ďťż

Różnił się pod tym względem także od Picassa, który był jednym z artystów gotowych chwytać ducha czasu...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Jego nieugięta postawa, jego uparta odmowa zaakceptowania czegokolwiek, co byłoby odstępstwem od ideowych założeń, czynią z niego postać nieco staroświecką, z punktu widzenia kultury masowej. Artysta nowoczesny, to taki, który potrafi prowadzić grę ze światem, a w razie potrzeby stać się zabawką w jego rękach. Z pewnością istnieje tu wysokie ryzyko, jakie dostrzegali dwaj wielcy teoretycy sztuki nowoczesnej, Horkheimer i Adorno: „Intelektualiści i artyści podpisywali niegdyś swoje listy jak Kant i Hume, słowami „sługa uniżony”, podminowując jednocześnie fundamenty tronu i ołtarza. Dziś nazywają po imieniu pierwszych ministrów i poddają się w każdym artystycznym impulsie ocenom swych niedouczonych pracodawców”. W swym beznadziejnym pesymizmie przedstawiciele szkoły frankfurckiej nie brali pod uwagę możliwości ucieczki, do jakiej dochodziło nader często, jak to już wówczas demonstrowali liczni artyści skłonni podjąć „grę” ze światem, ale także gotowi popełnić oszustwo, aby wygrać rozdanie, zachowując swoje prawo do tytułu twórców. Modigliani był człowiekiem, który unikał nawet pokusy kompromisu, przedkładając przekleństwo nędzy i chorób ponad wymierne korzyści wynikające z tego, co uważał za ustępstwo. Gdy mówimy, że ucieleśniał romantyczny ideał artysty, odwołujemy się z pewnością do zewnętrznych, tragicznych okoliczności jego życia, do owego posępnego cienia, który zawisł nad nim już we wczesnych latach młodzieńczych, do niezłomnego twórczego zapału i zdumiewającego uporu, z jakim potrafił go podtrzymać. Ale jest to tylko powierzchowny aspekt problemu. Pod tą skorupą kryje się niejasna dwuznaczność jego stosunku do świata, który pozwalał mu nieumiarkowanie korzystać ze wszystkiego, co obiecuje życie, a mimo to pogrążać się w to wszystko, czego ono odmawia; przenikała go obsesyjna świadomość istnienia celu, który on sam uważał prawdopodobnie za nieosiągalny, toteż włączał go do towarzyszącego mu codziennie poczucia klęski; był świadom tego, że utracił ojczyznę, ale do ostatniego tchnienia powtarzał, że chce ją odzyskać. Także z tego powodu, a nie tylko z racji dźwigania wstydliwego spadku żydowskiej tradycji, to, co malował, pełne jest melancholii, pomimo całej zmysłowości i piękna. Niewielu artystów umiało stopić tak jak on rozkosz i ból, joie de vivre i szczere odczucie tego, co jest męką życia, wręcz gorączkowe poczucie czasu, który należało wykorzystać, połączone ze świadomością bliskiego końca. Modigliani przełamywał, a w pewnych przypadkach deptał mieszczańskie konwencje moralne, ale w wykonywaniu swego rzemiosła, które było dla niego jednoznaczne z celem życia, okazywał tak nieprzejednanie rygorystyczną siłę moralną, że jakiekolwiek próby analizy tego zjawiska skazane są na porażkę; także dlatego, że owa bezkompromisowość odwołuje się do psychologicznych motywacji na tyle głębokich, że niemal udaremniają one wszelkie wysiłki jej racjonalnego wyjaśnienia. Żadna z biografii malarza, nawet ta, której próbę podjęła jego córka Giovanna, nie odsłania całkowicie osobowości Amedea. Dotykamy tu najtajniejszego aspektu jego romantycznej postawy, jakim jest nieprzenikalność jego motywacji. Trudno jest o nim pisać, ponieważ tak wiele jest luk w jego życiorysie i tak niepewna prawdziwość wielu anegdot i epizodów. Prawdziwa trudność tkwi jednak w jego absolutnej powściągliwości, która doszła do takiego punktu, że ani jedna z tylu osób, które go znały i z nim obcowały, nie mogła powiedzieć, że wysłuchała z jego strony jakiegoś istotnego zwierzenia, że odsłonił przed nią rąbka jakiejś tajemnicy, że objawił pragnienia, które nie byłyby tylko banalnymi potrzebami codziennego życia. Nawet Zborowski, nawet włoscy przyjaciele i koledzy, z którymi spotykał się w momentach największej nostalgii za rodzinną ziemią, ani przyjaciele z Livorno, z którymi rozstał się w chwili wyjazdu do Paryża, i z którymi nie nawiązał już duchowego kontaktu. Być może zdołałby go poznać oddany mu, mądry dziadek Isaak, gdyby żył dłużej. Takie próby mogłaby podjąć jego matka Eugenia, gdyby okoliczności pozwoliły jej na to. Ale żaden z pozostałych znajomych, żadna z wielu kobiet, kochanek na jedną noc, które wybierały go dla jego urody i wesołości, jaką tryskał w najlepszych chwilach swego życia. Prawdopodobnie jedynym wyjątkiem była Jeanne, która jednak wiele lat temu, o świcie pod koniec stycznia, zabrała ze sobą jego tajemnicę. Jedną ze spraw, które po śmierci Amedea musiał załatwić jego brat Emanuele, było zajęcie się Giovanną, która została zupełną sierotą
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.