ďťż

To była głupota...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jazda po mieście o tak wczesnej porze była głupotą. Łażenie wzdłuż dwóch bruzd w ziemi było głupotą. Tata będzie miał dziś dla niego sporo roboty. Powinien jak najszybciej wrócić do domu i zabrać się do pracy, bo inaczej przyjdzie mu przerzucać siano na strychu stodoły przez skwarne popołudnie. Tak, powinien już wracać. I właśnie zaraz to zrobi. Pewno, że tak - pomyślał. Chcesz się założyć? Zamiast wrócić do roweru, wskoczyć na siodełko, pojechać do domu i zabrać się do pracy, poszedł dalej wzdłuż śladów wyrytych w ziemi. Tu i ówdzie na trawie dostrzegał kropelki zaschniętej krwi. Nie było jej jednak zbyt wiele. Nie tak dużo jak przy ławce, która ustawił na swoim miejscu. Mike słyszał teraz delikatny, miarowy szum kanału W chwilę potem z mgły zaczęło wyłaniać się betonowe nabrzeże. W trawie leżało coś jeszcze. Mój Boże, dziś naprawdę masz fart do znajdowania różnych rzeczy, powiedział głos jego umysłu z dwuznaczną dobrotliwością i w tej samej chwili gdzieś z oddali krzyknęła mewa, Mike cofnął się o krok i ponownie pomyślał o ptaku, którego widział tamtego wiosennego dnia i postanowił, że cokolwiek tam leży w trawie, nawet na to nie spojrzy. Ale on już się pochylał nad tym przedmiotem, a jego dłonie oparły się na udach, tuż nad kolanami. Zobaczył postrzępiony kawałek ubrania z widniejącą na nim kropelką krwi. Ponownie rozległ się krzyk mewy. Mike patrzył na zakrwawiony strzęp ubrania i przypomniał sobie, co mu się przydarzyło wiosną tego roku. 5 Każdego roku na przełomie kwietnia i maja farma Hanlonów budziła się z zimowej drzemki. Mike poznawał nadejście wiosny nie po tym, że pod oknami matczynej kuchni pojawiły się krokusy, a dzieciaki zaczynały przynosić do szkoły różne stworzonka i owady, ani nawet po rozpoczęciu przez senatorów waszyngtońskich sezonu baseballowego (przy czym zwykle nieźle się ubabrali), ale po okrzyku swego ojca, kiedy wołał go, by pomógł mu wytoczyć ze stodoły ciężarówkę mieszańca. Przednią połowę stanowiła część forda, model A, tylną platforma pick-upa z klapą zrobioną ze starych drzwiczek kurnika. Jeżeli zima nie była zbyt sroga, wóz zapalał już po wypchnięciu go ze stodoły na podjazd. Kabina ciężarówki nie miała drzwiczek, tak samo jak przedniej szyby. Siedzenie stanowiła połówka wyświechtanej sofy, którą Will Hanlon zwędził z wysypiska śmieci. Drążek zmiany biegów kończyła, będąca niegdyś klamką, szklana gałka. Ojciec i syn we dwóch wytaczali wóz na podjazd i kiedy samochód toczył się siłą rozpędu. Will wskakiwał do szoferki, przekręcał kluczyk w stacyjce, włączał starter, wciskał sprzęgło i zacisnąwszy swoją potężną dłoń na szklanej gałce, wrzucał pierwszy bieg. Potem wołał: - Przepchnij mnie przez ten garb! - Popuszczał sprzęgło i silnik starego forda zaczynał kasłać, dławić się, prychać, strzelać... czasami od razu zaskakiwał, z początku topornie i chropowato, a potem coraz bardziej gładko. Will zjeżdżał w dół drogi, w stronę farmy Rhulina, wykręcał na ich podjeździe - gdyby zrobił inaczej, Butch, szalony ojciec Henry’ego Bowersa, prawdopodobnie od strzeliłby mu głowę z dubeltówki), a potem zawracał z rykiem; pozbawiony tłumika silnik klekotał przeraźliwie, podczas gdy Mike podskakiwał z radością, pokrzykując wesoło, a matka, stojąca w drzwiach kuchni, ocierała dłonie w ścierkę i udawała, że jest zdegustowana, choć wcale tak nie było. Czasami wóz nie zapalał - i Mike musiał wtedy czekać, aż ojciec, mamrocząc coś pod nosem, przyniesie ze stodoły korbę. Mike był pewny, że wypowiadane szeptem słowa były tłumionymi przekleństwami i w takich chwilach bał się trochę swojego ojca. (Dopiero po latach, podczas jednej z tych nie kończących się wizyt w szpitalnej sali, gdzie leżał umierający Will Hanlon, dowiedział się, że ojciec mamrotał pod nosem, bo bał się używać korby; któregoś razu kiedy zakręcił nią gwałtownie, wyślizgnęła się ze swego otworu i uderzyła go w twarz, rozrywając mu policzek i kącik ust). - Cofnij się, Mike - mówił wtedy, wsuwając korbę w głąb otworu u podstawy chłodnicy. A kiedy ford wreszcie zapalał, stary Hanlon zawsze mówił, że w przyszłym roku zamieni tego gruchota na chevroleta, ale to nigdy nie nastąpiło. Stary ford A, niewyobrażalna hybryda, wciąż stał na swoim miejscu w stodole, porośnięty od kół po klapę platformy chwastami
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.