ďťż

Rodzice musieli umrzeć, abym ja mógł żyć, kiedy rodzice umarli, ja odżyłem...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
W końcu jednak to muzyka naprawdę przywróciła mnie do życia, powiedział wczoraj. Nie chciałem jednak ani, rzecz jasna, nie mogłem być artystą twórcą ani też artystą odtwórcą, powiedział, w każdym razie nie tworzącym ani nie odtwarzającym artystą muzykiem, tylko artystą krytycznym. Jestem artystą krytykiem, powiedział, przez całe życie byłem artystą krytykiem. Już w dzieciństwie byłem artystą krytykiem, powiedział, okoliczności mojego dzieciństwa w całkiem naturalny sposób zrobiły ze mnie artystę krytyka. Uważam się całkowicie za artystę, właśnie za owego artystę krytyka i jako artysta krytyk jestem naturalnie również artystą tworzącym, to całkiem jasne, a zatem odtwarzający i tworzący artysta krytyk, powiedział. Do tego jeszcze tworzący i odtwarzający artysta krytyk „Timesa”, powiedział. Uważam moje krótkie artykuły do „Timesa” za teksty w pełni artystyczne, sądzę też, że jako autor tych tekstów artystycznych zawsze jestem malarzem, muzykiem i pisarzem w jednej osobie. To dla mnie szczyt rozkoszy wiedzieć, że jako autor tych tekstów artystycznych do „Timesa” jestem malarzem, muzykiem i pisarzem w jednej osobie, to moja szczytowa rozkosz. Nie jestem zatem, powinien pan wiedzieć, tak jak malarze, wyłącznie malarzem, i nie jestem, tak jak muzycy, wyłącznie muzykiem, i nie jestem, tak jak pisarze, pisarzem wyłącznie, jestem malarzem, muzykiem, pisarzem w jednej osobie. Odczuwam to mimo wszystko jako szczyt szczęścia, powiedział, być artystą we wszystkich sztukach, a przecież tylko w jednej. Niewykluczone, powiedział, że artysta krytyk to ten, co we wszystkich sztukach uprawia swoją jedną i jest tego świadomy, w pełni świadomy. Świadomy tego, jestem szczęśliwy. W tym sensie już od ponad trzydziestu lat jestem szczęśliwy, powiedział, chociaż z natury jestem człowiekiem nieszczęśliwym. Człowiek myślący jest z natury nieszczęśliwym człowiekiem, powiedział wczoraj. Jednakże nawet ten nieszczęśliwy człowiek może być człowiekiem szczęśliwym, powiedział, wciąż na nowo w najprawdziwszym sensie tego słowa i tego pojęcia, dla zabicia czasu. Dzieciństwo to mroczny loch, do którego wtrącili nas rodzice i z którego musimy się wydostać, zdani tylko na własne siły. Ludziom w większości nie udaje się już jednak z tego lochu, z własnego dzieciństwa, wydostać, pozostaną w tym lochu na całe życie, nie wydostaną się już z niego i są zgorzkniali. Dlatego ludzie w większości, nie mogąc wydostać się z tego lochu dzieciństwa, są zgorzkniali. Żeby wydostać się z tego lochu, potrzeba nadludzkich wysiłków. A jeśli odpowiednio wcześnie nie wydostaniemy się z tego lochu dzieciństwa, w ogóle z tego lochu nigdy już się nie wydostaniemy. Rodzice musieli umrzeć, żebym z tego mrocznego lochu dzieciństwa mógł się wydostać, powiedział, musieli raz na zawsze umrzeć, naprawdę na zawsze, wie pan, żebym mógł wrócić z lochu dzieciństwa. Rodzice najchętniej zaraz po moim narodzeniu zamknęliby mnie wraz ze swoją biżuterią i papierami wartościowymi w szafie pancernej, powiedział. Miałem zgorzkniałych rodziców, powiedział, którzy przez całe życie chorowali na zgorzknienie. Na każdym z portretów rodziców w moim posiadaniu, kiedy tylko na nich spojrzę, widzę ich zgorzknienie. Teraz są niemal tylko dzieci zgorzkniałych rodziców, dlatego rodzice wyglądają na takich zgorzkniałych. Wszystkie te twarze naznaczone są zgorzkniałością i rozczarowaniem, nie sposób niemal znaleźć inną, może pan całymi godzinami chodzić po Wiedniu, przykładowo, a zobaczy pan jedynie zgorzkniałość i rozczarowanie, a nie lepiej jest na wsi, również wiejskie twarze pełne są zgorzkniałości i rozczarowania. Moi rodzice mnie wyprodukowali, a jak zobaczyli, co takiego wyprodukowali, przestraszyli się i mieli ochotę powiedzieć, że to się wcale nie zdarzyło. A ponieważ nie mogli mnie zamknąć w szafie pancernej, wtrącili mnie w mroczny loch dzieciństwa, z którego już się za ich życia nie wydostałem. Rodzice w najbardziej nieodpowiedzialny sposób produkują dzieci, a kiedy zobaczą, co wyprodukowali, są przestraszeni, przecież zawsze, kiedy urodzą się dzieci, widzimy tylko przestraszonych rodziców. Wyprodukować dziecko, dać życie, jak się to obłudnie nazywa, to nic innego niż wydać na świat i wprowadzić w świat przytłaczające nieszczęście, a tym przytłaczającym nieszczęściem wszyscy są wtedy wystraszeni. Natura zawsze przecież potrafiła zrobić z rodziców wariatów i zrobić tym wariatom nieszczęśliwe dzieci w mrocznych lochach dzieciństwa. Ludzie mówią, wcale się tym nie krępując, że mieli szczęśliwe dzieciństwo, tymczasem dzieciństwo mieli nieszczęśliwe i tylko nadludzkim wysiłkiem mu umknęli; właśnie z tego powodu mówią, że mieli szczęśliwe dzieciństwo, ponieważ umknęli dziecięcemu piekłu. Umknąć dzieciństwu nie znaczy przecież nic innego niż umknąć piekłu, a potem mówi się, że ten czy ów miał szczęśliwe dzieciństwo, oszczędzając tym tych, co go wyprodukowali, czyli rodziców, których nie ma co oszczędzać, powiedział. Powiedzieć, że się miało szczęśliwe dzieciństwo, a tym samym oszczędzić rodziców, to przecież nic innego niż społeczno polityczna niegodziwość, powiedział. Oszczędzamy rodziców zamiast ich przez całe życie oskarżać o zbrodnię wyprodukowania człowieka, powiedział wczoraj. Przez trzydzieści pięć lat zamknięty byłem w lochu dzieciństwa, powiedział. Przez trzydzieści pięć lat uciskali mnie wszelkimi możliwymi środkami, dręczyli swymi przeraźliwymi metodami. Wobec rodziców nie muszę okazywać najmniejszej wyrozumiałości, nie zasługują na najmniejszą wyrozumiałość, powiedział. Dopuścili się wobec mnie dwóch zbrodni, dwóch najcięższych zbrodni, powiedział, spłodzili mnie i uciskali, nie pytając mnie, spłodzili mnie, a jak mnie spłodzili i wrzucili w świat, uciskali mnie, dopuścili się wobec mnie przestępstwa spłodzenia oraz przestępstwa uciskania. I wtrącili mnie z największą rodzicielską bezwzględnością w mroczny loch dzieciństwa
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.