ďťż

Tu było trochę jaśniej...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Sople zwisające z sufitu zdawały się świecić albo fosforyzować. Jakaś gigantyczna kobieta wyszła z sali obok. Zoe zamarła, tak zaskoczona, że dosłownie ją zatkało. - I tu też niczego nie ma - mówiła do kogoś ukrytego za drzwiami. - Cały ten statek to tylko skorupa pokrytego lodem metalu... - odwróciła się bokiem. - Sprawdzę jeszcze tam, ale w tym grobie nie znajdziemy nawet pojedynczej drobinki DNA. Zoe upadła na kolana, pochyliła głowę w wiernopoddańczym ukłonie. Usiłowała ożywić swój umysł, gdy olbrzymia kobieta znikła za załomem korytarza. „Co to było? Co to było?!” - starała się obudzić kogoś z naprawdę zamierzchłych czasów. Zdołała dotrzeć do jakiejś dziwnej, tajemniczej istoty, śpiącej w jej głowie. „Hej, ty! Wiem, że ledwie mnie rozumiesz, ale powiedz co to było?!”. „Kobieta w wieku jakichś dwudziestu lat, ubrana w przejrzystą koszulkę, spódniczkę i rajstopy... „. Zoe nic nie rozumiała. „Kobieta? Taka wielka?”. „To ty jesteś skarlała. Ona jest normalnego wzrostu”. „Przecież nie sięgam jej nawet do pasa!”. „Ona jest normalnego wzrostu” - odpowiedziała obudzona w jej głowie dziwna istota. „Aha... Czyli doznałam właśnie objawienia? To tak się zawsze dzieje?”. Tym razem odezwał się Uri. „Tak nie wygląda objawienie” - oświadczył sucho. - „Teraz musisz bardzo uważać. To naprawdę nie jest objawienie... To jest coś bardzo dziwnego”. Zoe dyszała ciężko, nie mogąc sobie poradzić z tym wszystkim. Bała się zadać to pytanie. Bała się budzić w sobie szaleńczą nadzieję, ale w końcu spytała: „Czy spotkałam człowieka z Ziemi?”. Uri tylko westchnął. A istota sprzed mileniów powiedziała: „Dziecko... Tu jest jakieś minus trzydzieści, czterdzieści stopni w skali Celsjusza. Nie znam żadnej kobiety, która w tej temperaturze chodziłaby sobie swobodnie w cieniutkich rajstopkach, zwiewnej koszulce i krótkiej spódnicy. Lepiej uciekaj”. „No przecież ja jestem naga. I nie jest mi tak znowu zimno!”. „Twoi przodkowie żyli tu od tysięcy pokoleń. Ewolucja. Nikt z Ziemi w takiej temperaturze nie przeżyłby nago nawet dwóch godzin”. „Ona ma rację” - dodał Uri. - „Uciekaj. Ostrzeż Dryf Króla!”. Zoe nic nie rozumiała, ale pod żadnym pozorem nie zamierzała uciekać. Drżąc ze strachu i podniecenia ruszyła korytarzem za gigantyczną kobietą. Niestety, korytarz kończył się ślepym pomieszczeniem. Obcej kobiety nie było, choć przecież w żaden sposób nie mogła się stąd wydostać. „Uciekaj, Zoe!” - powtórzył Uri. - „Ostrzeż Dryf Króla!”. Akurat! Dziewczyna cofnęła się na korytarz. Znowu usłyszała głosy i zaczęła się skradać w tamtym kierunku. - No i masz. Musiał pierdyknąć system zasilania. - Albo sami go wysadzili - tym razem głos był męski. Gruby, donośny, dość miły. - Nie sądzę. Promieniowanie musiało zabijać wszystkich, którzy przychodzili tu demontować sprzęt. - Albo tworzyło mutantów. Jakoś to mogło wpłynąć na tę dziwną ewolucję... Zoe, drżąc ze strachu i nieopanowanej ciekawości, zajrzała do środka. Jej oczy znalazły się dokładnie na wysokości oczu mężczyzny, klęczącego nad czymś małym, kanciastym i popiskującym. Spojrzeli na siebie. - Jezus Maria!!! - mężczyzna targnął się w tył. Nie złapał równowagi i runął wprost pod nogi kobiety w krótkiej spódniczce. - Co to jest?! - O kurde - kobieta patrzyła z fascynacją na skamieniałą ze strachu Zoe. Dłuższą chwilę cała trójka mierzyła się wzrokiem. Mężczyzna gramolił się nieporadnie, usiłując wstać, a gigantyczna kobieta stała, gapiąc się bezmyślnie. - T... to... to ona - wyszeptała wreszcie. - Jaka ona? - mężczyźnie udało się wstać. Był ogromny. Czubek głowy Zoe znajdował się gdzieś w połowie jego ud. - No, potomek ludzi, którzy przylecieli tym statkiem. - Dlaczego taka mała? - Przecież sam widziałeś na symulacji. Skarłowacieli. Ewolucja. Mężczyzna podszedł do Zoe powoli, nie chcąc sprowokować jej do panicznej ucieczki. - Cześć - wyciągnął w jej kierunku rękę. - Jestem Stanley, a ty to doktor Livingston, jak sądzę? Zoe, ciągle nieruchoma, patrzyła na jego dłoń. Była pusta, nie miał w niej żadnego prezentu, najwyraźniej też niczego od niej nie chciał. Więc po co wyciągał rękę? - Myślisz, że rozumie co mówię? - Stanley spytał kobietę. - Wątpię. Minęły tysiące lat. Zoe przełknęła ślinę. - Owszem. Rozumiem - powiedziała. Mężczyzna znowu drgnął, wyraźnie zdziwiony. Kobieta patrzyła nieruchomym wzrokiem. - Tak naprawdę możesz mi mówić Eddie - Stanley znowu wyciągnął rękę. - Przylecieliśmy z Ziemi. Zoe panowała nad sobą z najwyższym trudem. A jednak nauki, których nie szczędził jej Uri, na coś się przydały. - Z twoich ust wydobywa się kłąb pary przy każdym oddechu - powiedziała. - A z jej ust nie. Dlaczego? Eddie roześmiał się. Strzelił palcami i kobieta znikła. Zoe zagryzła wargi. Czuła, że zaraz zacznie drżeć. - Tak naprawdę to jej tu nie ma. Ona nie istnieje - roześmiał się. - Przyleciałem małym, jednoosobowym stateczkiem - dopiero teraz odważył się dotknąć jej ramienia i delikatnie przesunął palcami po skórze. - Nie to, co ten kolos - rozejrzał się wokół - którym przylecieli twoi przodkowie. - Kim ona jest? - powtórzyła Zoe. - Nikim. To emanacja mojego umysłu - nowym pstryknięciem sprawił, że kobieta pojawiła się znowu w tym samym miejscu, gdzie stała przedtem. - Po prostu zwariowałbym sam przez tyle lat podróży. Więc tworzę... eeee... fantomy. - I tak nie zrozumie - odezwała się kobieta. - Jak mam cię nazywać? - spytała ją Zoe. - Jak chcesz. Zawsze będę wiedzieć, że mówisz właśnie do mnie. - No to... jak? - Zoe potrafiła być uparta. - Izabella Marion Miguel de la Rock and Roll y Siemion Iwanowicz Potapiuk. - Przestań - Eddie natychmiast osadził kobietę. - Zrobiłem ją trochę zbyt zgryźliwą - usprawiedliwił się. - Mów do niej Iza. Iza podeszła do Zoe. - I pamiętaj, że tak naprawdę to mnie nie ma - skrzyżowała ręce i jedna przeszła przez drugą. - Natychmiast przestań! Eddie podszedł do dziewczyny. - Nie przejmuj się nią - powiedział. - Ma psychikę prawie jak człowiek. I jest bardzo złośliwa. Nagle uśmiechnął się jednak. - Słuchaj. Bardzo się cieszę z naszego spotkania - westchnął. - To spełnienie moich marzeń. Zoe zadarła głowę i popatrzyła mu prosto w oczy. - Zabierzesz mnie z powrotem na Ziemię? - spytała
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.