ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Oni wszyscy, tacy zawsze pewni siebie i odważni cwaniacy. Wszyscy się boją, oprócz mnie. Więc któż to jest największym tchórzem w klasie? Ja, Pająk? Zawsze tak uważali. Bardzo dobrze, niech się teraz boją...
Pająk odwrócił się bez słowa i poszedł na górę.
- Poczekaj! No, bądź kumpel, Pajączku... - usłyszał za sobą. - Co mówił dyrektor? Poczekaj, to poważna sprawa...
- Poważna sprawa, że ty się boisz, tak?
I Pająk zatrzasnął za sobą drzwi mieszkania. Specjalnie głośno, aż matka podniosła głowę i popatrzyła na niego zdziwiona.
- Co tak trzaskasz?
- Ja? Nie. Zdawało ci się, mamo... - powiedział spokojnie.
- A co się stało?
- Nic.
- Jak to nic?
- Po prostu. Nic.
3.
Niedzielny wieczór nie skończył się dla Pająka na tej jednej wizycie. Późno już było, w telewizji wyświetlali właśnie film, kiedy zapukał ktoś delikatnie, potem jeszcze raz, trochę głośniej.
- Kto to może być? - zdziwiła się matka. - O tej porze? Poczekaj, ja pójdę otworzyć...
W drzwiach stanął Jurek Wajnert. Ukłonił się, przywitał z matką Pająka, pocałował ją w rękę.
- Przepraszam, że tak późno, ale tyle nam teraz w szkole zadają, proszę pani - tłumaczył. - Nie wiadomo zupełnie, kiedy to wszystko odrobić. Ja tylko na sekundę...
Mrugnął do zdumionego Pająka, podał mu jakąś książkę, zabrał ze stołu inną.
- Wyjdź ze mną na chwilę, z łaski swojej...
- Przecież możecie tu, w mieszkaniu - powiedziała matka.
- Nie, nie... Po co pani przeszkadzać? Odprowadź mnie...
- Czego chcesz, Wajnert? - spytał na korytarzu Pająk.
- Żebyś się przestał stawiać, gnojku jeden. Bo ci tu na miejscu gębę skuję. Albo w szkole tak ci wlejemy, że się nie pozbierasz, jasne?
Pająk milczał.
- Pytam, czy jasne?
- Przypuśćmy, że tak. Co dalej?
- Słuchaj: Zenek Gazda po obiedzie był w szpitalu. Ale nie chcieli go do Rudego wpuścić. Tam musi być z nim niedobrze. Mów: co powiedziałeś dyrektorowi? Czy on uważa, że ktoś z nas jest winien? Tylko mów prawdę, cholerny Pająku, bo cię zrzucę ze schodów! Inni też ci dołożą. Przecież tu chodzi o nas wszystkich!
Wiadomość, że Gazdy nie wpuszczono do szpitala, zaskoczyła Pająka. Może rzeczywiście Rudemu pogorszyło się, stało się coś złego? - pomyślał. I nagle poczuł, że ogarnia go wściekłość.
- Jak ty powiedziałeś, Wajnert? O kogo chodzi?
- No, o nas... o wszystkich, którzy grali w tym meczu.
- Nieprawda! Najmniej tu chodzi o was! - Pająk nawet nie zdawał sobie sprawy, że podnosi głos i zaczyna krzyczeć. - O Rudego chodzi! Tylko o niego, rozumiesz?
- Nie drzyj się, bo ludzie usłyszą... - mruknął Wajnert i spuścił z tonu. - Powiesz, co mówił dyrektor o nas? No, proszę cię.
- Spływaj, Wajnert.
- Ty do mnie w ten sposób? Ty?
- Ja. Mówię: spływaj!
- Będziesz żałował... - wycedził Wajnert przez zęby. - Ciężko pożałujesz, Pająku!
Odwrócił się gwałtownie i zbiegł ze schodów, aż zadudniło w całym domu.
- Bardzo miły chłopiec, prawda? - powiedziała matka do Pająka, kiedy wrócił do mieszkania. - Gdyby jeszcze tylko nie tupał tak na schodach. Ale umie się kulturalnie przywitać, nie gwiżdże pod oknem jak inni. To twój dobry kolega? Pierwszy raz go u nas widzę...
- I ostatni.
- Dlaczego? Czy coś się stało? - wystraszyła się matka. - Kto to właściwie był?
- Taki tam jeden... - powiedział pogardliwie Pająk. - Nic ważnego.
Przeszedł się po pokoju, popatrzył w telewizor, usiadł przy stole i ni stąd, ni zowąd zabrał się do przeglądania swojego albumu ze znaczkami. A wszystko po to, żeby matka nie poznała, jak bardzo jest zdenerwowany. I żeby nie domyślała się, że te wizyty drogo mogą go kosztować.
Nigdy dotąd słaby, chorowity Pająk nie odważyłby się narazić któremuś z tych najważniejszych w klasie chłopców. Tych najsilniejszych, którzy zawsze mieli go za nic. Nie tylko jego zresztą, ale chyba jego najbardziej. Może dlatego, że właśnie on najbardziej ich się bał. I oto jednego wieczoru Pająk naraził się dwóm najgroźniejszym: Gaździe i Wajnertowi. Za każdym z nich stało pół klasy, więc Pająk dobrze wiedział, że teraz całą siódmą będzie miał przeciwko sobie. On, którego pobić może każdy w klasie, nawet najsłabszy, bo nawet taki jest od niego silniejszy.
Bał się, ale inaczej niż dotychczas. Przyszła mu do głowy dziwna mysi: że nie tylko on został dzisiaj zupełnie sam, poza klasą. Podobnie jest chyba z Rudym. Jeszcze tak niedawno, przed tym meczem, Rudziński był jednym z tamtych. Tyle że nie rozbijał się tak jak Wajnert, Gazda czy choćby Edek. Ale Rudy był jednym z nich. Teraz już nie jest i Pająk to zrozumiał. Oni boją się tylko o siebie samych. Teraz, kiedy bramkarz Huraganu leży w szpitalu i zdjął ich strach, że ktoś im każe za to odpowiadać, wykreślili go jakby spośród siebie.
Tak... - myślał Pająk - gdyby to tylko było możliwe, najchętniej powiedzieliby, że w ogóle Rudzińskiego nie znają i nigdy w życiu w piłkę z nim nie grali.
Pająk czuł, że Rudy stał im się obcy właśnie dlatego, że jest teraz przyczyną ich strachu o samych siebie. A przecież z Pająkiem sprawa ma się podobnie. Trochę podobnie. Tylko że on, Pająk, nie leży w szpitalu, będzie musiał jutro stanąć przed całą klasą. I w końcu Rudy to jest Rudy. A Pająk jest tylko Pająkiem.
Udawał więc, że przegląda swoje znaczki, żeby matka niczego się nie domyśliła, bał się tego, co z nim będzie, martwił się o Rudego i nagle odkrył coś, co go zaskoczyło. Przyszła mu do głowy myśl, że nie cofnąłby ani jednego słowa, które powiedział im dzisiaj, że nie żałuje niczego.
Za to Zenek Gazda mocno żałował. Był wściekły. I nawet wcale nie rozmowa z Pająkiem tak go rozzłościła. Gazda był na siebie wściekły o to, że prosto od Pająka pojechał do Grubego.
Zastał go na podwórku, a właściwie w komórce, skąd dochodziły odgłosy rąbania drzewa. Ciemno było, więc Zenek zapytał:
- Gruby, to ty?
- Nie. Biskup. Król Madagaskaru... - odezwał się Gruby po dłuższej chwili. - Dureń!
Gazda udał, że tego nie słyszy.
- Przestało padać, wiesz? - zagadywał. - Po ciemku rąbiesz drzewo?
- A ty po ciemku jeździsz na rowerze?
- Szukamy cię z Wajnertem pół dnia.
- Ty i Wajnert, tak?
- Tak.
- No i bardzo dobrze... - mruknął Gruby.
- Co dobrze?
- Dobrze, że źle szukacie. Bo zupełnie niepotrzebnie... Dobranoc, kapitanie!
- Posłuchaj, chcę z tobą pogadać..
|
WÄ
tki
|