ďťż

Radosne wiwaty żołnierzy były odpowiedzią na te słowa...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Herod tymczasem, stanąwszy tuż obok mnie i trzymając moją dłoń w swojej, zaczął mówić już całkiem poważnie. Nie chcąc zaś, żeby go rozumieli żołnierze, posłużył się językiem fenickim, który, jak wiedział, znałem dzięki swoim studiom nad historią Kartaginy. Mówił szybko, nie dopuszczając mnie do słowa. - Słuchaj, Klaudiuszu. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co czujesz. Wiem, że wcale nie pragniesz zostać cesarzem, ale nie bądź szalony. Ze względu na nas wszystkich, ze względu na własne życie bierz, co ci bogowie dobrowolnie dają. Domyślam się twoich planów. Ubrdałeś sobie, że jak tylko żołnierze odejdą, oddasz władzę senatowi. To szaleństwo! Dasz w ten sposób hasło do nowej wojny domowej. Senat jest stadem baranów, ale wśród nich znajdują się trzy czy cztery wilki. Z chwilą kiedy złożysz władzę, wilki zaczną się o nią żreć między sobą. Pierwszy Azjatyk, nie mówiąc już o Winicjuszu. Obydwaj brali udział w spisku, więc obawa przed karą może ich pchnąć do rozpaczliwych kroków. Winicjusz, żonaty z twą bratanka Lesbią, uważa się już za Cezara. Odwołał żonę z wygnania i we dwoje będą stanowili pokaźną siłę. Ale jeśli nie Azjatyk i nie Winicjusz, to znajdzie się ktoś inny, może Winicjan. Ty jeden jesteś cesarzem, jakiego potrzebuje Rzym, i masz za sobą poparcie armii. Wzdragając się ze względu na bezsensowne przesądy przed przyjęciem tej odpowiedzialności, ściągniesz nieszczęście na całe państwo. To wszystko, co miałem ci do powiedzenia. Rozważ sobie moje słowa i głowa do góry! - Następnie zwracając się do żołnierzy zawołał: - I wam winszuję, Rzymianie! Nie mogliście zrobić lepszego wyboru. Wasz nowy cesarz jest odważny, szlachetny, uczony i sprawiedliwy. Możecie mu zaufać tak, jak ufaliście jego sławnemu bratu Germanikowi. Nie pozwólcie się tumanić senatowi ani żadnemu z waszych pułkowników. Bądźcie z cesarzem Klaudiuszem, a cesarz będzie z wami. Najbezpieczniejszym dlań miejscem jest w tej chwili wasz obóz. Radziłem właśnie cesarzowi, żeby odpłacił wam godnie za waszą lojalność. Z tymi słowy Herod zniknął, a my tęgim kłusem ruszyliśmy w stronę obozu. Kiedy tylko któryś z dźwigających lektykę okazywał zmęczenie, zastępował go inny. Przodem biegli z wielką wrzawą Niemcy. Siedziałem odrętwiały. Odzyskałem już wprawdzie panowanie nad sobą, lecz nigdy w życiu nie czułem się tak nieszczęśliwy. Ledwie Herod zniknął mi z oczu, znów ogarnęło mnie poczucie beznadziejności. Kiedy dotarliśmy na ulicę Świętą, u podnóża Palatynu, nadbiegli wysłannicy senatu, aby nas powstrzymać i zaprotestować przeciw nieprawnemu objęciu władzy cesarskiej. Wysłannikami tymi byli dwaj trybuni ludu. Urząd ten, datujący się z czasów republikańskich i mający za zadanie bronić praw ludu przeciw tyrańskim roszczeniom możnowładztwa, obecnie stał się przeżytkiem. Osoby trybunów były nietykalne i chociaż nie posiadali oni władzy ustawodawczej, wymusili na nobilach prawo weta, dzięki któremu mogli powstrzymać każdą nie dogadzającą im uchwałę senatu. August i dwaj jego następcy przyjęli między innymi tytuły trybunów wraz z wszystkimi prerogatywami, tak że rzeczywiści trybunowie, choć wybierano ich w dalszym ciągu i pod kierownictwem cesarskim pełnili pewne funkcje, stracili swoje pierwotne znaczenie. Wysyłając tych właśnie urzędników do mnie, senat nie tylko chciał dać do zrozumienia, że ma za sobą cały Rzym, ale liczy też, że osobista nietykalność zabezpieczy wysłanników przed nieprzyjaznym wystąpieniem moich żołnierzy. Trybuni, których zresztą nie znałem osobiście, nie zdawali się wcale owiani duchem bohaterstwa. Nie odważyli się nawet powtórzyć mi tego, co im, jak się później dowiedziałem, polecono powiedzieć. Tytułowali mnie Cezarem, do czego nie będąc członkiem rodziny Julijskiej nie miałem prawa, i przemawiali nader pokornie. - Zechciej nam wybaczyć, Cezarze - mówili - ale senatorowie byliby ci bardzo zobowiązani, gdybyś raczył bezzwłocznie ukazać się na ich zgromadzeniu, pragną bowiem poznać twoje zamiary. Miałem ochotę uczynić zadość wezwaniu, ale gwardziści nie chcieli się zgodzić. Dla senatu mieli oni jedynie pogardę, a teraz, kiedy na własną rękę wybrali sobie cesarza, za żadną cenę nie chcieli go wypuścić i byli zdecydowani odeprzeć wszelkie próby senatu, czy to przywrócenia republiki, czy mianowania drugiego cesarza. Wnet też posypały się mało zachęcające okrzyki. - Szorujcie stąd czym prędzej! Słyszycie? Powiedzcie senatowi, żeby się troszczył o swoje sprawy, a my o swoje sami się zatroszczymy. Nie chcemy, żeby nam znów zamordowano cesarza. Wychyliłem się przez okno lektyki. - Prześlijcie, proszę, ode mnie senatowi wyrazy głębokiego poważania i oświadczcie, że w tej chwili nie mogę przyjąć miłego zaproszenia. Poprzednio już bowiem zaproszono mnie do obozu gwardii pałacowej. Tam właśnie niosą mnie, jak widzicie, sierżanci, kaprale i szeregowcy, z których gościnności zamierzam skorzystać. Obrazić tych oddanych mi żołnierzy nie chciałbym za cenę życia. Tak więc ruszyliśmy w dalszą drogę. - A to cwaniak z naszego nowego cesarza - śmiali się żołnierze. W obozie przywitano mnie z nie spotykanym dotychczas entuzjazmem. Dywizja gwardii składała się z dwunastu tysięcy piechoty, nie licząc oddziałów jazdy. Teraz już nie tylko kaprale i sierżanci, lecz kapitanowie i pułkownicy okrzyknęli mnie cesarzem
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.