ďťż
Nie chcesz mnie, Ben. SkĹadam siÄ z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobinÄ
gĂłwnianego szaleĹstwa.
Wyszedł korytarzem w kierunku rufy (sterownia mieściła się z
przodu statku), a po chwili przyszedł Vano, aby objąć służbę w sterowni.
Wiedział już o wszystkim od Mitina, którego spotkał w korytarzu przed
wejściem do magazynu. Powiedziałem mu, że idę spać i aby natychmiast
nawiązał łączność z Ziemią, gdy antena będzie naprawiona.
Poszedłem w kierunku rufy. W korytarzu minęły mnie trzy Raki, udające
się z ładunkiem sprzętu w kierunku śluzy włazu, na przód statku. Minąłem
uchylone drzwi magazynu, skąd dochodził charakterystyczny szczęk
krzątających się automatów. Po chwili byłem już na miejscu. Spojrzałem na
zegarek - była 23.20, pamiętam dokładnie. Mitin na tapczanie spał z nosem
w książce. On ma bardzo twardy sen. Zabrałem książkę i wstawiłem na półkę.
Potem położyłem się również.
Obudził mnie narastający, piekielny hałas, jakby ktoś przesypywał góry
złomu żelaznego. W pierwszej chwili nie mogłem się zorientować, co to może
być. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mej świadomości, że hałas
dochodzi z korytarza. Otworzyłem drzwi i cofnąłem się odruchowo.
Moim oczom ukazał się niesamowity obraz: tłum robotów, tratując i
depcząc się wzajemnie, parł w kierunku włazu. Śluza była zamknięta. Coraz
to nowe Raki wychodziły z magazynu i z bezmyślnym uporem cisnęły się do
wyjścia. Zrozumiałem. Nie mogłem opanować wybuchu głośnego śmiechu. Mitro
dopiero teraz obudził się i nieprzytomnym, zaspanym wzrokiem patrzył w
głąb korytarza, a w jego oczach malowało się bezgraniczne przerażenie.
Siniałem się, bo wydawało mi się komiczne, że tak prosty rozkaz mógł
spowodować takie zamieszanie wśród robotów.
Wyszarpnąłem z kieszeni nadajnik i krzyknąłem: "Wszystkie roboty,
stop!" Ku mojemu przerażeniu nie wywołało to najmniejszego skutku...
Powtórzyłem rozkaz. Znów żadnej reakcji. Tłum robotów narastał coraz
szybciej. Wypełniły już szczelnie przedni odcinek korytarza, gdzie
znajdowały się drzwi sterowni. Drzwi te są dźwiękoszczelne ze względu na
to, że w sterowni znajdują się urządzenia radiowe i każdy hałas utrudnia
nasłuch. Dlatego Vano dotąd nic nie słyszał. Teraz jednak wzmagający się
hałas musiał dotrzeć do jego uszu, bo drzwi otwarły się nagle... I wtedy
stało się nieszczęście. Roboty wtargnęły do sterowni, tratując biednego
Vano.
Teraz pojąłem, że na nic nie zdadzą się rozkazy radiowe. Roboty nie
przyjmują informacji z zewnątrz. Gdyby tak nie było, kontrolny elektromózg
nie dopuściłby do takiej sytuacji, zagrażającej bądź co bądź naszemu
bezpieczeństwu.
Nie pozostało nic innego, jak zamknąć się w kabinie i czekać, co z tego
wyniknie. O dostaniu się do sterowni nie było mowy.
O zatrzymaniu robotów również. Była godzina 23.50. Po pięciu minutach
rozległ się sygnał "Grawaksa". Po dalszych dziesięciu uczuliśmy zmianę
przyspieszenia. "Vega" hamowała. A więc "Grawaks" działał bez zarzutu.
Całe szczęście, że był ukryty pod grubym pancerzem i roboty go nie
zdemolowały. A jeśli żyjemy jeszcze i jesteśmy tu, na starej Ziemi, to
zawdzięczamy to jedynie inżynierowi Seye`owi.
M e r 1 o c k: - Kto był odpowiedzialny za przygotowanie zespołu
automatów Rak-4?
G r i s: - Docent Jores był kierownikiem sekcji cybernetycznej. Na
statku tymi sprawami zajmował się Vano.
W i k e: - Dziękujemy panu na razie. Jest pan wolny.
Zeznania drugiego ocalałego kosmonauty, Mitina, zgadzały się całkowicie
z oświadczeniem Grisa. Potwierdził on, że wychodząc ze sterowni spotkał na
korytarzu Vana, wymienił z nim kilka słów, potem wszedł do magazynu, skąd
zaraz wyszedł, bo roboty pracowały sprawnie. Potem położył się w kabinie i
zasnął z książką w ręku.
Oto odtworzona z taśmy magnetofonowej narada inspektora Merlocka z
komisarzem Wike'em: W i k e: - Sprawa jest jasna, inspektorze. Jores przed
startem niedokładnie sprawdził elementy Raków. Miały one uszkodzenie w
układzie odbioru informacji. Potem Gris wydał ten nieszczęsny rozkaz. Taką
miał zresztą instrukcję... Tylko niepotrzebnie kazał "przekazać program"
wyprodukowanym robotom. Stąd całe nieszczęście. Błąd w układzie odbiorczym
powodował, że do robotów nie docierały ani rozkazy, ani impulsy kontrolne
centralnego koordynatora. Miały one w pamięci tylko pierwotny rozkaz -
wyjść na zewnątrz statku i reperować antenę. Bezkrytycznie usiłowały
wykonać to polecenie. Skutki były tragiczne.
M e r 1 o c k: Kto zatwierdzał instrukcję postępowania z robotami Rak-4
na statku?
W i k e: - Zdaje się, że Seye, jako odpowiedzialny inżynier konstruktor
statku. Teraz zbiera laury, które mu się zresztą słusznie należą. Gdyby
nie "Grawaks"... Zresztą uważam sprawę za zamkniętą. Trudno tu kogoś
czynić winnym. Wszystko opiera się na .tragicznym splocie okoliczności.
Ten meteor, który zerwał antenę...
M e r 1 o c k: - Meteor, mówi pan? A ja oglądałem tę utrąconą podstawę
anteny i jeszcze sobie ją raz obejrzę, ale nieco inną metodą... Poza tym
proponuję przesłuchać Seye`a.
W i k e: - Ależ, kolego Merlock, to nie jest potrzebne. Zresztą on jest
w Australii na zjeździe naukowym.
M e r 1 o c k: - Niech go pan wezwie natychmiast, komisarzu. Jest mi
bardzo potrzebny. Poza tym chciałbym jeszcze przesłuchać Joresa.
W i k e: - Po co? Chciałem wreszcie zakończyć tę sprawę. Nie mieszajmy
w to powag naukowych. Dla mnie nie ma w tym nic, co mogłoby nas
zainteresować, jako policję.
M e r 1 o c k: - Jednak niech pan wezwie obydwóch. Oprócz tego proszę
wezwać wszystkich świadków i ekspertów. Jutro 0 16. Będę u pana. Wydaje mi
się, że znalazłem coś rewelacyjnego.
Jeszcze tylko jedno muszę sprawdzić
|
WÄ
tki
|