ďťż

Tak dobrze strzeżone odosobnienie było spowodowane kilkoma przyczynami, częściowo znanych ogółowi, częściowo zaś nie...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
W Thimhallan powszechnie wiedziano, że Biskup Vanya jest w pewnym stopniu smakoszem i nie godzi się, aby jakiekolwiek złe wieści przerywały mu kolację. Gości przy stole dobierano starannie, tak aby potrafili rozprawiać na interesujące i niekontrowersyjne tematy, co uważano za ważne dla procesów trawiennych. Wiedziano też powszechnie, że Biskup Vanya codziennie wiele pracował, poświęcając się bez reszty sprawom Kościoła (i państwa). Wstawał przed świtaniem i rzadko kiedy opuszczał pracownię przed zachodem słońca. Po tak pracowitym dniu, te wieczorne godziny niczym nie zmąconego spokoju i odpoczynku ważne były dla jego zdrowia. Wiedziano powszechnie, że Biskup spędzał ten czas na medytacji i rozmowach z Alminem. Tak przedstawiały się powody znane ogółowi. Istotny powód był oczywiście sekretny i znany jedynie Biskupowi. Vanya podczas tych spokojnych godzin rozmawiał - ale nie z Alminem. Ci, z którymi dyskutował, okazywali się ponad wszelką wątpliwość osobami z tego świata. Tego jesiennego wieczoru na kolacji byli goście, wyszli jednak wcześnie, jako że Biskup niedwuznacznie dał im do zrozumienia, iż czuje się nadzwyczajnie strudzony. Gdy jednak poszli, Vanya nie ruszył do sypialni, tak jak należałoby się tego spodziewać. Zamiast tego, poruszając się z szybkością i ochotą, które zadawały kłam jego niedawnym skargom na wyczerpanie, Biskup zdjął zaklęcie, które pieczętowało małą, prywatną kapliczkę, i otworzył drzwi. Jako miejsce pełne uroku i spokoju, kapliczka zbudowana była według starych planów i zgodnie z tradycją. Do jej mrocznego wnętrza światło wpadało przez kolorowe szklane okna, które wiele stuleci temu wyczarowano sztuką najbardziej zręcznych artystów, specjalizujących się w kształtowaniu szkła. Dookoła kryształowego i równie wiekowego ołtarza stały palisandrowe ławy zdobione symbolami Dziewięciu Tajemnic. Tutaj właśnie Vanya oddawał się Modłom Porannym i Wieczornym, tutaj też szukał rady i wskazówek Almina - to ostatnie zaś zdarzało się nieczęsto, bo w głębi ducha Jego Świątobliwość uważał, iż to raczej Almin skorzystałby na radach i wskazówkach swego ministra, nie odwrotnie. Vanya wkroczył do kapliczki, oświetlonej wiecznym światłem od ołtarza, bladym i łagodnym niczym promienie księżyca i obdarzającym pomieszczenie atmosferą spokoju i wytchnienia. Kroczący przez kapliczkę Biskup wcale nie był jednak spokojny i nie miał ochoty na wypoczynek. Nie spojrzawszy nawet na ołtarz, przeszedł przez pomieszczenie i zatrzymał się przed jedną z pięknie zdobionych drewnianych tablic, stojących pośrodku małej kaplicy. Położywszy jedną dłoń na tablicy, Biskup cicho wymówił sekretne, d/iwnie brzmiące słowa i tablica pod jego dotknięciem rozpłynęła się w nicość. Otworzyła się przed nim mroczna pustka - Korytarz. Był to jednak niezwykły Korytarz, który wcale nie łączył się z siecią trójwymiarowych tuneli, dawno temu stworzoną przez Wróżbitów i przecinającą Thimhallan wzdłuż i wszerz. Ten również stworzyli Wróżbici, ale nie należał do tamtego systemu. O jego istnieniu wiedziała tylko jedna osoba - Biskup Królestwa - Korytarz ów zaś prowadził do jednego tylko miejsca. Do tego właśnie miejsca podążał Biskup Vanya i przybył tam, zanim minęło jedno uderzenie serca. Opuszczając Korytarz, Biskup znalazł się wewnątrz niszy uczynionej z substancji samych Korytarzy, kryjówki, która istniała jedynie jako węzeł czasu i przestrzeni. Gdy wkraczał do tego miejsca, Vanya zawsze podejrzewał, iż wchodzi oto w jakiś mroczny zakątek, będący częścią jego własnego umysłu. W miejscu tym niczego nie mógł zobaczyć ni usłyszeć, nie mógł też dotknąć ścian i nie wyczuwał podłogi, choć miał wrażenie, że po czymś idzie. Odczuwał też, iż otacza go ten bąbel czasu i przestrzeni. Pośrodku znajdował się fotel, w którym - jeśli musiał spędzić tu nieco dłuższy czas - mógł usiąść. Być może jednak i to krzesło należało uznać za wytwór jego umysłu, ponieważ posiadało oparcia dla ramion, gdy tego potrzebował, znikały zaś one, gdy nie życzył sobie ich obecności. Niekiedy było miękkie, niekiedy twarde, a zdarzało się i tak, że kiedy się spieszył, lub wolał spacerować podczas rozmów, albo się denerwował - krzesła nie było wcale. Tego wieczoru znajdowało się na swym miejscu - miękkie i wygodne. Siadając w nim, Vanya odprężył się. Nie miało to być spotkanie wymagające stosowania subtelnych nacisków, gróźb czy namów. Nie spodziewał się też konieczności delikatnych negocjacji. Było to spotkanie informacyjne i wyjaśniające, chodziło o upewnienie się, iż wszystko idzie zgodnie z planem. Sadowiąc się wygodnie, Vanya pozwolił sobie na moment relaksu, potem aktywował magię umożliwiającą uruchomienie połączenia i przemówił głośno do otaczających go ciemności. - Przyjacielu, na słowo. Dookoła niego pulsowała magia, mógł wyczuć, jak szemrze przy jego policzkach i drga pod jego palcami. - Do usług. To sama ciemność przemówiła do Yanyi, choć słowa zostały wypowiedziane przez odległe o setki mil usta człowieka. Dzięki przepełniającej pokój magii Biskup słyszał te słowa tak, jakby powstały w jego własnym umyśle, niekoniecznie zaś tak, jakby sformowała je osoba znajdująca się na drugim końcu jego świadomości. Ta właściwość sprawiała, że pokój ów znany był pod nazwą Komnaty Dyskrecji, ponieważ za jego pośrednictwem dwaj ludzie mogli rozmawiać ze sobą, nie znając tożsamości drugiej osoby, chyba iż któryś z nich ją wyjawił, nie mogli nawet rozpoznać się wzrokiem czy po głosie. W dawnych czasach, jeśliby wierzyć legendom, wybudowano kilka takich komnat - po jednej na przykład na każdy z Domów Królewskich i na każdą z rozlicznych Gildii. Po Drugim Oczyszczeniu jednak kataliści szybko zatroszczyli się o to, by wszystkie pozostałe nisze w Korytarzach zapieczętowano. Skorzystano z pretekstu, iż w świecie pokoju nikt nie musi niczego ukrywać przed innymi
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.