ďťż

To go zastanowiło...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Czemu przedtem słyszał plusk wody pod ramionami młodego pływaka, ale nie rozmowy ludzi, których widział rano? Crane, rzecz jasna, ani nie widział, ani nie słyszał. Teraz Grady zrozumiał. Potrzebna była do tego wrażliwość, która nie przychodziła od razu. Jak to nazwał Brian w liście? Trzeba być podatnym. Za każdym razem stawali się bardziej realni, aż wreszcie... Grady sięgnął po papierową torebkę i wysiadł z samochodu. Otworzył bramę i wszedł. - Cześć, Brian. Jak się masz, Betsy? Nie odpowiedzieli. Ale kiedyś odpowiedzą, pomyślał Grady. Muszę tylko wyostrzyć wrażliwość. Wybrał puste krzesło koło basenu i usiadł, prostując nogi. Był wieczór. Słońce prawie skryło się za górami. Działka tonęła w kojącej karmazynowej poświacie. Młody mężczyzna, którego spotkał na samym początku, potencjalny mistrz olimpijski ciągle pływał w basenie. Mężczyzna i kobieta, oboje z siwymi włosami, radośnie go dopingowali. Grady zwrócił się do Briana i Betsy, którzy stali koło rożna. - Jak się macie? Miło was widzieć. Tym razem spojrzeli w jego stronę. A więc wszystko jest kwestią wrażliwości, pomyślał Grady. - Cześć, Ben. Cieszę się, że przyszedłeś. - Ja też. Grady wyjął z torebki butelkę bourbona. Odkręcił, rozejrzał się za szklanką; nie było żadnej w pobliżu, więc wzruszył ramionami i przyłożył butelkę do ust. Przechylił głowę. Czuł, jak w karku rozpływa się napięcie skumulowane przez cały ten rok. Po upalnym dniu chłód wieczoru sprawiał tym większą przyjemność. Grady znów podniósł butelkę i przełknął alkohol, mrużąc oczy z zadowolenia. Wrażliwość. Oto cały sekret. Muszę wyrobić w sobie wrażliwość. Popijał, uśmiechał się i rozglądał, ale cud, dla którego tu przyjechał, nie nastąpił. Z coraz większym trudem zachowywał spokój. Gdzie są Helena i John? Przecież powinni tu być. Muszą być! Pociągnął z butelki. - Hej, Brian? - Tak, Ben? - Gdzie jest moja żona i syn? - Obawiam się, że nie mogą tu jeszcze przyjść - odparł Brian. - Dlaczego? - Musisz coś najpierw zrobić. - Nie rozumiem. - Zastanów się. - Nie wiem, co masz na myśli. Pomóż mi, Brian. - Pomyśl o sanktuarium. Wszystko stało się jasne. - Dziękuję ci. Grady odstawił butelkę, wstał i ruszył w stronę sanktuarium. W środku paliły się świece. Ominął ławkę i z uwagą przyjrzał się zdjęciom nieżyjących dzieci nad kominkiem, które ustawili tam zrozpaczeni rodzice. Czy o to chodzi? Czy tylko tyle muszę zrobić? Wyjął z kieszeni portfel, a z niego zdjęcia Heleny i Johna. Delikatnie uwolnił je z plastikowych oprawek, pocałował i umieścił na gzymsie. Czy to już? Serce waliło mu w piersi jak młot. Ale Brian i Betsy nie mają tu swoich zdjęć. Tak samo jak małżeństwa, które zginęły w wypadku. Może jeśli przebywa się tu wystarczająco długo, nie potrzeba fotografii. Ale dzieci nigdy tutaj nie były. Zginęły, zanim Brian wzniósł sanktuarium. Dla nich zdjęcia były konieczne, tak jak były konieczne dla... Z bijącym sercem Grady odwrócił się, wybiegł z sanktuarium i pobiegł do basenu. Bał się potwornie, że jego samotność jednak się nie skończy. Ale Helena i John czekali już na niego. Straszliwy ból ścisnął mu pierś. Helena wyciągnęła ramiona, a mały John podskakiwał z radości. Grady rzucił się ku nim. Wyciągnął ręce. Objął oboje. Ale jego ramiona przeszły przez ich postacie. - Nie! Muszę was dotknąć! Nagle zrozumiał. Muszę dać im czas. Jeszcze trochę i będę mógł ich dotknąć. Odwrócił się. - Kocham cię, Ben - powiedziała Helena. Grady płakał. - Tato, tęskniłem za tobą - powiedział John. - Ja też was kocham. Tęskniłem za wami tak bardzo... - Głos mu się załamał. Zaczął szlochać. - Cieszę się... Wyciągnął ręce i tym razem poczuł, jak gdyby przechodziły przez obłok. Wrażenie było subtelne, ale wyraźne. To się działo naprawdę. Jeszcze trochę... Kolana uginały się pod nim. - Lepiej usiądź, kochanie - powiedziała Helena. Grady skinął głową. - Masz rację. Straszne było to napięcie. Odpocznę sobie trochę. Kiedy tak szli we trójkę do basenu, Brian, Betsy i inni na ich widok kiwali z aprobatą głowami. - Tato, czy mogę się pobawić z dziećmi w basenie? - Oczywiście. Możesz robić wszystko, co chcesz, synku. My z mamą popatrzymy. Grady opadł na krzesło. Helena usiadła z boku i pogładziła go po ramieniu
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.