ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Ostatnie promienie słońca ozłociły ściany Blair House; zaś Biały Dom po drugiej
stronie Pennsylvania Avenue pogrążył się w cieniu. Cooper wyszedł przed bramę numeru
tysiąc sześćset pięćdziesiąty pierwszy i wręczył komandosowi swój bilet parkingowy. Młody
żołnierz powiedział coś do mikrofonu krótkofalówki - najprawdopodobniej przekazywał
numer kwitu któremuś z kierowców czekających w podziemiach parkingu nowego budynku
biurowego, do którego wjazd znajdował się za rogiem, przy Siedemnastej ulicy. Wicedyrektor
CIA czekał z rękoma założonymi na plecy i rozmyślał o swoich wrogach.
- Boże, mam nadzieję, że to wyjdzie - mruknął Stephen Stone. Wyssał resztki koktajlu
mlecznego z kubka. Bez humoru popatrzył na ciemne zabudowania Narodowego Centrum
Badań Rolniczych. Samochód, w którym siedział, zaparkowany był w wąskiej uliczce około
kilometra od Instytutu Bowiego.
- Odpręż się, Stef - powiedział zza kierownicy uspokajająco Mort Kessler. Plan jest
bez pudła.
- Która godzina? - zapytał Stone, rzucając pusty kubek na podłogę wozu.
- Za kwadrans dziesiąta - rzucił rudowłosy agent FBI. - Nic się nie będzie działo
jeszcze przez co najmniej piętnaście minut.
- Jeśli w ogóle będzie się coś działo - westchnął Stone. Sięgnął ręką na półkę na desce
rozdzielczej i z leżącej tam paczki wyciągnął camela. Przypalił papierosa i zamknął oczy, by
uchronić wzrok przyzwyczajony już do ciemności.
- Odpręż się - powtórzył Kessler. - Mamy dobre wieści. - Agent o okrągłej,
przypominającej jabłko twarzy, wykorzystując wszelkie dostępne FBI źródła informacji - w
tym kelnerów w Bowie - odkrył, że obiekt miał być tego wieczoru o dziesiątej przeniesiony
w inne miejsce. Dowiedział się też, że rolniczy ośrodek badawczy w Bowie miał
zatwierdzony plan lotu. Samolot miał wystartować o dziesiątej trzydzieści z pobliskiego
lotniska Beltsville. Zgodnie z planem miał lądować na międzynarodowym lotnisku imienia
Patricka Henryego w Newport News. Kessler jednak miał niemal stuprocentową pewność, iż
prawdziwym celem było zastrzeżone lądowisko w Camp Peary o kilka kilometrów na północ
od York River.
- Za zgodę na tak chorą akcję powinienem się chyba dać przebadać - oznajmił Stone.
Zaciągnął się głęboko nikotyną i wypuścił dym przez otwarte boczne okno. Z zewnątrz
przedostawał się mocny zapach otaczających ich sosen. Słychać było ciągłe cykanie
świerszczy.
- To wcale nie jest chory plan - roześmiał się Kessler. - To tylko wet za wet. Wiesz tak
samo dobrze jak ja, że te wszystkie ploty o przejściu na naszą stronę to gówno prawda. Cała
ta sprawa przechwycenia Trawkina jest sprzeczna z prawem. CIA porywa sowieckiego
dyplomatę i przetrzymuje go wbrew jego woli. Narusza to cały wór międzynarodowych
porozumień, nie wspominając już o kodeksie karnym. Jak CIA mogłaby na nas narzekać,
skoro my tylko odwrócimy cały ten proces?
- Mogłaby, ponieważ my nie jesteśmy z KGB. Jesteśmy agentami Federalnego Biura
Śledczego - wszystko jedno, co mamy wypisane na tablicach rejestracyjnych. Agencja
podobno jest naszą siostrzaną organizacją.
- To dupki - zmarszczył się Kessler.
W ciągu kilku minut od otrzymania informacji, o tym że Trawkin miał być
wywieziony z ośrodka w Bowie, Mort Kessler zmontował operację wyrwania go z łap CIA.
Stone musiał przyznać, że plan, był genialnie prosty.
Użyli nie oznakowanych wozów z biura w Baltimore, wyposażonych w
dyplomatyczne tablice zorganizowane w waszyngtońskiej Sekcji Samochodów Służby
Specjalnej. Sześcioosobowa grupa zablokuje Trawkina i jego opiekunów w drodze na
lotnisko Beltsville i uwolni oficera GRU.
Jeśli będą mieli szczęście, CIA przyjmie, iż to KGB odbiło swego rodaka. W
najgorszym razie agencja może podejrzewać Stonea i jego ludzi, lecz nie mogłaby mu
niczego udowodnić i złożyć żadnej oficjalnej skargi.
Stone zdawał sobie sprawę, że Ruppelt w końcu dowie się, co się stało. Miał jednak
nadzieję, że materiał z przesłuchania Trawkina złagodzi jego gniew. Był pewien, że Trawkin
będzie mówił, choć może to robić z niechęcią. Ludzie Trawkina z kolei stwierdzą, że musiał
mieć coś na sumieniu i nie miał innego wyjścia jak przejść na drugą stronę. Hudson Cooper
był potężnym wrogiem, ale pozyskanie takiego rozgrywającego, jak Dmitrij Aleksandrowicz
Trawkin da mu broń nie do pokonania nawet przez wicedyrektora CIA.
Zgasił papierosa w popielniczce samochodowej i spojrzał w ciemność. Cała operacja
brzmiała doskonale w klimatyzowanym wnętrzu jednego z tajnych domów operacyjnych FBI
przy Rock Creek Park. Tutaj jednak w upale i wilgoci nie był pewien, czy ma rację. Jeśli
wszystko pójdzie dobrze, to może uda im się zapobiec politycznemu zabójstwu i wynieść z
afery coś, czym mógłby być zainteresowany wywiad. W przeciwnym razie będzie musiał
pożegnać się z karierą.
Opuścił rękę na siedzenie obok nogi i dotknął krótkofalówki. Jedno niewłaściwe
posunięcie czy błąd jednego z jego ludzi, wywoła aferę. Stone brał udział w wystarczająco
wielu operacjach i wiedział, że nigdy nic nie idzie dokładnie według planu i zawsze może
wyskoczyć coś niespodziewanego.
- Jeśli choć jeden człowiek nie będzie na wyznaczonej pozycji, to położymy robotę -
ostrzegł Stone.
- Wszyscy są na swoich miejscach. Sinclair jest w zaroślach przed frontową bramą.
Putnam jest przy skrzyżowaniu z kolczatką, Midbrook i Dofney w miejscu blokady na drodze
Springfield-Hillmeade. Piętnaście sekund na zabranie Sinclaira. W sumie będziemy jakąś
minutę do tyłu. Połowę tego czasu nadrobimy na drodze do krzyżówki Powder Mill i
Springfield. Midbrook da nam znać, jak tylko zobaczy ich światła. Wtedy zaczynamy.
Rudy agent sięgnął pomiędzy siedzenia i otworzył neseser. W środku znajdował się
smith & wesson oraz zestaw do tłumienia demonstracji, w tym
trzydziestosiedmiomilimetrową strzelba gazowa, pociski penetrujące tru-flite, gazowe granaty
z gumowymi kulkami oraz pociski z gazem łzawiącym.
- Buuuum! - uśmiechnął się agent. Stone w odpowiedzi również wyszczerzył zęby.
Optymizm kolegi był bardzo zaraźliwy.
- Dmitrij będzie się krzywił nawet wówczas, jeśli wyrwiemy go z diabelskich łap
agencji - zaśmiał się Stone
|
WÄ
tki
|