ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Król, uprzedzony przez hrabiego de Charny, czeka na delegację w pokoju przyległym do kaplicy.
W imieniu Zgromadzenia przemówi Mounier.
W imieniu kobiet Magdalena Chambry, kwiaciarka, która biła w bęben.
Mounier powiedziawszy kilka słów, przedstawia królowi młodą dziewczynę.
Ta posuwa się o krok, chce mówić, ale zdobywa się tylko na okrzyk.
Najjaśniejszy Panie, chleba! I pada zemdlona.
Ratunku! woła król. Ratunku!
Andrea podbiega i podaje królowi swój flakonik.
Ach, Najjaśniejsza pani! zwraca się Charny do królowej tonem wymówki.
Królowa blednie, a po chwili mówi:
Proszę przygotować powozy, wyjeżdżamy z królem do Rambouillet.
Po czym oddala się do swych apartamentów. Tymczasem biedna dziewczyna odzyskała przytomność Widząc, że znajduje się w ramionach króla, który podsuwa jej sole trzeźwiące, krzyknęła zawstydzona i chciała pocałować go w rękę.
Ale król ją powstrzymał.
Moje drogie dziecko rzekł pozwól mi się uściskać, bo zasługujesz na to.
Och, Najjaśniejszy Panie! Skoro jesteś taki dobry rzekła dziewczyna wydaj rozkaz!
Jaki rozkaz? zapytał król.
Ażeby sprowadzono zboże i skończył się wreszcie głód.
Moje dziecko odparł król chętnie podpiszę rozkaz, o jaki prosisz. Ale wątpię, czy wam się do czegokolwiek przyda.
Zasiadłszy przy stole, zaczął pisać, gdy nagle rozległ się pojedynczy wystrzał, a potem dość żywa strzelanina.
Ach, mój Boże! wykrzyknął król. Cóż tam znowu? Zobacz, panie Gilbert.
Zaatakowano inną grupę kobiet. Strzał padł ze strony ludu i strzaskał ramię panu de Savonnieres, porucznikowi gwardii, w chwili gdy chciał wymierzyć cios młodemu żołnierzowi, który przyparty do baraku, osłaniał oburącz klęczącą za nim kobietę.
Na ten wystrzał gwardziści odpowiedzieli salwą.
Jedna z kobiet pada zabita, druga jest ciężko ranna.
Lud odpowiada strzałami dwóch gwardzistów spada z koni.
W tej samej chwili rozlegają się krzyki: Miejsca, miejsca! Przybywają ludzie z przedmieścia Świętego Antoniego, ciągnąc trzy armaty, które ustawiają na wprost kraty.
Na szczęście, deszcz leje jak z cebra. Lont nie chce się zapalić, wilgotny proch nie wybucha.
W tym momencie jakiś głos szepcze Gilbertowi do ucha: Pan Lafayette nadciąga i jest stąd nie dalej niż o pół mili.
Gilbert daremnie szuka człowieka, który przyniósł tę wiadomość, ale mniejsza o niego, wiadomość jest dobra.
Doktor rozgląda się wokół i widzi bezpańskiego konia jest to prawdopodobnie koń jednego z zabitych gwardzistów.
Siada nań i rusza galopem w kierunku Paryża, Drugi koń bezpański podąża za nim. Ale już dwadzieścia kroków dalej ludzie wstrzymują go za uzdę. Gilbert przypuszcza, iż przejrzawszy jego zamiar, chcą go ścigać. Oddalając się, rzuca spojrzenie poza siebie.
Ale nikt o tym nie myśli. Wszyscy są głodni. Chcą się pożywić i ciosami noża zabijają konia, Zwierzę pada i w jednej chwili zostaje rozszarpane na części.
Tymczasem zawiadomiono króla, podobnie jak Gilberta, że przybywa pan Lafayette.
Ludwik XVI podpisał właśnie wobec Mouniera dekret Praw człowieka, a młodej Chambry wręczył rozkaz dotyczący sprowadzenia zboża.
Zaopatrzeni w ten dekret i rozkaz, które miały jak przypuszczano uspokoić umysły, Maillard wraz z Chambry i tysiącem kobiet ruszył w drogę powrotną do Paryża.
Wychodząc z miasta, spotkano Lafayettea, który ponaglany przez Gilberta pędził galopem., prowadząc Gwardię Narodową.
Niech żyje król! krzyknął Maillard, podniósłszy w górę dekret. Okrzyk ten podchwyciły kobiety.
Cóż mi pan opowiadał o niebezpieczeństwie grożącym Jego Królewskiej Mości? zapytał Lafayette zdziwiony, Śpiesz się pan, śpiesz, generale! zawołał Gilbert, nie przestając go ponaglać. Sam się pan przekona.
Lafayette śpieszy co żywo.
Gwardia Narodowa bijąc w bębny wkracza do Wersalu.
Przy pierwszym uderzeniu, którego odgłos dociera do Wersalu, król czuje, że ktoś lekko dotyka jego ramienia.
Odwraca się i widzi Andreę.
A, pani de Charny! rzekł. Co robi królowa?
Najjaśniejszy Panie, królowa błaga, żeby nie czekać na przyjście paryżan. Na czele swojej gwardii i żołnierzy flandryjskiego pułku Wasza Królewska Mość przedostanie się wszędzie.
Czy i pan jest tego zdania, hrabio de Charny? zapytał król.
Tak, Najjaśniejszy Panie, o ile zarazem Wasza Królewska Mość przekroczy granicę, w przeciwnym razie
W przeciwnym razie?.
Lepiej pozostać. Król skinął głową.
Zostaje nie dlatego, że ma odwagę pozostać, ale że brak mu siły, aby wyjechać. Szepcze po cichu:
Król ma uciekać! Król zbiegiem! A zwróciwszy się do Andrei, mówi:
Proszę powiedzieć królowej, żeby pojechała sama. Andrea wyszła, aby zanieść odpowiedź. Po upływie pięciu minut zjawiła się królowa i stanęła obok króla.
Po co przyszłaś tu, pani? zapytał Ludwik XVI.
Aby umrzeć wraz z tobą, Najjaśniejszy Panie odparła królowa.
Ach! szepnął Charny. Jakie to piękne. Królowa usłyszawszy to, zadrżała.
Naprawdę myślę, że lepiej mi już umrzeć, niż żyć rzekła spoglądając na niego.
W tej samej chwili miarowy krok Gwardii Narodowej rozległ się tuż pod oknami pałacu. Wpadł zdyszany Gilbert..
Najjaśniejszy Panie! rzekł do króla. Wasza Królewska Mość nie ma już teraz powodu do obaw. Pan Lafayette jest na dolę.
Król nie lubił pana Lafayettea to wszystko.
Z królową natomiast sprawa wyglądała inaczej. Nienawidziła ona szczerze Lafayettea i nie taiła swej nienawiści.
Toteż Gilbert, który uważał tę wiadomość za jedną z najpomyślniej szych, jakie w danej chwili mógł oznajmić, nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Nie dał się jednak onieśmielić królewskim milczeniem.
Czy Wasza Królewska Mość słyszy? rzekł stanowczym tonem.
Pan de Lafayette jest na dole i czeka na rozkazy.
Królowa w dalszym ciągu milczała. Król przemógł się wreszcie.
Proszę mu podziękować i zaprosić go w moim imieniu na górę.
Jeden z oficerów skłonił się i wyszedł.
Królowa cofnęła się o parę kroków, ale król zatrzymał ją gestem niemal rozkazującym.
Dworzanie rozdzielili się na dwie grupy.
Charny i Gilbert pozostali przy królu. Inni cofnęli się i stanęli za królową.
Usłyszano kroki i w drzwiach ukazał się pan de Lafayetta.
Wśród milczenia, jakie zapadło na jego widok, w grupie królowej ktoś powiedział dwa słowa:
Oto Cromwell.
Lafayette uśmiechnął się i rzekł:
Cromwell nie przyszedłby sam do Karola I
|
WÄ
tki
|