ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Nikt jednak nie wypłacił im diet. Przyjechał Kamysznikow, zabrał porwanego i nie zapłacił. Dlatego teraz zażądali pieniędzy przed akcją. I odjechali.
- Kiedy pierwszy raz usłyszałeś o zleceniu na Bieriezowskiego?
- 27 grudnia 1997 roku prowadziliśmy akcję zatrzymania członków grupy przestępczej, składającej się z funkcjonariuszy milicji. Dwóch zatrzymaliśmy, ale trzeba było aresztować jeszcze dwóch. Prawie już ich mieliśmy, a tu nagle... Około dziewiątej rano poinformowałem Gusaka o aktualnej sytuacji. Wkrótce zadzwonił do mnie dyżurny i poprosił, bym się skontaktował z Kamysznikowem, który w tym czasie był odpowiedzialny za Urząd. Kazał mi szybko zwijać interes. Próbowałem wyjaśnić, że jeszcze dwaj przestępcy są na wolności i że jeśli ich do poniedziałku nie zatrzymamy (była sobota), to z pewnością zdążą się dobrze ukryć albo zniszczą wszystkie dowody rzeczowe. Kamysznikow na to: Wszystko jedno, rozkazuję wam wszystko zakończyć i wrócić na miejsce".
Wróciliśmy do siebie, Kamysznikow zaprosił całą grupę do swojego gabinetu. Mnie, pułkownika Szebalina, majora Pońkina i starszego lejtnanta Łatyszonka. Powiedział do nas: Wy, chłopcy, zajmowaliście się nie swoją sprawą".
Spróbowałem zaprotestować: Jak to nie swoją? U mnie funkcjonariusze SOBR-u (oddział specjalny szybkiego reagowania) moskiewskiego RUOP-u faktycznie porywają zakładników, zajmują się wymuszeniami! To jak najbardziej moja robota".
Mieliśmy już wprawdzie niepotwierdzone dane, że zabijali i wysadzali. Zebraliśmy dowody, a tu nas hamują. Kamysznikow powtarza swoje: Jest wydział śledczy, mają tam dużo ludzi, niech się tym zajmują. Nas jest wszystkiego osiemdziesiąt osób w wydziale i mamy inne zadania".
Kamysznikow krótko wyjaśnił, jakie to zadania. Pokazał nam książkę Sudopłatowa, słynnego naczelnika wydziału terrorystycznego jeszcze z czasów Stalina. Wskazał na książkę i powiedział: Wła-
176
śnie tym mamy się zajmować. Jesteście zespołem, znacie jeden drugiego, dobrze się dobraliście. Tacy ludzie są nam potrzebni. Dlatego nie należy się kłócić, żyć jak bestie skaczące sobie do gardła. Trzeba się przyjaźnić, być razem, wspólnie rozwiązywać problemy. Rozumiecie, co to jest drużyna?".
Dalej rozwijał myśl, że jesteśmy świetnymi facetami i nasza drużyna ma obowiązek rozwiązywać problemy rządu i wyższych urzędników FSB. Dlatego też jesteśmy we wszystko wyposażeni - mamy własne urządzenia do śledzenia zewnętrznego, całą pozostałą technikę - wszystko własne. Zrobiono to ze względu na ścisłą tajemnicę, nikt niczego nie wie, nawet wewnątrz FSB. Jesteśmy ściśle tajni. Zatem mamy wykonywać zadania specjalne.
Pońkin mu na to odpowiada, że przygotowaliśmy wszystko w sprawie Dżabraiłowa, ale oddział uderzeniowy odmówił i dlatego cała sprawa upadła. Kamysznikow rzucił: Prowadźcie dalej akcję. Dżabraiłowa i tak trzeba porwać".
Powiedział nam, jakie jest nasze następne zadanie: Są jeszcze ludzie, do których nie możemy się dobrać. Nagromadzili ogromne pieniądze i nie można dobrać się do nich zgodnie z przepisami. Zawsze udaje im się wykupić i unikają odpowiedzialności karnej. Ludzie ci przynoszą krajowi wielkie szkody. Ty, Litwinienko, znasz Bieriezowskiego? To ty właśnie musisz go zlikwidować".
Siedzę i milczę. Co mam powiedzieć? Bieriezowski w tym czasie był doradcą Jelcyna, znanym politykiem. Jego zabójstwo - to w rzeczywistości akt terrorystyczny. Z rozkazu FSB, ludzi, którzy tak mówią, zaczyna się ich rozpracowywać, dopóki nie wyjaśni się, czy takie wypowiedzi mają podstawę czy nie. Dlatego, kiedy Kamysznikow powiedział, że mam zabić Bieriezowskiego, zamilkłem. On wstał zza biurka, podszedł do mnie, lekko się pochylił i powtórzył: Znasz Bieriezowskiego - i ty go sprzątniesz".
Podniosłem palec i pokazałem na sufit, że niby może podsłuchują i puknąłem się palcem w głowę - trzeba myśleć, co się mówi w pomieszczeniu.
- To BYŁA TWOJA JEDYNA REAKCJA?
177
- A co ja jeszcze miałem zrobić? Gdybym powiedział: Rozumiem, Aleksandrze Pietrowiczu, jestem gotów", Kamysznikow nagrałby to, a ktoś inny by go zastrzelił. Wzięliby taśmę, dołączyli do akt śledztwa i powiedzieli: Kamysznikow żartował, a ten idiota go zabił
|
WÄ
tki
|