Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Zabiorê je z sob± do wsi Tabur, kiedy...
- Wsi Tabur? - Leto u¿y³ ju¿ swego g³osu. - Ale ja zmieni³em zdanie. Hwi i ja we¼miemy ¶lub w Tuono!
Wiêkszo¶æ cywilizacji opiera siê na tchórzostwie. £atwo jest cywilizowaæ, ucz±c tchórzostwa. Deprecjonuje siê wzorce, które ucz± mêstwa. Powstrzymuje siê wolê. Ogranicza apetyty. Zawê¿a horyzonty. Dla ka¿dego ruchu tworzy siê regu³y. Zaprzecza siê istnieniu chaosu. Nawet dzieci uczy siê oddychaæ powoli. Poskramia siê je.
"Wykradzione dzienniki"
Idaho stan±³ jak wryty, kiedy ujrza³ z bliska wioskê Tuono. To tu mieli mieszkaæ Fremeni?
Mówi±ce-do-Ryb zabra³y ich z Twierdzy o ¶wicie, ³aduj±c jego i Sionê do ornitoptera, któremu towarzyszy³y dwie mniejsze maszyny stra¿nicze. Lot przebiega³ powoli, zabra³ niemal trzy godziny. Wyl±dowali przy p³askim, okr±g³ym hangarze zbudowanym z plaska³y, prawie kilometr od wioski oddzielonej od niego starymi wydmami, których kszta³t utrzymywa³a ro¶linno¶æ w postaci rachitycznych traw i kilku kolczastych krzewów. W miarê jak schodzili w dó³, mur za wsi± zdawa³ siê rosn±æ coraz bardziej, a wioska kurczy³a siê wobec jego ogromu.
Muzealnych Fremenów utrzymuje siê zasadniczo w stanie nie ska¿onym przez pozaplanetarn± technologiê" - wyja¶nia³a Nayla, gdy eskorta zamyka³a ornitopter w niskim hangarze. Jedna ze stra¿niczek ruszy³a ju¿ biegiem w stronê Tuono, by oznajmiæ o ich przybyciu.
Siona niemal nie odzywa³a siê podczas ca³ego lotu, tylko ukradkiem, choæ badawczo, obserwowa³a Naylê.
Przez pewien czas, maszeruj±c przez o¶wietlone ¶wiat³em poranka wydmy, Idaho próbowa³ wyobraziæ sobie, ¿e znalaz³ siê z powrotem w dawnych czasach. Miêdzy ro¶linno¶ci± mo¿na by³o dostrzec piasek, a w dolinach miêdzy wydmami grunt by³ wypalony przez s³oñce, gdzieniegdzie tylko poro¶niêty traw± i kar³owatymi krzakami. Trzy sêpy z postrzêpionymi koñcówkami szeroko rozpostartych skrzyde³ kr±¿y³y pod kopu³± nieba - w "podniebnym poszukiwaniu", jak nazywali to Fremeni. Idaho zacz±³ wyja¶niaæ to id±cej obok niego Sionie. Padlino¿ercami cz³owiek martwi³ siê tylko wtedy, gdy zni¿a³y swój lot.
- Opowiadano mi o sêpach - odpowiedzia³a ch³odnym tonem.
Idaho spostrzeg³ kropelki potu na jej górnej wardze. Z ciasno otaczaj±cego ich oddzia³ku kobiet bi³a specyficzna korzenna woñ.
Wyobra¼nia Duncana jako¶ nie potrafi³a podpowiedzieæ mu, by zaprzesta³ ci±g³ego wyszukiwania ró¿nic miêdzy tera¼niejszo¶ci± a przesz³o¶ci±. Paradne filtrfraki, które mieli na sobie, by³y bardziej na pokaz ni¿ po to, aby gromadziæ wodê wydzielan± przez cia³o. ¯aden prawdziwy Fremen nie zawierzy³by im swojego ¿ycia, nawet tutaj, gdzie w powietrzu czuæ by³o wilgoæ. No i Mówi±ce-do-Ryb z oddzia³u Nayli nie maszerowa³y w milczeniu. Papla³y miêdzy sob± jak dzieci.
Siona brnê³a obok niego, ponura, zamkniêta w sobie, czêsto wpatruj±c siê w szeroki muskularny kark Nayli id±cej kilka kroków przed oddzia³em.
Idaho zastanawia³ siê, co zasz³o pomiêdzy tymi dwiema kobietami. Nay³a wydawa³a siê byæ oddana Sionie, chwytaæ siê ka¿dego jej s³owa, s³uchaæ ka¿dej wyra¿anej przez ni± zachcianki... ale oczywi¶cie nie ulega³o w±tpliwo¶ci, ¿e Nayla nie sprzeciwi³aby siê rozkazom, które sprowadzi³y ich do wioski Tuono. Mimo to Nayla zachowywa³a siê wobec Siony uni¿enie i zwraca³a siê do niej "dowódczym". Istnia³ miêdzy nimi jaki¶ g³êboki zwi±zek, co¶, co wzbudza³o w Nayli podziw i obawê.
Dotarli w koñcu do stoku, który opada³ ku wiosce i odleg³emu murowi. Patrz±c z góry, Tuono stanowi³o garstkê l¶ni±cych prostok±cików rozmieszczonych w pobli¿u muru. St±d, z bliska, wie¶ okaza³a siê bez³adnym zbiorem rozpadaj±cych siê chat, których nêdzê pog³êbia³y dodatkowo ¿a³osne próby udekorowania ich. Pasma l¶ni±cych minera³ów i ozdoby z metalowych odpadów tworzy³y na ¶cianach budynków pionowe wzory. Na ¿elaznym maszcie na szczycie najwy¿szej budowli powiewa³a postrzêpiona zielono-czarna chor±giew. Podmuchy wiatru przynosi³y woñ ¶mieci i odkrytych kloak.
¦rodkowa ulica wioski ci±gnê³a siê przez rzadko poro¶niêty ro¶linno¶ci± piasek, koñcz±c siê zygzakowat± lini± poniszczonej nawierzchni.
Obleczona w d³ugie szaty delegacja oczekiwa³a przy budynku zwieñczonym zielono-czarna flag±, stoj±c w wyczekuj±cej pozie wraz z Mówi±c±-do-Ryb, któr± Nayla pchnê³a naprzód jako kurierkê. Idaho doliczy³ siê o¶miu osób, samych mê¿czyzn, ubranych w co¶, co wydawa³o siê autentycznymi fremeñskimi ciemnobr±zowymi szatami. Na czole jednego z mieszkañców wioski mo¿na by³o dostrzec zielon± opaskê - bez w±tpienia cz³owiek ten by³ naibem. Obok oczekiwa³y dzieci z kwiatami. W tle widaæ by³o kobiety z czarnymi kapturami na g³owach, wygl±daj±ce z bocznych uliczek. Ca³a ta scena wydawa³a siê Duncanowi irytuj±ca.
- Skoñczmy z tym szybko - powiedzia³a Siona.
Nayla skinê³a g³ow± i poprowadzi³a ich ku wiosce. Siona i Idaho trzymali siê kilka kroków za ni±
|
WÄ…tki
|