ďťż

Ulica Wałowa była długa, na tym odcinku niemal bez przecznic...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Odrapane kamieniczki, wąskie chodniki, korytarz, który trzeba przebyć. Kloss szedł coraz szybciej, myślał teraz o Dance. Z jakiego kierunku nadejdzie? Jeśli od strony Polnej, będzie zgubiona. Jeśli od parku, powinien spotkać ją po drodze. Ciszę rozdarł warkot motorów. Na Wałowej pojawiły się ciężarówki z żandarmami. Obstawiają ulicę - pomyślał Kloss. - Brunner musiał dojść do wniosku, że ten, który miał zjawić się u Edwarda, nie zdążył odejść daleko. Parę metrów przed nim zatrzymał się również samochód, wyskoczyli żandarmi, kordon zamknął ulicę; ci, którzy nie zdążyli schować się do bram, wpaść na podwórze, wędrowali teraz do ciężarówek. Żandarmi wpychali ludzi do bud, rzucając na ziemię kenkarty. Rozległ się krzyk kobiet, krzyk, który Kloss znał dobrze... Minął spokojnie żandarmów, zasalutowali, on podniósł niedbale rękę do góry i jeszcze przez chwilę przyglądał się łapance. Zatrzymał się na rogu Wałowej i niewielkiego placyku, przed wystawą sklepu z zabawkami. Postanowił tu poczekać piętnaście minut. Może Danka jednak nadejdzie. Zobaczył ją z daleka; pewna siebie, dobrze ubrana, szła od strony parku. Dostrzegła go, gdy był już przy niej. - Edward spalony - szepnął. - Za dziesięć minut w parku. Zawróciła i zniknęła w tłumie przechodniów. Kloss zapalił papierosa i ruszył powoli w tym samym kierunku. W parku dzieci bawiły się nad jeziorkiem. Kloss przeszedł powoli obok kawiarenki przy oranżerii i zanurzył się w wysadzanej drzewami głównej alei. Zobaczył Dankę. Siedziała na ławce z puderniczką w ręku. Rozejrzał się jeszcze czujnie i podszedł do niej: - Pozwoli pani, Fräulein? - Oczywiście - odpowiedziała Danka. Poczęstował ją papierosem. Nie spotykali się dotąd nigdy w dzień i nigdy w miejscu publicznym. Teraz nie mieli innego wyjścia. Danka uśmiechnęła się zalotnie - świetnie grała rolę dziewczyny żądnej przygód - i odsunęła się nieco od niego. -Jak to się mogło stać? - zapytała cicho, nie przestając się uśmiechać. - Nie wiem. Niewykluczone, że jesteśmy spaleni. - Edward będzie milczał - powiedziała Danka i przystąpiła natychmiast do składania relacji. Udało się jej ustalić, że Reil i Pułkowski wyjeżdżają za trzy dni na poligon. - Pułkowski się zgodził? - zapytał Kloss. -Jest załamany- powiedziała Danka. - Chodzi o jego żonę. - Widziałaś Kazika? -Nie. - Trzeba jeszcze dzisiaj ustalić — mówił Kloss — co się z nim stało. Należy poinformować resztę, ale najważniejszy jest Kazik. - Pójdę do niego dzisiaj wieczorem. Zastanawiał się sporą chwilę. - Nie wiem, czy powinnaś, ale nie ma chyba innego wyjścia. Będę cię osłaniał. - Potem wyznaczył jej miejsce spotkań. Mieli taki zapasowy punkt, który wydawał się bardzo bezpieczny; stary warsztat na przedmieściu, zamknięty od czasu wybuchu wojny. - Muszę ustalić - mówił - jak dowiedzieli się adresu Edwarda. - Nie miał jeszcze pojęcia, jak to zrobi. Brunner zapewne nic nie powie, zresztą Kloss nie miał w tej chwili żadnej pewności, czy sam nie jest przedmiotem śledztwa. Danka wzruszyła ramionami. - Lepiej nie pytaj - powiedziała. - Sądzę, Janek, że to moja ostatnia akcja. - Dobrze. Odeślę cię potem do oddziału. - Dziękuję. Kloss chciał już wstać, gdy nagle twarz mu stężała. Alejką parku szedł w ich kierunku prestidigitator Rioletto. Śledził go przez cały czas? Czy naprawdę był tak zręczny? - Ja go znam - powiedziała dziewczyna. - To niejaki Rioletto. Próbował mnie uwodzić. - To dobrze - powiedział Kloss. Przyszedł mu nagle do głowy pewien pomysł. Był bardzo ryzykowny, ale w końcu wszystko było ryzykowne. - Posłuchaj, Danka - szepnął - ja odejdę, ty z nim tu zostaniesz i zaprosisz go do siebie na jutro wieczór, powiedzmy, na ósmą. Potem ci wytłumaczę, co masz robić... Rioletto podchodził właśnie do nich. - Mój Boże! - zawołał, znakomicie udając zaskoczenie - znowu się spotykamy! Nie wiedziałem, że oberleut-nant Kloss zna wszystkie interesujące kobiety w tym mieście. - Po prostu mam szczęście - uśmiechnął się Kloss. - A ja skarżę się właśnie na brak szczęścia - odpowiedział Rioletto. Kloss spojrzał na zegarek i wstał. - Niestety, na mnie pora. - Od dzisiaj - stwierdził Rioletto - przestanę się skarżyć na brak szczęścia. Czy wolno mi zostać? Danka uśmiechnęła się
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.