StaBa w swej czerwonej sukience z kolczykami prawie do sutków i mówiBa, |e JA musz by odpowiedzialna

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jak gdyby to nie ONA byBa dorosBa! - A mo|e mam co[ wa|nego do roboty? Pomy[laBa[ o tym? GBos jej zmikB, brzmiaBa w nim pro[ba: - Nora... kochanie... Tylko ten raz. Tak dawno nigdzie nie wychodziBam. Teraz ju| trudniej byBo si przeciwstawi. - O której si umówiBa[? - spytaBam. - Zabierze mnie o wpóB do dziewitej. ByBa dopiero za pitna[cie siódma. I tak miaBam sporo czasu dla siebie. - W porzdku. Mama pogrzebaBa w torebce i wyBowiBa zgnieciony dwudziestokoronowy banknot i po chwili dziesitk. DBugo szukaBa, zanim zebraBa jeszcze siedem koron. - I bdz tak miBa, kup mi papierosy. - Mog dosta co[ na sBodycze? - To wszystko, co mam. Ismet zauwa|yB to natychmiast. - Co to jest? Co[ ty zrobiBa ze swoj Badn buzi? -zawoBaB, jak tylko weszBam do sklepu.  108  Jaka[ starsza pani, wBa[nie wkBadajca zakupy do koszyka, zaczBa si na mnie gapi. - Nic, co by mogBo obchodzi ciebie! - odpowiedziaBam Ismetowi. Wcale si nie rozzBo[ciB, roze[miaB si tylko. - Ojojojoj... Wobec tego, czego panienka sobie dzi[ |yczy? - Papierosy - odpowiedziaBam. Ismet wyjB paczk |óBtych blendów i spytaB: - To dla mamy? Na tak gBupie pytanie nie miaBam wcale ochoty odpowiada. PodaBam mu pienidze i wBo|yBam papierosy do kieszeni. Starsza pani ze swoim koszykiem staBa za mn. Wychodzc, usByszaBam, |e mówi: - Sprzedawa dzieciom papierosy... ale tego wBa[nie mo|na si spodziewa w takich sklepach. TAKICH oznaczaBo sklepy prowadzone przez cudzoziemców. Niektórzy ludzie s naprawd gBupi. Stali w tym samym miejscu, co zwykle. Kiedy tylko Tobbe i Emil zobaczyli Cookie, zaczli chrumka jak prosita. Wida wydawaBo im si to szalenie zabawne. UdawaBam, |e nie robi to na mnie |adnego wra|enia. PodeszBam tylko zwyczajnie, jak gdybym zwykle tak robiBa. Jak gdybym byBa jedn z nich. - Cze[ - powiedziaBam. Odpowiedzieli mi, w ka|dym razie prawie wszyscy. Fanny wycignBa z kieszeni paczk marlboro i otworzyBa j, ale okazaBa si pusta. - Cholera jasna! - odezwaBa si. - Czy kto[ ma fajki?  109  Kilkoro zaczBo przeszukiwa kieszenie, nikt jednak nie miaB papierosów. - Psiakrew! - mruknBa Fanny. - Ja mam - powiedziaBam. -Ty? WytrzeszczyBa na mnie oczy, jak gdybym powiedziaBa, |e wBa[nie wygraBam bieg olimpijski na sto metrów. WycignBam paczk papierosów i zaczBam zrywa z niej celofan. SzBo mi to niezdarnie, bo nie miaBam wprawy - {óBte blendy - odezwaBa si Fanny i teraz byBam ju| tylko t, która wygraBa dzielnicowe mistrzostwa szkoBy. OtworzyBam paczk i próbowaBam wytrzsn papierosa, takim jednym, zrcznym ruchem, ale byBy ciasno upakowane. PodaBam wic paczk Fanny. - Wez sobie sama - powiedziaBam, starajc si, aby to zabrzmiaBo nonszalancko. Fanny wycignBa jednego papierosa, zapaliBa, sztachnBa si i podaBa go mnie. MusiaBam wic to zrobi. WcignBam ostro|nie dym w usta i spróbowaBam przytrzyma go, nie kaszlc. MiaB obrzydliwy smak. PosBaBam papierosa dalej do Sabiny. Pdzc przez park, usByszaBam, |e zegar na wierzy Sofiakyrkan wybiB dziewi razy. BiegBam tak szybko, |e musiaBam cign za sob Cookie. ByBam z nimi przez caBy wieczór. PoczstowaBam ich papierosami i paliBam te| sama
WÄ…tki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. SkĹ‚adam siÄ™ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ… gĂłwnianego szaleĹ„stwa.