Kobę, aby wystąpił przeciwko ,,draniom z Bundu", czyli żydowskim socjalistom, któ- rzy domagali się autonomii narodowej i kulturalnej i wciąż nie mogli zapomnieć o swoich żydowskich korzeniach. Czyżby Lenin chciał wykorzystać dla sprawy tak nienawistny mu antysemityzm Koby? Koba pilnie pracował. Pisał o przyszłym świecie, na którym zatriumfuje wspaniały intemacjonalizm, gdzie nie będzie żałos- nych narodów tylko wspólny świat zwycięskiego proletariatu. Lenin troskliwie zredagował jego dzieło. „Siedzi u nas pewien wspaniały Gruzin i pisze duży artykuł" - pisał Lenin do Gor- kiego. Ten tekst Koba podpisał już swoim nowym partyjnym pseudo- nimem - Stalin, to znaczy „człowiek ze stali". To było wtedy modne - Skriabin został Mołotowem, czyli bijącym wrogów jak młot. Ale jednocześnie Koba to nie Stali- nów, jak Mołotow, czy Swierdłow. Koba to Stalin, co brzmi jak Lenin! Jak przystało na Azjatę, we wszystkim był niewolnikiem swego pana. Te naiwne pseudonimy wywoływały tylko uśmiech intelektualis- ty Trockiego. Z Wiednia Koba pisze list do ulubieńca Lenina - przewodniczącego frakcji bolszewików w Dumie - Malinows- kiego. Malinowski, wspaniały mówca, organizuje związek zawodo- wy metalowców. Tak jak w przypadku Koby Lenin był inicjatorem wybrania Malinowskiego do KC. Jednocześnie z wysokimi funk- cjami partyjnymi Malinowski miał jeszcze inne obowiązki - był płatnym informatorem policji. Taki człowiek był petersburskim korespondentem Koby. Sądząc z listu, byli dobrymi znajomymi. Obaj należeli do tych w kierow- nictwie partii, którzy nie siedzieli za granicą, tylko działali w Rosji. W szczerym liście Koba skarży się Malinowskiemu, że musi zaj- mować się bezsensownymi głupstwami - jak określił swoją pracę nad teorią. Jest znudzony. Tu nie może być pierwszy - może zaled- wie powtarzać leninowskie myśli. Lenin odsyła go do Rosji. W ten sposób poznałam Stalina Koba wraca do Petersburga, gdzie kieruje pracą bolszewickiej frakcji w Dumie. Znowu zachowuje się nadzwyczaj ostrożnie. Pi- sarz Jurij Trifonow opowiadał: Moja babcia, Tatiana Słowatińska, mieszkała w zakonspirowanym mieszkaniu razem ze swoją córką, czyli moją matką. Oto jej relacja: Ukrywał się u nas Aron Sole, bolszewik, wielokrotnie więziony i zsyłany. Mieszkał w słuźbówce. Pewnego razu Sole powiedział, że przyprowadzi towarzysza z Kaukazu, z któ- rym chciałby mnie poznać. I wtedy okazało się, ze tak naprawdę to ten towa- rzysz już od kilku dni mieszka u Solca, tylko nie wychodzi z jego pokoju. Nie mam pojęcia, jak oni się tam mieścili, na jednym wąskim żelaznym łóżku. Najwidoczniej niepisane zasady nie pozwoliły im zdekonspirować się nawet przede mną. (...) W taki sposób poznałam Stalina. W pierwszej chwili wydał mi się przesadnie poważny, zamknięty w sobie i skrępowany. Początkowo zrobił wrażenie, jakby najbardziej na świecie obawiał się komuś przeszkodzić, spra- wić kłopot. Z trudem nakłoniłam go, żeby sypiał w dużym pokoju, gdzie było znacznie wygodniej. Wychodząc do pracy, zawsze prosiłam, zęby zjadł obiad razem z dziećmi (...) ale zamykał się na cały dzień w pokoju i odżywiał chlebem z piwem. (...) Aresztowano go na wiosnę 1913 roku, na imprezie dobroczynnej. Często razem z jakimś studenckim ziomkostwem urządzaliśmy koncerty - niby w celu filant- ropijnym, a w rzeczywistości, żeby zbierać pieniądze dla partii (...) Pamiętam jak dzisiaj. (...) Siedział przy stoliku i rozmawiał z deputowanym Malinows- kim, kiedy zauważył, że jest śledzony. Wyszedł na chwilę do garderoby artys- tów i poprosił, żeby mnie zawołano. (...) Powiedział, że przyszła policja, że nie da rady uciec i zaraz go aresztują. Poprosił, żeby zawiadomić, że przed koncer- tem był u Malinowskiego. I rzeczywiście, jak tylko Stalin wrócił, do jego stolika podeszło dwóch agentów w cywilu i poprosili, żeby poszedł z nimi. O tym, że Malinowski jest prowokatorem, nikt jeszcze nie wiedział. Na końcu świata Tym razem kara była surowa. Z dokumentów Departamentu Po- licji: „O zesłaniu chłopa z guberni tyfliskiej, ze wsi Didi-Liło, Józe- fa Wissarionowicza Dżugaszwili, któremu udowodniono przynależ- ność do organizacji rewolucyjnych". Zesłano go do Kraju Turuchańskiego na cztery lata. Długa droga w więziennym wagonie przez Ural, Syberię i Krasnojarsk. A stam- tąd na koniec świata - do Kraju Turuchańskiego. Wiozą go łodzią, burzliwym Jenisejem, do wsi Monastyrkoje. Stamtąd jeszcze dalej, do osiedla Kostino. Potem zostanie przeniesiony za krąg polarny, do wioski Kurejka. Straszne miejsce dla mieszkańca Gruzji, słone- cznej ojczyzny - nie kończąca się mroźna zima, krótkie wilgotne lato z rojami muszek i niespokojne białe noce. Bezbrzeżne lodowa- te niebo i maleńki człowiek. To tu popełnił samobójstwo bolszewik Josif Dubrowiński, współpracownik Lenina, tu umrze na suchoty inny znany bolszewik - Suren Spandarian. Był rok 1913. Kraj świętował trzechsetlecie dynastii Romano- wów. Uroczyście obchodził jubileusz swoich carów. Carat wydawał się niezachwiany. Lenin wyznał ze smutkiem, że za naszego życia nie zobaczymy rewolucji..
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.