ďťż

- Rozejrzała się dookoła...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
- Ładnie mieszkasz, Malory. To wnętrze pasuje do ciebie. Czując, że zachowała się jak niegrzeczny dzieciak, Malory odetchnęła głęboko. - Zostań jeszcze i napij się wina. Na twarzy Roweny pojawił się wyraz zaskoczenia. - To bardzo uprzejme z twojej strony. Chętnie zostanę. Dawno już nie przebywałam w towarzystwie kobiet i bardzo mi tego brakuje. Po chwili początkowej niezręczności okazało się, że gościć u siebie kobietę, która żyła od tysięcy lat, i popijać z nią wino, wcale nie jest czymś nadzwyczajnym. A kiedy razem dobrały się do czekoladowych trufli, stało się jasne, że kobiety - obojętnie, boginie czy śmiertelne - naprawdę wszystkie są takie same. - Rzadko zaprzątam sobie tym głowę - mówiła Rowena, podczas gdy Zoe upinała jej bujne loki w elegancki kok. - Nie mam tak zręcznych rąk jak ty, więc najczęściej noszę rozpuszczone włosy. Od czasu do czasu przycinam, ale zawsze potem tego żałuję. - Nie każdy z rozpuszczonymi włosami będzie wyglądał po królewsku, jak ty. Przez chwilę Rowena studiowała swoje odbicie w ręcznym lusterku, podczas gdy Zoe układała jej fryzurę, potem przechyliła lusterko, żeby przypatrzyć się stylistce. - Chciałabym mieć twoje włosy. Są takie olśniewające. - A nie możesz? Mam na myśli... skoro chcesz wyglądać w jakiś określony sposób, możesz po prostu... - Zoe strzeliła palcami, na co Rowena roześmiała się perliście. - To nie należy do moich talentów. - A co z Pitteem? - Dana poprawiła się na tapczanie. - Jakie są jego talenty? - Jest wojownikiem, pełnym dumy, arogancji i woli. - Rowena opuściła lusterko. - Zoe, jesteś artystką. - Och, lubię zajmować się włosami. - Zoe obeszła Rowenę dookoła i wysunęła kilka loków wokół jej twarzy. - Wspaniale się prezentujesz, zupełnie jakbyś wybierała się na jakieś ważne posiedzenie rady nadzorczej albo galę wręczania Oskarów. Seksowna, kobieca, a jednocześnie władcza. Chociaż ty zawsze tak wyglądasz, bez względu na uczesanie. - Przepraszam, ale muszę zadać pytanie, które mnie szczególnie nurtuje - odezwała się Dana. - Jak to jest być z tym samym facetem, cóż, praktycznie na wieki? - Jest jedynym mężczyzną, którego pragnę. - Dobra, dobra, nie ściemniaj. Przez ostatnie dwa tysiące lat na pewno kilkaset razy fantazjowałaś na temat innych mężczyzn. - Oczywiście. - Rowena odłożyła lusterko, a jej wargi ułożyły się w pełen zadumy uśmiech. - Był kiedyś taki młody kelner w Rzymie. Jaką on miał twarz, jakie ciało. Czarne oczy, w których cały świat zdawał się tonąć. Podawał mi kawę i bułeczki. Nazywał mnie bella donna, i uśmiechał się przy tym znacząco. Jedząc bułkę, wyobrażałam sobie, że wgryzam się w jego apetyczną dolną wargę. Zacisnęła usta, a potem wybuchnęła śmiechem. - Poprosiłam go, żeby mi pozował, i pozwoliłam się uwodzić bez opamiętania. A kiedy skończyłam portret, wyprosiłam młodzieńca z pracowni, oderwałam Pittea od tego, czym się akurat zajmował, i posiadłam go. - Nigdy nie oszukiwałaś. - Kocham mojego mężczyznę. Jesteśmy połączeni, ciałem, duszą, sercem. To magia, potężniejsza niż jakiekolwiek zaklęcie, silniejsza nad wszelkie klątwy. - Przykryła dłonią dłoń Zoe. - Kochałaś chłopca, a on obdarzył cię synem, więc nigdy nie przestaniesz go kochać, choć okazał się słaby i zawiódł cię. - Simon jest całym moim światem. - A ty uczyniłaś ten świat promiennym i pełnym miłości. Zazdroszczę ci twojego dziecka. Ty - Rowena podniosła się i przesunęła palcami po włosach Dany - ty kochałaś kogoś, kto przestał być chłopcem, a jeszcze nie całkiem stał się mężczyzną. Dlatego nigdy mu nie wybaczyłaś. - Dlaczego miałabym wybaczyć? - To właśnie jest pytanie - mruknęła Rowena. - A co ze mną? - zapytała Malory. Rowena przysiadła na oparciu kanapy i dotknęła jej ramienia. - Ty kochasz mężczyznę. Tak głęboko i z taką siłą, że to każe ci powątpiewać o swoim sercu. Dlatego mu nie ufasz. - Jak mam mu ufać, skoro to nie ma sensu? - Jak długo musisz pytać, tak długo nie uzyskasz odpowiedzi. -Pochyliła się, dotykając wargami czoła Malory. - Dziękuję za ugoszczenie mnie w swoim domu, za czarujące towarzystwo. Weź to. Wyciągnęła rękę i podała Malory bladoniebieski kamyk, spoczywający w zagłębieniu dłoni. - Co to jest? - Talizman. Połóż go pod poduszkę dzisiejszej nocy, a będziesz znakomicie spała. Muszę już iść. - Uśmiechnęła się lekko, poprawiając dłonią włosy i skierowała w stronę oszklonych drzwi. - Ciekawa jestem, co Pitte powie na nowe uczesanie. Dobranoc. -Otworzyła drzwi i wyśliznęła się w noc. Zoe odczekała trzy sekundy, po czym podbiegła do wejścia. Osłaniając twarz rękami, przycisnęła ją do szyby. - Pudło. Myślałam, że się rozwieje albo coś w tym rodzaju, tymczasem ona zwyczajnie idzie. Jak całkiem normalna osoba. - Wygląda też całkiem normalnie. - Dana sięgnęła po popcorn. - Wcale nie jak bogini, która dźwiga na karku kilka tysięcy lat. - Ale jest smutna. - Malory obracała w ręku niebieski kamyk. - Na zewnątrz wyrafinowana, pełna ironicznego rozbawienia, ale pod tą powłoką kryje się straszliwy smutek. Kiedy mówiła, że zazdrości Zoe Simona, naprawdę tak myślała. - To zabawne. - Zoe odeszła od drzwi, wybrała szczotkę, grzebień, spinki i stanęła za oparciem sofy. - Mieszka w ogromnym domu, pałacu prawie, otoczona samymi wspaniałościami. - Zaczęła rozczesywać włosy Dany. - Jest piękna. Jest mądra, jak mi się wydaje. Jest bogata. Ma mężczyznę, którego kocha, wiele podróżowała i potrafi malować wspaniałe obrazy. - Podzieliła włosy Dany na pasma i zaczęła splatać warkocz. - A zazdrości komuś takiemu jak ja, ponieważ mam dziecko. Jak sądzicie, czy ona nie może mieć dzieci? To zbyt osobiste, więc nie chciałam pytać. Ale zastanawiam się, dlaczego nie może
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.