ďťż

Taney Peterborough miał nie najgorszą osobowość sceniczną i  widzowie od razu go polubili...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Nie było to korzystne, gdyż dodali mu w  ten sposób odwagi. Jego dowcipy nie były ze sobą powiązane, tworzyły całkowicie przypadkowy zestaw, połączony tylko luźno tematem. Do tego były stare, zwłaszcza te polityczne, które musiały mieć co najmniej tysiąc lat i  z pewnością opowiadali je poddani wszystkich autorytarnych reżimów, zwłaszcza tych, które miały skłonności do purytanizmu. Wysłuchaliśmy też obowiązkowych kawałów o  ojcu Aimerica, wielebnym Saltinim i  systemie jako takim. – Chyba jest tu więcej swobody, niż mi się zdawało – powiedziałem do Aimerica. – On ma carte blanche – odpowiedział szeptem. – To racjonalne, że chce, by jego siostra odniosła sukces w  polityce, może więc dowieść, że próbując zdyskredytować jej przeciwników, również zachowuje się racjonalnie. Dlatego nie mogą go oskarżyć o  irracjonalność albo skierować na terapię, co spotyka wszystkich przestępców politycznych. – A  czy to racjonalne, że cała reszta słucha, śmieje się i  bije brawo? – chciałem się dowiedzieć. – To celne pytanie. Saltini z  pewnością już się nad tym zastanawia. Po tych słowach nie zostało zbyt wiele do powiedzenia, usiadłem więc spokojnie i  wysłuchałem reszty beznadziejnych kawałów. Ze zdumieniem zauważyłem, że wielu widzów wykazuje odwagę, potrzebną, by śmiać się z  nich bez zastanowienia. Wreszcie występ się skończył. Brawa były głośne, choć nie mogły się równać z  tymi, które otrzymała Anna K. Terwilli-ger. Na scenę znowu wyszedł Thorwald. Na jego twarzy pojawił się łatwo dostrzegalny wyraz napięcia. – Teraz nastąpi piętnaście minut przerwy, a  potem odbędą się następne dwa występy – poinformował widownię. Aimeric wzruszył ramionami. – Nie przywiązuj do tego zbyt wielkiej wagi. To może nie mieć większego znaczenia. Niewykluczone nawet, że Pastorat Projektów Publicznych uzna to za pretekst do poluzowania śruby. Albo też gliniarzy po prostu nie obchodzi, co robią ci ludzie. On znał Kaledonię, a  ja nie. Niemniej jednak, miałem wrażenie, że próbuje tylko mnie uspokoić. Gdy kierowałem się do stołu z  jedzeniem po kolejną porcję wina – i  może też kolejną porcję Valerie – poczułem klepnięcie w  ramię. Odwróciłem się i  stanąłem twarzą w  twarz z  Bru-cem i  Bieris. – Cześć! Jak tu trafiliście? – Ktoś zostawił dla mnie wiadomość w  ośrodku. Znalazłam ją po lekcji malarstwa – wyjaśniła Bieris. – Natychmiast za-komowałam do Bruce’a. Okazało się, że ma czas przyjechać po mnie kotem, wybraliśmy się więc tu razem. Widzieliśmy, jak wchodziliście, ale nie było czasu podejść i  przywitać się przed rozpoczęciem przedstawienia. Z jakiegoś powodu w  to wątpiłem. Zresztą panował tu wielki luz i  nikomu by nie przeszkadzało, gdyby wstali z  miejsca podczas występu. Czy był to tylko wytwór mojej wyobraźni, czy też Bruce puścił na mój widok dłoń Bieris? Poczułem w  głębi duszy rozkoszny dreszcz, zapowiadający, że lada dzień wszystko skomplikuje się i  stanie tragiczne. Być może poszczęści mi się i  Aimeric poprosi mnie, żebym był jego secundo... ale tutaj się nie pojedynkowali, jak więc mogli mieć secundosl A  jeśli nawet ich mieli, to czy byli oni tylko zwykłymi pośrednikami, czy też grali jakąś rolę w  rozstrzyganiu spraw honoru? Myśl, że mógłbym być secundo w  sporze między przyjaciółmi... no cóż, zawsze zazdrościłem Raimbautowi, że miał taką okazję. Pierwszy raz widziałem, jak umarł, gdy służył mi jako secundo w  walce z  Marcabru. Byliśmy jeszcze wtedy nastolatkami i  przyłapałem go inflagrante delicto z  moją entendedorą. Bieris rozmawiała z  parą uczniów z  prowadzonej przez nią klasy malarstwa, których uważała za obiecujących. – Oczywiście, Anna też jest w  mojej klasie. Ona naprawdę czuje okcytańską kulturę. – Czyżby? – zapytałem bez zastanowienia. Na szczęście chyba nikt mnie nie podsłuchał. Bruce zachichotał. – Widzę, że tobie również niezbyt spodobały się jej wiersze. Bieris spojrzała na niego spode łba. Zdałem sobie sprawę, że za chwilę dojdzie między nimi do gwałtownej wymiany zdań, nim jednak zdążyłem się wycofać, Bruce przeprosił nas i  poszedł po wino dla wszystkich, co niestety sprawiło, że Valerie znalazła się chwilowo poza moim zasięgiem. Zwróciłem się ponownie do Bieris, która uśmiechała się sympatyczniej, niż to było konieczne, co w  jej przypadku zawsze jest złym znakiem. – Nie twierdzisz chyba, że naprawdę podobał ci się ten występ? – zapytałem. – Rozumiem, że Aimeric okazuje wyrozumiałość, bo to jego ojczyzna i  jest pod wrażeniem, że coś takiego w  ogóle mogło się tu wydarzyć, ale jeśli wziąć pod uwagę treść i  wartość... Bieris uniosła lekko kąciki ust. – Giraut, wiem doskonale, że jeśli zacznę się teraz z  tobą spierać, powiesz tylko, że chcę być lojalna wobec mojej słuchaczki. I nie, z  pewnością nie zaimponowała mi retoryka, spojrzenie, technika ani wykonanie. – Innymi słowy, to nie była poezja. Cóż więcej można w  niej znaleźć? Przygryzła dolną wargę. – Dwie sprawy, Giraut, i  obie pewnie próbujesz obrócić w  żart. Po pierwsze, samo wydarzenie. Tych ludzi sztuka obchodzi znacznie bardziej niż nas. Naprawdę nas zawstydzają. A  po drugie, ta kobieta. Fakt, że komuś, kto wygląda jak ona, pozwalają tu być poetką, imponuje mi bardziej, niż potrafisz to sobie wyobrazić. – Widzę, że mówisz poważnie, ale nie rozumiem, jak możesz twierdzić, że ludzi, którzy w  ogóle nie tworzą sztuki, obchodzi ona bardziej niż tych, którzy nie zajmują się niczym innym. A  co do tego drugiego... no cóż, muszę przyznać, że masz rację. Dzieła brzydkiej kobiety nigdy nie zasłużą na miano poezji, podobnie jak utwory brzydkiego mężczyzny. Co pomyślą jej potomkowie, jeśli kiedyś zrobi taśmę ze swego występu, a  oni ją obejrzą? Bieris odwróciła się gwałtownie i  pognała za Brucem. Stałem przez chwilę bez ruchu, myśląc, że wyraźnie uległa wpływowi Kaledończyków. Zrobiła się równie niepojęta jak oni. Nim zdążyłem za nią ruszyć, usłyszałem czyjś głos. – Ale impreza. Czy to efekt pańskich wpływów? Odwróciłem się i  zobaczyłem przed sobą ambasadora Shana. – Chętnie przypisałbym sobie zasługę, gdyż bardzo wielu z  nich to moi słuchacze, ale to ich własne pomysły i  ich odwaga. Być może Bieris zawstydziła mnie trochę i  nie gardziłem już tak ich nieudolnością
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.