ďťż

- Przecież to tylko dwie przecznice stąd...

Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
Caroline i Ermintruda popatrzyły na nią z oburzeniem. - Musimy zajechać powozem! - wykrzyknęła ciotka. - Po prostu nie wypada inaczej - dodała Caroline. Charity wzruszyła ramionami i umilkła. Wyjrzała przez okno. Powóz, którym jechały, dołączył do innych, które czekały przed domem lady Rotterham. Siedziały w nim jeszcze przez dwadzieścia minut, zanim znalazł się na początku kolejki. Charity nie nudziła się jednak, zajęta obserwowaniem pasażerek innych powozów, które wysiadały z nich i wchodziły po schodkach do domu. Na rękach, dekoltach i w uszach błyszczały drogie kamienie; atłasy, aksamity i koronki lśniły w sztucznym świetle. Gdy wreszcie wysiadły z powozu i weszły do środka, musiały znowu czekać u szczytu pięknie zakręconych schodów, aż goście przedefilują kolejno przed gospodynią oraz jej rodziną. Wreszcie znalazły się na galerii prowadzącej do sali balowej, minęły niewielki salon, w którym starsze damy oraz kilku dżentelmenów grało już w wista, by po chwili znaleźć się na miejscu. Sala balowa, przestronne, bogato zdobione pomieszczenie, oświetlone przez przynajmniej trzy kryształowe żyrandole, była pełna ludzi. Wiele osób stało lub siedziało pod ścianami, pośrodku sali tancerze wirowali w walcu. Charity wstrzymała oddech, zachwycona pięknem tej scenerii. Pomyślała, że to jest właśnie to, o czym marzyła. Szła posłusznie za matką i ciotką Ermintruda, starając się robić równie skromną minę jak Serena. Jej oczy jednak zdołały dokonać szybkiego przeglądu osób znajdujących się na sali. Nie udało jej się wypatrzeć lorda Durę'a. Oczy- 64 JAK GROM Z JASNEGO NIEBA wiście, mógł znajdować się w żółtej poczekalni, gdzie goście siedzą sobie spokojnie i rozmawiają w przyjemnym otoczeniu, albo w bufecie na dole. Mógł być zarówno tu, jak i tam, nie mogła jednak zostawić matki i udać się na poszukiwanie. Nagle coś, nie była pewna co - może głośne szepty wśród stojących przy wejściu osób, a może wrażenie, że ktoś na nią patrzy - nakazały Charity odwrócić głowę w stronę otwartych drzwi. Dech zaparło jej w piersi, serce waliło jak młotem. Do sali wszedł lord Durę i skierował się w jej stronę. Rozdział 4 Simon miał na sobie białą koszulę, czarny strój wieczorowy i białe rękawiczki, które były obowiązkowe przy takich okazjach. Wydał się Charity niezwykle przystojny. Była w nim jakś siła i żywotność, które wyróżniały go spośród innych mężczyzn na sali. Uśmiech, którym go obdarzyła, rozjaśnił jej twarz. Nie zauważyła nawet, że oczy wszystkich zebranych były zwrócone na nich; nawet tancerze zerkali w ich stronę. Simon obrzucił spojrzeniem postać Charity, w jego ciemnozielonych oczach pojawił się nagły błysk, ale przywitał się najpierw z jej matką, jak tego wymagał dobry ton, pochylając się nad jej ręką. Potem, oczywiście, z ciotką Ermintrudą, Sereną i Elspeth, a na samym końcu z Charity. - Panno Emerson. - Lordzie Durę - odpowiedziała lekko niepewnym głosem. - Wygląda pani prześlicznie. - Zlustrował ją spojrzeniem, które -jak przypuszczała - było zbyt śmiałe, mimo to sprawiło jej wielką przyjemność. - Dziękuję, milordzie. Pan również. To znaczy, chciałam powiedzieć... - Zawahała się. - A może nie powinnam tego mówić? - Ja się za to nie obrażam. - Uśmiechnął się. Gdy zoba- 66___________________JAK GROM Z JASNEGO NIEBA_____________________ *~—'-- - czył ją w sali balowej, jej wygląd zaskoczył go. Nie była już tą prostoduszną dziewczyną, którą poznał, lecz piękną, światową kobietą. Potem uśmiechnęła się i jakimś sposobem stała się w jednej osobie dojrzałą pięknością oraz pełną młodzieńczego wdzięku dziewczyną, tą samą, która go oczarowała. Jego oczy powędrowały w dół ku piersiom Charity, ob-ciśniętym ciasno suknią miękkim białym wzgórkom wychylającym się z dekoltu, i poczuł, że jego ciało zaczyna reagować w sposób zupełnie nieodpowiedni, jeśli idzie o czas i miejsce. Był ciekaw, czy Charity zdaje sobie sprawę, jak kusząco wygląda spowita w zwoje dziewiczej bieli, gdy tymczasem jej pełne, delikatne wargi i uroczo zaokrąglone piersi obiecują jak najbardziej „dorosłe" i zupełnie niedziewicze rozkosze. Pragnął stać obok niej i przyglądać jej się, a co dziwniejsze, złapał się na myśli, że wolałby, żeby miała na sobie inną suknię, która bardziej kryłaby jej wdzięki przed spojrzeniami obcych mężczyzn. - Czy zechce pani zatańczyć? - spytał oficjalnie. Gdy podchodził do niej, kończył się właśnie walc, a teraz pary znów gromadziły się na parkiecie
Wątki
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gĂłwnianego szaleństwa.