ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Już po Pierwszym Maja, już po Tygodniu Ziem Odzyskanych. Chcą wszyscy odpocząć. W domu też narosło roboty, ani wiem, za co najpierw się chwycić.
Pan Tadeusz się nie odzywa, Pacukowie też milczą. Pisze natomiast Zenek. Narzeka: i nauki dużo, i zajęcia praktyczne w kopalni ciężkie. Chce jednak wytrzymać, mimo że dużo chłopców po prostu uciekło, niektórzy razem z mundurowym wyposażeniem i nawet z kocami, które zabrali z sypialni. Niechby się tak pojawił z kocem, nie zważałbym, że brat Losi ani że chłop pod wąsem, sprałbym dupę jak szczeniakowi!
Doktor słowa dotrzymał, już parę razy tutaj się zjawił. Tłumaczył się, że nie zaprasza do siebie, ale ciągle czeka na obiecane mieszkanie, tymczasem kątem gnieździ się przy szpitalu. Zmarniał i mniej już jest uśmiechnięty niż dawniej. Narzeka na stosunki w szpitalu, samowolę dyrektora, lekceważenie obowiązków przez pielęgniarki, niedawno wykryte kradzieże w kuchni... Najpewniej prawdziwe to wszystko, wokoło bardzo klną ludzie na szpital.
Losia mówi, że doktor jest zagłodzony. Co to za jedzenie w szpitalu czy w gospodzie, gdzie największy dochód to przecież z wódki! Prawda, od poczęstunku niby wymawia się, ale je potem, aż mu się uszy trzęsą. Młody, roboty ma sporo, co dziwnego, że wygłodniały.
Rozmawiamy dużo. Był przedtem w Związku Walki Młodych, potem przyjęto go do partii. Ojca miał komunistę, przed wojną rzadko go nawet widywał, bo ojciec ciągle siedział w więzieniu. Raz skazali go na dwanaście lat, wojna wybuchła, więc wcześniej wyszedł na wolność, ale zaraz potem Niemcy zaczęli go szukać. Wolności nie doczekał, rozstrzelali go jako zakładnika w Warszawie... Sporo dowiedziałem się o powstaniu warszawskim. Doktor klął jak ostatni szewc dowódców, którzy dali rozkaz do walki, już najwięcej wyzywał na generała Bora. Ale żołnierzy i młodych oficerów z AK bardzo bronił, chwalił za dzielność. - Wiem - mówił - najlepiej, biliśmy się ramię przy ramieniu. - Zgadzał się ze mną, że ta sprawa z AK nie została rozegrana, jak trzeba. Szczęśliwie, że chociaż ogłoszono dwie powojenne amnestie, zezwolono na ujawnienie... Chciałem zapytać o siebie, jak to naprawdę jest, ale wstrzymałem się. Kto w końcu wie, co w drugim człowieku siedzi?
Kiedy indziej doktor zapalał się, mówił, jakie partia na trudne, odpowiedzialne zadania, co za ciężar wzięła na siebie: wyprowadzić państwo z wojennego chaosu i bałaganu, zrealizować obiecane reformy. A tymczasem ludzi mało, czasem wślizgują się różni karierowicze, tylko brukają opinię partii, nie od razu zdemaskuje się takich... Popełniało się także błędy, za ostro postępowano w stosunku do niektórych ludzi czy ugrupowań, nie umie się ostatecznie wyjaśnić roli bezpartyjnych, niektórzy chcą ich traktować jakby jakichś gorszych obywateli. Bąknąłem raz czy drugi, że w naszym miasteczku również niełatwo. Teraz dużo się zapisało do partii, ale nie wszyscy najlepsi. Czasem się kogoś wyrzuca, ale to nie załatwia sprawy.
Jakby się czasem spostrzegł że za wiele wyrzeka, choć jakoś z serca to mówił, musiało mu niejedno mocno dopiec i zaleźć za skórę. Zaczynał znów opowiadać, ile się jednak przez powojenne lata zrobiło. Choćby wyrugowanie Niemców, przejęcie przez Polaków Nadodrza, zasiedlenie, rozruch gospodarki, są przecież wielkie efekty.
Zamyślił się nagle po takim opisie, głowę podparł rękami. Siedzieliśmy w ogrodzie przy stole zrobionym z młyńskiego kamienia, pod bzami. Usłyszałem, jak szepce do siebie:
- Ale ciągle za mało, można było zrobić o wiele, wiele więcej...
Potem podniósł się szybko, miewał czasem takie ruchy gwałtowne, zaśmiał się, poklepał mnie po ramieniu.
- Nic, panie Pawle, wszyscy razem, tacy jak pan i tacy jak ja, sprawimy, że wszystkim nam będzie w tej Polsce dobrze.
Losia zrobiła mu osełkę masła. Wziął, ale zaznaczył, że się rozliczy. To prawda, kiedyś przyniósł paczkę z UNRR-y. Dziw, czego tam w pudełeczkach nie było. Mówił, że przyznano lekarzom po dwie, więc dzieli się z nami. Kiedy indziej zbadał dzieciaki. Kaśce kazał dawać więcej witamin i na słońcu przebywać, znalazł ślady krzywicy. Tadziuś ma delikatny organizm, powiedział, ale jest mocny, nic mu nie grozi. Bardzo byłem mu wdzięczny za to zbadanie. Ciągle się z tym zwlekało, wiadomo, cała wyprawa byłaby do miasteczka. A tak na miejscu i dokładnie, bez żadnego pośpiechu...
Czytam ten list, krzywe litery, nagryzmolone albo w pośpiechu, albo w wielkim zdenerwowaniu. Oczom nie chcę wierzyć żeby to było prawdziwe. Wiktora aresztowali.
Pacuk pisze, że od zmysłów odchodzi, nic pojąć nie może. Myślał, że jakaś bolesna omyłka, ale trzy tygodnie mijają. Gdyby to był błąd, wróciłby Wiktor, tymczasem ani się wywiedzieć o niego nie można. Adwokat mówi, że tak będzie do końca śledztwa, czasem trwa to długie miesiące. Tyle się dowiedział adwokat, że sprawa polityczna, jakieś podziemie jakoby..
|
WÄ
tki
|