ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Co jeszcze policja może zrobić? zapytał Mel. Proszę powiedzieć konkretnie.
W zasadzie mogę już tylko udzielić państwu wskazówek, w jaki sposób prowadzić poszukiwania.
Mianowicie?
Proszę zadzwonić do wszystkich miejscowych linii lotniczych i sprawdzić, czy Victor Cressy wraz z dziećmi nie korzystał ostatnio z ich usług. Może figuruje w jakimś spisie pasażerów? Zadzwoniłbym też na lotniska w Tampie i Miami. Uprzedzam, że będzie z tym mnóstwo zachodu: wiadomo, ile jest tych linii, a codzienna liczba lotów sięga setek. Uciekinier miał w czym wybierać, jeśli oczywiście zdecydował się na samolot. Należy przypuszczać, że tak, tyle że pewnie posłużył się innym nazwiskiem, a bilety kupił za gotówkę. Ja na jego miejscu tak bym właśnie zrobił. Może pani także skontaktować się z jego bankiem. Istnieje pewne, aczkolwiek dość niewielkie prawdopodobieństwo, że dokonał transferu pieniędzy. Wątpię jednak, czy udzielą pani informacji... Proszę też zadzwonić do jego firmy: mógł otrzymać przeniesienie. Poza tym proszę dzwonić wszędzie, gdzie się da: do swego prawnika, do wszystkich krewnych i znajomych pani byłego męża. Warto też rozesłać fotografie do wszystkich życzliwych osób zamieszkałych poza granicami naszego stanu. Może pani wynająć prywatnego detektywa, tyle że to sprawa dość kosztowna, a wyniki niewspółmierne zazwyczaj do kosztów, chyba że będzie go pani bez przerwy popędzać, podsuwając ciągle nowe tropy. Radzę sobie przypomnieć, czy były małżonek nie wspominał o jakichś ulubionych miejscach, gdzie chciałby na przykład zamieszkać? Co lubi robić w wolnym czasie? Może interesuje się jakąś konkretną dziedziną sportu? Zakończywszy rundę po pokoju, porucznik oparł się o biurko. Mówię o tym dlatego, że właśnie niedawno mieliśmy taką sprawę. Rozwiedziony ojciec uprowadził córkę, chyba sześcioletnią. Matka zrobiła
218
wszystko, co możliwe: prawnicy, detektywi plus grupa ochotników przez rok szukali go po całym kraju. Bez skutku. I nagle jest! Wykryto go w Kolorado. Żona wiedziała, że lubi jeździć na nartach. Ale wie pani, kto go odnalazł i jak? Nie detektywi ani prawnicy, ani nawet żona, tylko pewien znajomy tej pani, zamieszkały, proszę sobie wyobrazić, w Republice Południowej Afryki! Przyjechał akurat do Aspen na narty i spostrzegł faceta na stoku. Stał sobie w kolejce do wyciągu.
Victor nie lubi nart wymamrotała Donna. Zaczęło jej znów szumieć w uszach.
Nie chodzi konkretnie o narty...
Rozumiemy, poruczniku uciął Mel.
Cóż, bardzo mi przykro, że nie mogę służyć państwu bardziej skuteczną pomocą oświadczył porucznik Robinson, wracając na swoje miejsce.
Nam również Mel podniósł się z krzesła i pomógł wstać Donnie.
Czuła się bardzo dziwnie. Szum w uszach stawał się coraz głośniejszy, coraz bardziej natarczywy. Zdołała postąpić ledwie parę kroków, gdy nagle ugięły się pod nią kolana i tylko szybka interwencja Mela uratowała ją przed upadkiem. Ten szum... Potem straciła przytomność i wreszcie przestała go słyszeć.
Leonora Cressy miała oczy Victora i jego pełne usta, lecz poza tym nie łączyło jej z synem żadne podobieństwo. Była osobą niskiego wzrostu, miała jasną cerę i włosy pewnie farbowane podczas gdy Victor był klasycznym okazem wysokiego, smagłego bruneta, no, może nie tak zupełnie klasycznym ze względu na barwę oczu. Wydawała się dosyć krępa, lecz nieźle maskował to strój, gustowny i bardzo staranny. Jej makijaż również wykonany był wręcz artystycznie. Wiedząc, że pani Cressy zbliża się do siedemdziesiątki, Donna nie mogła wyjść z podziwu. Matka Victora wyglądała przynajmniej o dziesięć lat młodziej i mimo zmęczonych oczu była wciąż jeszcze kobietą bardzo atrakcyjną. Zapytana o syna, odrzekła krótko i szczerze:
219
Nie widziałam go od ośmiu lat.
Donnie po tych słowach zrobiło się słabo. Przez ostatnie pięć dni przeżyła już wiele takich rozczarowań, lecz zamiast się z nimi oswoić, znosiła je coraz gorzej. Idąc za radą porucznika, oboje z Melem obdzwonili już wszystkich znajomych Victora, których mogła sobie przypomnieć. Ani jedna z tych osób nie była w stanie podsunąć im żadnej wskazówki co do miejsca jego pobytu. Victor nie tylko z nikim nie rozmawiał o swoich planach, lecz ukrywał je tak przemyślnie, że gdy nagle zniknął, nawet jego szefowie byli tym kompletnie zaskoczeni. Przedstawiciele linii lotniczych nie chcieli początkowo udzielać żadnych w ogóle informacji, dopiero po interwencji policji, która nakazała im sprawdzić listy pasażerów, niechętnie wyrazili zgodę. Cóż, kiedy wszyscy udzielili takiej samej odpowiedzi: żaden Victor Cressy nie figuruje w rejestrach sobotnich lotów z Palm Beach, Miami i Tampy. Fakt, że podróżował z dziećmi, nie miał większego znaczenia. Zbyt wielu było takich pasażerów, by ktokolwiek mógł ich zapamiętać
|
WÄ
tki
|