ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
możliwość do nabijania swej własnej kabzy?
A zresztą co go to obchodzi? To sprawa bardziej Christie niż jego. To ona jest kapłanką cnót rodzinnych.
Musi bardzo ważyć słowa, kiedy z nią będzie na ten temat rozmawiał, uświadomił sobie znużony. Zatrzymał samochód i wyłączył silnik. Z niesmakiem zmarszczył czoło na myśl o czekającym go zadaniu.
Ale ostatecznie jaka jest alternatywa? Rzucić pracę. Tylko że innej nie dostanie. Już Alexa w tym głowa. A Saul ma przecież byłą żonę i dwójkę dzieci. W żadnym razie nie może sobie pozwolić na skrupuły moralne.
A czy może sobie pozwolić na to, żeby ich nie mieć? Żeby żyć dalej, jak dotąd, toczony rakiem niezadowolenia z siebie?
Wysiadając z samochodu usłyszał pohukiwanie sowy. Kiedy podniósł głowę, zobaczył stadko małych nietoperzy krążących wokół piętra starej fabryczki.
Zatrzymał się na chwilę, obserwując ich gorączkową krzątaninę. Jako chłopiec mieszkał we Wschodniej Anglii, gdzie okolica była płaska i równinna, w owych czasach bezpieczna dla dziecka, które lubiło się włóczyć samotnie. W wyobraźni wcielał się w jednego z przemytników, którzy ze swoimi nielegalnie przewożonymi francuskimi towarami kryli się przed ścigającymi ich przedstawicielami prawa, zaś jako już starszy chłopiec godzinami, wraz z ojcem, obserwował życie dzikich zwierząt.
Nagle w głębi serca poczuł dojmujący ból. Tak bardzo kochał ojca, tak bardzo chciał go zadowolić... własnymi sukcesami wynagrodzić to wszystko, czego mu w życiu brakowało. Ale ojciec nie żył już od dziesięciu lat i Saul nie miał nikogo, komu mógłby zadedykować zaspokojone przez siebie ambicje starszego pana.
Ogarnęła go fala melancholii i poczucie samotności. Był zmęczony swoim życiem, cynizmem, który marzeniom odbierał cały blask. Znużony nieustanną próbą sił z Alexem, ale przede wszystkim sobą samym. Odwrócił się i ruszył w stronę budynków.
Davina westchnęła, zamykając drzwi gabinetu. Żarówki na korytarzu były pogaszone, ale ona znała drogę na pamięć, a zresztą z zewnątrz wpadało dostatecznie dużo światła, żeby rozproszyć ciemność.
Dzień był długi i męczący. Przyjmowała dziś delegację reprezentującą związki zawodowe, która chciała wiedzieć, jakie będą dalsze losy firmy.
Odpowiedziała im najuczciwiej, jak tylko mogła, ale widziała w ich oczach strach, kiedy musiała przyznać, że nie wyklucza zamknięcia firmy. Dodała, że ma jednak nadzieję znaleźć kupca.
- Ale co za wariat zechce to kupić? - zapytał z goryczą jeden z mężczyzn. - Przecież my pracujemy w warunkach urągających wszelkim zasadom bezpieczeństwa.
Davina zarumieniła się, słysząc nutę oskarżenia w jego głosie. Nie miała nic na swoją obronę. Sama widziała warunki pracy tych ludzi i też była nimi przerażona.
- Przykro mi bardzo, ale nie było pieniędzy na żadne ulepszenia - powiedziała słabym głosem, świadoma sum, jakie przegrywał Gregory.
Davina, jako córka bogatego ojca, od wczesnego dzieciństwa nawykła do luksusów, w ciągu ostatnich kilku lat nie żałowała pieniędzy na drogie, eleganckie stroje. W bolesny sposób zdała sobie sprawę, że kostium, który miała na sobie, był prawdopodobnie, nawet po latach noszenia, wart więcej, niż wynosiły miesięczne zarobki niejednego z tych ludzi.
W oczach dwóch spośród obecnych kobiet dostrzegła świadomość tej niesprawiedliwości i znów ogarnęło ją poczucie winy.
Kupiec... Czy bank będzie w stanie znaleźć kupca? Dyrektor ostrzegł ją, że ma co do tego poważne wątpliwości.
Zatopiona w smutnych rozmyślaniach, doszła do pogrążonej w ciemnościach recepcji. Pachniało tu stęchlizną i brudem. O ile nie szczędzono kosztów na wytworne urządzenie gabinetu Gregory'ego, o tyle recepcja, wizytówka firmy, wyglądała obskurnie i odpychająco. Davina z niesmakiem zmarszczyła nos i szybko wyszła na dwór, z przyjemnością chłonąc świeże, wieczorne powietrze.
Zamknęła drzwi i odwróciła się. Jej samochód stał zaparkowany w odległości kilku metrów. Pogrążona w rozmyślaniach na temat firmy, ruszyła w tamtą stronę ze wzrokiem wbitym w ziemię i po chwili skręciła za róg. Kiedy więc zupełnie nieoczekiwanie wpadła na idącego z naprzeciwka mężczyznę, ogarnęła ją panika.
Mężczyzna - wiedziała bowiem, że jest to mężczyzna, jeszcze zanim zdążyła mu się przyjrzeć - złapał ją i mocno przytrzymał, kiedy usiłowała zejść mu z drogi. Stężała czując, jak jego palce wpijają jej się w ramiona, i nagle, w jednej chwili, przypomniała sobie wszystkie opowieści o samotnych kobietach napadniętych w ciemności
|
WÄ
tki
|